Majowe marzenie

Gdybym jeszcze tylko mogła, gdybym mogła….,

gdyby ta wariatka – starość mnie nie zmogła,

to bym zaraz, dziś lub jutro, ale w maju

poleciała  chociażby do Paragwaju…,

albo…wspięłabym się sama gdzieś na wierchy,

raczej niższe (nasze, polskie), więc bez Szerpy!)

Gdybym była odrobinę mniej skostniała,

to rękami i nogami bym machała,

i przebiegłabym truchcikiem długą trasę,

odpoczęłabym chwileczkę, gdzieś pod lasem,

trzy dni później wzięłabym udział w regatach,

nie, nie w Gdańsku, lecz w tych Dookoła Świata.

Gdybym nadal ciągle tkwiła w tejże bajce,

oglądałabym wschód słońca na Jamajce…,

odrzuciłabym do kąta swoją laskę

i pognałabym na biwak – na Alaskę.

Gdybym tylko, choć raz jeszcze wszystko mogła...

ot, za późno, durna starość już mnie zmogła

Już przestaję! Wezmę książkę, sparzę kawkę,

siądę sobie na werandzie (mam tam ławkę).

I nie mówcie mi, że mogłoby być gorzej,

lecz się zgódźcie, że pomarzyć każdy może.

 

Tylko Zieleń

Śniło mi się, że nie ma na Ziemi  ZIELENI,

a wszystko jest okryte ŻÓŁCIĄ i ORANŻEM,

( lecz gdyby się na jawie kolor ziemi zmienił-

na myśl o tym, kochani, nie tylko ja zadrżę!)

Ktoś tu szepcze, że mogłaby być FIOLETOWA,

ot, przypadek, bo niby dlaczego ZIELONA?

Na myśl o tym, kochani, pęka mi wprost głowa,

mgłę mam w oczach, omdlewam, czuję wręcz, że konam!!

A gdyby tak – powiadasz – tonęła w SZAROŚCI,

lub w byle jakim BRĄZIE, jak to lniane siemię?

Przestań gadać te bzdury, bo już mnie to złości –

dodam, że opuściłabym  tę inną ZIEMIĘ.

Takie tam – na wiosnę

Pani Mila,  asystentka z Czech

hoduje na swym balkonie mech

i wiosną, zwykle nago

ćwiczy tam figo-fago,

chociaż wszyscy krzyczą, że to grzech!

IMG_0811

Pan magister, biolog, Jarek Kurz 

chciał tej wiosny pojechać gdzieś w busz,

lecz dziś na polskiej łące

poluje na zające,

bo od żony dostał dobry nóż.

Piotr – chcąc z wiosną zwiększyć apanaże

w knajpie robił kluseczki na parze,

gdy mu raz wyszła pulpa,

łkał głośno : – Mea Culpa!

i kierownik musiał wezwać straże.

IMG_0816

Ekspedientka Monika z Iławy

wiosną była skora do zabawy, 

gdy wczoraj na weselu

otoczyło ją wielu,

to krzyknęła: – Precz! Chcę tylko kawy!

IMG_0818

Kacper, technik z warszawskiej Ochoty

choć był łasy na wszelkie zaloty,

gdy zobaczył, że zima,

wiosnę za gardło trzyma,

rzekł: – Z tym wszystkim czekam do soboty.

Światło i cień

Tak było, tak jest i zawsze będzie

i to się w naszym życiu nie zmieni,

że oprócz blasków, snuje się wszędzie

dość nieprzyjemny tłum różnych cieni.

IMG_0537

Ot, pierwszy z brzegu – cień wątpliwości:

Przyjdzie? Nie przyjdzie? (Choć obiecała!)

Lubi? Nie lubi? – cień niepewności,

cień niepokoju: Czego się bała?

Jeśli odejdzie,, co ze mną będzie?

Cień strachu, złości, lęku i smutku,

łażą złe cienie za nami wszędzie,

ciszej, bądź głośniej i pomalutku.

Te cienie nie zawsze są widoczne.

Są jednak inne cienie, te dobre, widzialne, istnienie których zależy wyłącznie od intensywności blasku światła słonecznego, nocnej lampki, świecy, czy ogniska. Wszyscy je znamy, a ja czasem lubię poobserwować te moje domowe, które się zmieniają razem z porą roku i dnia chociaż występują w podobnych miejscach. Niektóre są, owszem, lekko ponure, ale inne budzą we mnie CIEŃ RADOŚCI i UŚMIECHU, a nawet CIEŃ NADZIEI, że nie wszystko jest beznadziejne. Dlaczego? Bo jak je widzę, to mam pewność, że znów świeci słońce. Kilka z nich dziś Wam przedstawiam.

