powtórka z rozrywki – 29 styczeń

Wystarczy mieć kilka kolorowych czasopism, z których wytniemy jakieś obrazki, przykleimy do kartek z bloku i dorysujemy „dymki.”  Przyjdą znajomi ? Do nas? Do dzieciaków ? Oprócz innych, znanych gier towarzyskich możemy zrobić wspólnie komiks, albo po prostu powygłupiać się wpisując w „dymki” jakieś śmiesznostki

INSTRUKCJA: Co myślą lub mówią osoby (lub rzeczy) na obrazkach? Wpiszcie. Im weselej tym lepiej. Macie jakieś propozycje do obrazka umieszczonego poniżej?

img_6123

Może trochę rozbawią Was autentyczne wpisy, które zachowałam po takiej zabawie.

img_6124
img_6119
img_6120
img_6134
img_6128
img_6131
img_6121
img_6127
img_6125_li (2)
img_6133
img_6126.jpg

21-22 styczeń -Babcia i Dziadek

Jaki to dzień? Szybko

sprawdź!

Właśnie dziś jest Święto Babć.

Choć niejedną coś zaboli, zmarszczy

brew, dostanie sapki,

to w swej masie, przyznaj, proszę:

BABCIE, TO SĄ FAJNE BABKI!

 

                         WSZYSTKIM  BABCIOM   ŻYCZĘ  ZDROWIA

 

InkedIMG_5635_LI

Droga Babciu, oraz równie Drogi  Dziadku!

Jeśli chcecie coś zostawić wnukom w spadku,

wystrzegajcie się fałszywych policjantów,

trefnych wnucząt, chuliganów* i dewiantów.

Unikajcie stromych schodów, śliskich dróg,

by  za wcześnie nie połamać sobie nóg.

Do sklepiku idąc -zakładajcie maski

( to ze względu na wirusy i zarazki)

Wbrew wszystkiemu złemu i naturze

żyjcie  dla nas ,Drogie Dziadki jak najdłużej.

IMG_5917

Chuligan* Wikipedia, wolna encyklopedia

https://pl.wikipedia.org › wiki › Chuligan
 
Chuligan – młody człowiek, na ogół kilkunastolatek lub dwudziestoparolatek, który w sposób szczególnie agresywny i ostentacyjny łamie zasady współżycia …

 MOJA   BABCIA? WASZA?

Moja babcia nie ma siwych włosów – wcale,

moja babcia lubi bale – w karnawale

i mi mówi: – Wiesz, od rapu bardziej wolę

moje stare, dobre, szybkie rock-and-rolle.

Rock and roll dla BABĆ:

Ziuta, no co ty!?

Ziuta wpatrzona w ekran komputera i ubrana w narciarskie spodnie oraz czapkę z pomponem przykucnęła na kanapie i już chciała wykonać kolejny zjazd, kiedy nagle nie weszła, ale wtargnęła do pokoju Wiesia. Przytulała w okolicach brzucha wielką, oszronioną lekko torbę.

  • Ziuta, kochana moja, musisz mi pomóc – zerknęła na ekran, spojrzała na Ziutę i torba wypadła jej z rąk, ale bezbłędnie odgadła: – Aaa, slalom w Austrii, zaraziłaś się tym E-Sportem kochana, ale z kanapą uważaj, ześlizgnęłaś się z niej już kilka razy i to nie w sportowych okolicznościach, więc…ok, zjedź ten raz, a potem mi pomóż.
  • E-SPORT (2)
  • W czym, złotko? – spytała Ziuta i dysząc opadła ciężko na kanapę.

  • Zobacz, kochana, pasztet, kawał tej pieczeni, co ją tak lubisz z majeranem, resztki szynki od teściowej i popatrz, jeszcze pojemniczek z galaretką nóżkową. Wszystko cudownie mi się uchowało w tej nowej lodówce, ale już trzeba odmrozić i skonsumować, bo jak wiesz stosuję tryb rotacyjny, czyli stare mięsko na górę, nowe zaopatrzenie na spód i już chyba wypada zrobić wymianę, a sama tego nie zjem, ugh, ugh.. – Wiesia rozkasłała się dziko, może ją ziębiło od tej torby.

  • Nie ma mowy, Wiesiuniu, odłóż to na bok, wlej sobie kawki i przestań kasłać, bo pomyślę że dostałaś tej…no…tego…tam…wiesz…

  • No co ty, Ziutuś, znam twój apetyt, a co do choroby, to nie bój się wymówić jej imienia, co to, zrobiłaś się jak ta Luśka – płaskoziemianka z dołu, ta, która mówi raczek na raka, czy co tam, żeby go nie obrazić i nie wywoływać wilka z lasu, umówmy się, że to nie Covid, tylko odkaszluję, bo prowiant poświąteczny podniósł mi się we mnie bardzo wysoko i….ugh, ugh…przybyło mi na wadze po tych świętach, i ubyć nie może, i dlatego cię proszę, żebyś tego trochę ode mnie….

  • Nic z tego, kochana, sama próbuję stanąć na nogi po poświątecznej, mięsnej orgii i zobacz, co mam na kanapeczce, biały serek pokryty leciutką warstwą dżemiku. Wieśka, czy ten kaszel to prawdziwy kaszel ? Jesteś pewna ? Wchodzisz do Biedronki zawsze zamaskowana?

  • Ziutka, no co ty!? Obie jesteśmy wyszczepione i to trzy razy każda, twój Januszek też, to wiesz, że nawet gdyby, mamy większą szansę to przechorować, ale tu pozostać!

  • A twoja psina, ten owłosiony baleron, zaszczepiony?IMG_6060

  • No, wiesz Ziuta! Co ty? Temat mi tu zmieniasz i oj, nie musisz się tak o moim psie wyrażać, uczuć nie masz, czy co?

  • A, bo zatuczyłaś go Wieśka na amen i kształtu żadnego psina nie ma, przecież on jest prawie rasowym terrierem, a wygląda jak…

  • Możesz nie kończyć, ale widzisz, jak mi nie pomożesz w konsumpcji poświątecznych dóbr, ty i twój Januszek, to mój Kapselek będzie musiał jeszcze przytyć, bo pies w tej kwestii zawsze pomoże, a nawiasem mówiąc obszczepiłam go na wszystko, co psie. Miej serce chociaż dla zwierzaka.

  • No, dobrze, bo słyszałam taki apel, że niezaszczepione psy to i hautyzmu mogą dostać, i wścieklizny, i psiego Covida też.  Ok, Wiesiulu, wsadź mi tę torbę do lodówki i wstaw wodę na kawkę, bo ja po tych zjazdach muszę nabrać tchu.

  • Kochana jesteś, kochana, na zdrowie wam wyjdzie, zobaczysz, jak podjecie sobie z Januszem, ale popatrz, przyniosłam też kije, może po kawusi, jak trochę odziajesz, weźmiesz swoje i polecimy wokół parku ze trzy razy, co?

  • Pomysł co do tego, żebyśmy sobie kijami pomajtały kochana, to jest dobry pomysł, może zabierzemy tego twojego Kapsla?

  • Ziuta, no co ty!? On nawet za nami nie nadąży, ale może włączę mu jakiś psi e-sport, to chociaż trochę łapami porusza.

Na co ja czekam?

Czekam, (a czas się dłuży nieznośnie),

już nie na zaspy, mróz, śnieg, bałwana,

czekam…po prostu na przed-przedwiośnie,

wciąż niedogrzana i zakichana!

Oświadczam wszystkim: Tej porze roku

dziś oficjalnie zmieniłam imię-

wichry, ulewy, świat cały w mroku?

To żadna ZIMA! Tylko BEZZIMIE.

Zerkam przez szybę zamgloną deszczem,

gną się w podmuchach modrzewie wiotkie.

Wtulić się w koce? Podrzemać jeszcze?

Ej, chyba wstanę, zrobię szarlotkę!

Po namyśle zamieniłam szarlotkę na jajka faszerowane, które bardzo często „za mną chodzą” i to właśnie w takiej chrupiącej, brązowej powłoczce. W środku siekane jajka, koperek, podsmażona na złoto szalotka (lub zwykła cebula) i sól z pieprzem oczywiście. Każdą nadzianą skorupkę zanurzam w roztrzepanym jaju, obtaczam tartą bułka i smażę na maśle klarowanym. Nie podam wam informacji o tym, ile takich połówek jestem w stanie zjeść w ciągu jednego posiłku, bo narobiłabym sobie wstydu. HA!

PS. (Dopisano 15 stycznia 2022r, rano):

Właśnie w tej chwili coś się zmieniło,

wstałam i nagle mnie oświetliło

blade i jeszcze niezbyt gorące,

lecz jednak SŁOŃCE.