Macie też swoje cienie? A jakie swawolą w Waszym domu?

Ostatnia uczta

Czyli wiosenna, ptasia sesja fotograficzna

Drogie ptaszki krótko-dziobe, skrzydło-pędne!

Zima większość swych bagaży spakowała,

zatem, wszelkie jadłodajnie już są zbędne,

i nie będę już was dłużej dokarmiała.

Na nic prośby świergotliwe, na nic żale,

rosną kiełki, słodkie pędy, są nasionka,

już wyłażą wszelkie muszki i robale,

spójrzcie tylko, tu przysiadła tłusta stonka.

Wszyscy wiemy, że niedługo uschną kwiatki,

przyjdzie mróz, a gdy będziecie znów zziębnięte

znów zaproszę was do stołu na obiadki,

ale teraz już od jutra jest zamknięte.

I

Ruda wiosna

Idzie wiosna, bo zakwitła mi  wiewiórka!

Rozwinęła na słoneczku rude piórka,

oba uszka nastroszyła promieniście,

( a te uszka u wiewiórek są jak liście)

i zerknąwszy szybko spod płomiennej strzechy

zamówienie mi złożyła na orzechy.

ptasi wtorek

Bo, proszę Państwa, zawsze we wtorki

żywią się u mnie zwinne sikorki.

I już.

W czwartki – gdy w menu są słoneczniki

często zgłaszają się kowaliki.

kowalik

No, cóż.

Mam jednak w sobie smutek (niewielki)

że nie chcą jadać u mnie wróbelki,

a przecież zawsze były tuż,tuż!

Dobranocka

Ech, zaśnijcie już, kochani,

czas na krótką przerwę w troskach,

owińcie się ciasno kołdrą i nie zatykajcie noska,

przecież trzeba czymś oddychać!

Uszy? – TAK, zasłońcie oba, żeby nic nie było słychać.

W komputerach –  bez kołyski,        

po dniu pracy drzemią dyski.

Pralka, kończąc wirowanie

szepcze cicho: czas na spanie.

Wszyscy, człowiek, rzecz i zwierzę

musi zasnąć – a ja wierzę,

że NOC  NAM PRZYNOSI RADĘ –

tak, jak w bajkach, więc się kładę.

Idę spać.

Wszystkie psy już dawno chrapią,

we śnie biegną, warczą, łapią?

Idę spać, idę spać.  

                      

Śpią też chmury gdzieś w przestworzach,

koty ( i ten z Żoliborza?),

sowy, kuny i zajączki,                    

śpią w wazonach róży pączki,

w lasach chrapią rude liski,

w domach – pełne jabłek miski.

Idę spać.

Idę spać.

Idę spać.

IMG_0474

Bo ja wierzę, że mnie we śnie coś miłego wreszcie spotka…

Oj! Lodówka przez sen stęka – może zimno jej od środka?

Śpią w parkanach wszystkie deski, pobielone dzisiaj śniegiem,

zasnął królik, sarna, jeleń – przemęczone długim biegiem.

Nie zrzucajcie kołdry raczej,

Rano może być inaczej –

może nadejść Wielki Chłód,

Dwie Zarazy, Wilczy Głód.

Śpijcie, śpijcie…już nie kraczę.

Sama też już idę spać.

Idę spać.

Idę spać.

PS. Chciałabym, chciała, ale ja jestem jak ta, o której sto lat temu śpiewała mi moja mama parafrazując znaną kołysankę „Ach, śpij, kochanie….”

Więc śpij, bo właśnie

księżyc chowa się za chmurę, zaraz zaśnie,

wszystkie córki, nawet złe,

pogrążone są we śnie, tylko jedna moja córka jeszcze nie.

Też śpiewałam, a zamiast córki, występowały też lewki, sroczki, myszki, żabki i różne inne stwory, ale zawsze te ZŁE, co to nie chciały usnąć.

A ja, to zwykła bezsenna SOWA.

IMG_0325

Chciałabym przypomnieć Wam starą „kołysankę” z Kabaretu Starszych Panów, a pięknie śpiewaną przez Magdę Umer. Część zawartych w niej treści już nieaktualna, ale tylko część. Dobranoc.