W zdrowym ciele…

(fotka nad tytułem – kiedyś w lutym – morsowanie w Bałtyku. Ci to będą zdrowi!!!!

ABSURDALNA, GŁUPAWA RYMOWANKA PROZDROWOTNA

W górze dziwnie mi iskrzyło,

dołem źle mi się chodziło,

a pod nosem, dość rzęsiście

katarzyło się perliście.

InkedPrzymuszewo 2015 038_LI

Oj!

Gdzieś pod żebrem coś skrzypiało.

Jakby tego  było mało,

od stóp do głów i z powrotem

zlewało mnie zimnym potem.

InkedKrzys ogród 2011 027_LI — kopia

Fuj!

Więc prosiłam, wręcz błagałam,

( co pamiętam nieco mgliście)

by się ciało nie poddało!

Posłuchało, oczywiście!

Hm!

Mimo, że to starsze ciało

(chociaż rzadko o tym głosi )

Hop! Dźwignęło się i wstało,

i dziś o nagrodę prosi.

Co?

Może dać mu czekoladkę? –

myślę…i zaliczam wpadkę,

bowiem ciało zawołało:

Chcesz bym było zdrowe, krewkie,

gibkie? A więc będę szczere!

Daj mi jabłko, lub rzodkiewkę.

(I o kontakt proszę z chudym, białym serem.)

zimowe rzodkiewki

Durne ciało

nie wiedziało: 

Po rzodkiewce o tej porze

może czuć się tylko gorzej!

Doskonale przy takich objawach (jak wyżej) działają mięsne uszka w jasnym rosołku lub w czerwonym barszczu (potrawa tak podana wygląda bardziej patriotycznie i ta dolna miska dla tych, co nie znoszą rosołku – a ten, na dokładkę,  był BARANI!)

Ktoś się pyta, czy to nie był aby KORONAWIRUS? ALEŻ, Kochani…

PS.1.   Chociaż tłuszcz każdy jest LIPIDEM,

         Nie każdy związek jest ZBOWIDEM,*

         Nie każdy pisarz jest NORWIDEM,

         Nie każda GRYPA jest COVIDEM.

* ( ZBOWID – Związek Bojowników O Wolność i Demokrację- szczegóły w sieci)

  PS.2. Ktoś się tu jeszcze nie zaszczepił? O, Mamma mia!!

 

 

Opowieści z życia Kotka Psotka

Niektóre dzieci jeszcze to lubią

Krystyna Zet  ( Kryzab)

O P O W I E Ś C I

Z     Ż Y C I A       K O T K A         P S O T K A

Opowieści są przeznaczone dla rodziców, którzy lubią głośno czytać, dla dzieci, które lubią słuchać, trochę myśleć oraz zadawać pytania i…dla kotów.

Oświadczenie

Podobieństwo występujących w

opowieściach osób, zwierząt i kotów

do innych, które może znacie,

jest absolutnie przypadkowe.

A może nie?

                                                  W S T Ę P

Pisać, oczywiście nie potrafię, ale to ja wymyśliłem wstęp, bo myśleć każdy umie, chociaż odrobinę. Otóż, jestem całkiem zwykłym, pręgowanym kotem i mieszkam z Kasią na wsi, w bardzo miłym domu z ogrodem.

Zaraz za wsią jest jezioro, wokół lasy, a niedaleko nas mieszka mój najlepszy przyjaciel Mruczek. Wymarzone miejsce dla kotów.

Przymuszewo 2015 111                        2013 przym. 185

Mam też innych przyjaciół. Poznacie ich, bo są bardzo ważni w moim życiu i to właśnie oni, na prośbę Kasi wybrali kilka ogólnie znanych zdarzeń, które,  ich zdaniem powinny zostać opisane.

Pozwoliłem na to, bo słyszałem, że większość osób, dzieci, kotów i innych stworzeń ma podobne do moich przygody i kłopoty, a czytając o nich w książce, czują się wszyscy sobie bliżsi. Czy tak jest?

Mam też nadzieję, że wcale Was nie dziwi to, że Kasia ze mną rozmawia. Jestem pewien, że sami znacie mnóstwo osób rozmawiających nie tylko z kotami, ale również z lalkami, pluszowymi misiami, psami czy nawet z ptakami.  To tyle, POZDRAWIAM  was.  Kotek Psotek

                             ZAJĄC MUREK  

Zając Murek: ” Ja mam zacząć ? Jestem trochę przestraszony, ale czuję też dziwną radość !! „

    Kasia poprosiła nas, przyjaciół Psotka o krótką historię poznania się i wybranie kilku zdarzeń, które według nas powinny znaleźć się w tej książce.

Wiem, że to są opowieści z życia jej kota, no, ale my mieliśmy w nich przecież duży udział, każdy się z tym zgodzi.

    Ja, zając Murek mieszkam sobie pod pewnym krzakiem, na granicy łąki i pola, na którym właściciel sadzi raz kapustę, a raz marchewki i inne warzywa, co, przyznacie, jest dla mnie bardzo wygodne, bo łatwiej mi zdobyć coś do zjedzenia. Nie podaję dokładnego adresu ze zrozumiałych przyczyn.

To prawda, zające strachliwe, ale jak wiecie, my, zwierzęta musimy być ostrożne. Nie każdy nas lubi i są, niestety ludzie, którzy mogliby nas skrzywdzić albo przestraszyć, albo i złapać, prawda?

A nam najlepiej się żyje na wolności.

Czy chcecie wiedzieć, jak się zaczęła nasza przyjaźń z Psotem ?

Pierwszy raz zobaczyłem go na ośnieżonym pagórku obok domu Kasi.

Zjeżdżaliśmy z Betką po śniegu, a on nam pożyczył prawdziwe sanki. Nie rozmawiałem z nim wtedy i wcześniej poszliśmy z Betką do domu. Nawet nie wiedziałem, że miał kłopoty z powrotem do domu. W następnych dniach zima zupełnie oszalała, rozpętały się zawieje i zamiecie, wszystko pokryte było stosami śniegu. Trwało to bardzo długo.

Mróz był taki, że wszystkie zwierzęta i ptaki pochowały się w rozmaitych dziuplach, kryjówkach i norkach. Bardzo trudno było zdobyć jakieś pożywienie, a przecież i ludzie i zwierzęta muszą jeść.

Wszyscy prawie mieszkańcy naszej okolicy wiedzą doskonale, że podczas takich ostrych zim działa u Kasi stołówka dla zwierząt i ptaków. I każdy może znaleźć tam coś dla siebie, więc i ja zdecydowałem się, że wyruszę, bo byłem bardzo, bardzo głodny.

Ciężka to była droga. Wiele razy zapadałem się w śnieg i wpadałem w jakieś dziury z oblodzonymi krzakami, wygrzebywałem się i znów brnąłem dalej, aż w końcu doszedłem. I wiecie co ? Zemdlałem!

Inkedsnieg 2929_LI

I kto mnie znalazł leżącego tuż przed skrzynkami z pysznymi marchewkami, burakami i jabłkami przygotowanymi dla zwierząt przez Kasię zaraz za jej ogrodem ? To był właśnie kotek Psotek. Okazało się, że zraniłem się w nogę.

Potem była wizyta u lekarza dla zwierząt, jakieś paskudne lekarstwa i resztę tej strasznej zimy spędziłem w kąciku komórki ogrodowej.

Nie brakowało mi ani jedzenia, ani towarzystwa. Bo różne pyszności, które lubią zające przynosiła mi Kasia, a kotek Psotek zadbał o to, żebym się nie nudził i przegadaliśmy razem wiele godzin.

Ta zima, chociaż ciężka, była ciekawa, a ja zyskałem przyjaciela.

Kiedy nadeszło przedwiośnie, oboje z Kasią wyprowadzili mnie na łąkę i mogłem wrócić do siebie. Znacznie później dowiedziałem się, że to pierwsze spotkanie kotka Psotka z zimą mogło się dla niego bardzo źle skończyć. I mam pomysł: opiszcie to, żeby wszyscy wiedzieli, że czasem z mrozem nie ma żartów. Mam nadzieję, że opiszecie tu historię zaginięcia kota Mruczka i spotkanie z kimś, kogo polubiłem, chociaż wcześniej w ogóle nie wyobrażałem sobie takiej sytuacji. Życie potrafi zaskakiwać.                                                         Zając Murek

                                           ZIMA

Kotek Psotek : -„Wtedy byłem jeszcze naprawdę mały i niezbyt mądry.”

jesień 2012 067

Kotek Psotek nie wiedział jeszcze wiele o świecie. W pewien grudniowy piątek wskoczył jak zwykle na parapet, żeby zobaczyć co się dzieje na podwórku, zakręcił się niespokojnie trzy razy wokół ogonka i spadł na podłogę głośno krzycząc:

KAAAASIU !!! Nie ma drzew !!Nie ma liści!! Nie ma trawnika !! Niczego nie ma !!! Ktoś oblał CAŁY świat mlekiem ! Wszystko jest białe !!!