ZIEMNIACZKI

Z COCA-COLĄ? NIE! NIE! NIE!

Dawno, dawno temu  na płaskowyżu  w Andach, w państwie Peru ( ale i w Boliwii, czy w Chile) uprawiano  coś, co, mogło zaspokoić głód wielu, a co wytrzymywało  niekorzystne, ubogie warunki – a był to ZIEMNIAK. Do Europy trafił podobno pod koniec XVI wieku, a do Polski przywiózł go Jan III Sobieski – w formie egzotycznego kwiatu zresztą, dla znanej ogólnie kochanki. Dopiero pod koniec XVIII wieku BULWĘ  ZIEMNIACZANĄ  rozpleniono porządnie i zaczęto ją hodować na większych obszarach. Pomijam szczegóły dotyczące jej  poznawania i doskonalenia na tle dziejów – dość, że dziś można się nią najeść. Nadal. I to jest wspaniałe.

I OBY TAK BYŁO DALEJ, BO……..

Gdzieś przeczytałam, że w starym słowniku języka polskiego (J.Karłowicz, chyba początek XX wieku) przytoczono około 100 ludowych określeń ziemniaka. Niektóre funkcjonują do dziś: Na Mazowszu i na Śląsku – to KARTOFEL lub ZIEMNIAK. Na Kaszubach – to BULWA. W Małopolsce – są GRULE, a w Pyrlandii, czyli w Wielkopolsce – PYRY. Zauważyłam, że obecnie w całej naszej Ojczyźnie każdy nazywa ziemniaki tak, jak chce. I bardzo dobrze, bo:

Jedni lubią biszkopty, salceson, miód, gofry,

no i dobrze lubcie sobie, proszę,

a ja, żyć bym nie mogła bez zwykłych kartofli

i kartofle wciąż do domu znoszę.

IMG_0289

Gdy pomyślę, że na świecie mogłyby nie być,

kartofelków, ziemniaczków, czy gruli,

to smutek mnie ogarnia i chce mi się powyć,

a ma dusza ze strachu się kuli.

IMG_0281

Gotowany, pieczony, starty, rozgnieciony,

jako frytka, smażony w panierce,

pokrojony, utarty, czy też upieczony-

to on koi mój brzuszek i serce.

IMG_0136

Furda, kasze ( nie nasze), tapioki, burgule,

pal sześć kluski i wszelkie placuszki,

gdy grul nie zjem – to czuję jakieś dziwne bóle

i drętwieją mi wszystkie paluszki.

 OKOPOWE, OKOPOWE – CZYLI  MIĘDZY INNYMI – WŁAŚNIE PYRY!

Zachcianka

Nie jestem entuzjastką diet jako takich, bo ogólnie uważam, że jeśli człowiek nie ma bezwzględnych medycznych przeciwwskazań to powinien jeść to, na co ma apetyt, a tylko z umiarem. Tak, tak, wszyscy wiemy, że niektóre składniki pokarmowe są lepsze dla naszego zdrowia, a inne mogą nam zaszkodzić, warto jednak pamiętać, że opinie w tej materii też się zmieniają w zależności od wyników kolejnych badań naukowych. Dziś jednak miałam niesamowitą ochotę na COŚ SŁODKIEGO, A W DOMU NICZEGO TAKIEGO NIE BYŁO! Staram się, zwłaszcza przed takimi Świętami jak te nadchodzące, nie zaopatrywać domu w słodkości, mam bowiem świadomość, że w te kolejne dni będziemy mieli  ich spory wybór, ale DZIŚ NIE WYTRZYMAŁAM. Od kilku godzin „chodziła” za mną ta potworna oskoma  (może  wprowadziłam się w ten stan podczas śledzenia posiedzeń SEJMU?), ale przed chwilą zrobiłam sobie COŚ, co będę sobie chrupać do końca dnia. Ktoś z Was miał do czynienia z takim przepisem?

Rozpuściłam na patelni pół łyżki masła.

Wrzuciłam do niej szklankę górskich płatków owsianych.

Mieszałam, mieszałam, mieszałam.

Dodałam pół szklanki CUKRU – można mniej, można więcej, zależy to od siły waszego pragnienia.

Zwiększyłam płomień i znów mieszałam, mieszałam, aż płateczki  zaczęły zmieniać kolor na sjenę paloną i pokryły się warstwą karmelu lekko się zlepiając.

Wystudziłam i chrupię cały czas. Czego i Wam życzę, jeśli znajdziecie się w podobnej sytuacji!