Kasia lekko zaniepokojona zerknęła przez szybę i od razu wszystko zrozumiała.

– No tak, skąd niby miałbyś to wiedzieć ? Och, Psotku, to śnieg spadł na ziemię, tak się dzieje, kiedy mamy zimę. Śnieg jest biały, zimny, mokry i śliski, to taka zmrożona mała kropelka wody. Popatrz, widzisz co robią twoi przyjaciele?

Psotek znów wskoczył na parapet i nieśmiało zerknął na ten nieznany mu do tej pory widok.

– Betka zjeżdża, ale tego szarego, z uszami nie znam – mruknął.

– Widywałam go na naszej łące- stwierdziła Kasia – a po śniegu można zjeżdżać, można z niego lepić bałwany i śnieżne kulki, którymi można się obrzucać.

– Czy ja mógłbym spróbować? – spytał Psotek, obserwując jak ze wzgórza za łąką wiewiórka Betka z zającem, którego nie znał (a którego miał poznać bliżej jeszcze tej zimy ) suną z górki na czymś ciemnym i płaskim.

– Używają kawałka kory – zauważyła Kasia i zaraz dodała: – Możesz, a ja mam tu dla ciebie coś znacznie lepszego. Popatrz, to moje stare sanki, to na nich zjeżdżałam kiedy byłam mniej więcej w twoim, hm, wieku, jeżeli rozumiesz, co mam na myśli. . . eech, nieważne. Wróć do domu, kiedy poczujesz, że cię szczypią łapki albo nosek, pamiętaj. I ubierz się ciepło, twoje futerko może być niewystarczającą ochroną w takim dniu.

     Betka spostrzegła go od razu: – Ej ! Kocie Psocie! O, do licha, on ma sanki ! Czy one działają ? A to Murek, jeden z milszych uszastych zajączków, które mieszkają w naszych okolicach. Dasz się przejechać?

– Nie dam!! Nie chcę być żadnym p r z e j e c h a n y m kotem – oburzył się Psotek – ale proszę, mogę je wam pożyczyć, bo jeszcze się na nich dobrze nie znam, popatrzę sobie na was.

– Właśnie o to chodziłoroześmiała się Betka.

– To wyrażajcie się p o  l u d z k u! – burknął kotek i wręczył im sznurek od sanek. Betka podwinęła pod siebie kitkę i usadowiła się nich, a zaraz za nią przycupnął Murek, któremu śmiesznie sterczały uszy ze specjalnej, zimowej czapki.

      Zaczęli zjeżdżać z pagórka, podchodzili i znów zjeżdżali, podchodzili i znów zjeżdżali, aż kotek Psotek uznał, że już wszystko wie i sam wdrapał się na szczyt.

– Teraz ja – oświadczył i wsiadł na sanki. Murek je popchnął i to całe zimowe urządzenie do zjeżdżania po śniegu, najpierw wolno, a potem szybko, coraz szybciej, oj, bardzo szybko zaczęło się zsuwać w dół.

“ Im niżej, tym szybciej”- zdążył pomyśleć Psotek i w chwilę potem siedział zakopany w śniegu po nos, a właściwie nie wiadomo PO CO, bo z zaspy wystawał tylko czubek ogonka.

– No tak, jest jeszcze niedoświadczony- burknęła Betka i razem z Murkiem pomogła Psotkowi wygrzebać się ze śniegu i wytrzepać futerko.

Po kilku, coraz doskonalszych zjazdach, Postek czuł się świetnie i zaczął teraz wypróbowywać różne inne pozycje. Zjeżdżał, a to stojąc łapkami na sankach i trzymając sznurek w pyszczku, a to leżąc na brzuszku, a to w swojej kociej pozycji, to znaczy zwinięty w kłębek..

Nie słyszał wołania przyjaciół, nie zauważył, że poszli już do domu. To była jego pierwsza w życiu zimowa zabawa i zapomniał o całym świecie. W pewnym jednak momencie poczuł, że dziwnie zesztywniał mu ogonek, futerko zbiło się w twarde, lodowe grudki, a wąsy nie chcą się ruszać.Zadrżał i rozejrzał się wokół siebie.

Między drzewami snuła się niemiła, skłębiona mgiełka. Różowiło ją stojące bardzo nisko nad horyzontem słońce. Nic a nic nie grzało. Wszystko było dziwnie nieruchome i ciche. Świat zastygł.

wigilia 2012 + ferie 2013 004

 Psotek z trudem uniósł jedną łapkę i miał wrażenie, że pozostałe trzy nie chcą się odkleić od śniegu. “Coś jest nie tak, jak powinno” – pomyślał i spojrzał tęsknie w stronę wijącego się przyjaźnie dymu z komina, wyobrażając sobie jak przyjemnie musiała się już rozgrzać jego poduszka leżąca w koszu przed kominkiem. Próbował się poruszyć, ale nic go nie chciało słuchać, ani ogon, ani łapki, futerko dziwnie trzeszczało, a na wąsach zamarzły małe sopelki.

wigilia 2012 + ferie 2013 086

Chciał je wylizać . . . i też nie mógł. “ Chyba zasnę” – pomyślał – i zasnął. Obudził się na kolanach Kasi, która delikatnie wycierała mu futerko ciepłym ręcznikiem, co było bardzo, bardzo wspaniałe. Mruczała też coś pod nosem o jakimś mrozie, który może być niebezpieczny dla zwierząt, a zwłaszcza dla tych, które nie słuchają mądrych rad. Psotek był za bardzo zmęczony, żeby jej wszystko wyjaśnić, ale czuł, że wszystkie jego części, łącznie z ogonem są już ruchome, ciepłe, tak ciepłe, że gotowe do prawdziwego kociego snu. Zdążył cicho mruknąć : – Tak, zima może być niebezpieczna, już teraz wiem i zasnął.

                            ZAGINIĘCIE MRUCZKA

Kotek Psotek: -„ W trudnych sytuacjach niektóre koty też potrafią wpadać na dobre pomysły”

   – Czy wiesz, co wczoraj robił Mruczek? Czy przypadkiem nie planowaliście jakichś wspólnych, tajemniczych zadań ? – głos Kasi lekko drżał i z niepokojem patrzyła na Psotka?

– Wczoraj się z nim nie widziałem, prawie cały dzień poganiałem motyle na łące.

– Goniłeś – poprawiła Kasia i zaraz dodała – Mruczek gdzieś zaginął, przed chwilą telefonowała babcia Nela i naprawdę jest bardzo zmartwiona, bo wczoraj w południe wyszedł na swoją kocią przechadzkę i nie wrócił do tej pory, a jego miseczki z jedzeniem nie są nawet zaczęte.

– O, to już poważniejsza sprawa! – głośno oznajmił Psotek – czy ktoś go szuka?  Muszę n a t y c h m i a s t rozpocząć poszukiwania! – i kotek Psotek wielkimi susami pobiegł w stronę domu babci Neli, która właściwie nie była babcią ani Kasi, ani tym bardziej Psotka, a tylko bardzo dobrą, starszą przyjaciółką mieszkającą w chacie z drewnianą werandą, na końcu wielkiej łąki, za którą zaczynał się ulubiony przez wszystkich brzozowy las.

   Wszyscy przepadali za babcią Nelą, bo była zawsze w dobrym humorze, umiała każdego rozweselić śmiesznymi piosenkami, nigdy nikomu nie odmawiała mleka, soku czy herbaty, potrafiła też służyć dobrą radą, a chyba takie powinny być babcie, prawda? Wszyscy też doskonale wiedzieli, że jest bardzo przywiązana do swojego kota – może nawet odrobinę za bardzo – przemknęło przez głowę Psotkowi, bo nie zawsze puszczała go na ich wspólne wyprawy. I to tym bardziej niepokoiło. Gdzie on się mógł podziać?

Psotek zbliżył się do werandy sapiąc ze zdenerwowania i zobaczył babcię siedzącą w wiklinowym fotelu i wpatrującą się gdzieś w dal. Przed nią, na drewnianym schodku werandy stały różnej wielkości miseczki wypełnione najbardziej ulubionymi smakołykami Mruczka – jedna z mlekiem, następna ze smażoną wątróbką, jeszcze inna z roztartym ze śmietanką twarogiem.

InkedIMG_8734_LI

– I wszystko na nic, Psotku – szepnęła babcia – rozstawiam, przekładam, dokładam różne pyszności, żeby poczuł i wrócił, a tu nic, nie ma twojego przyjaciela.

– To wszystko dla niego ?? – zdziwił się Psotek, bo Babcia Nela nie miała w zwyczaju przekarmiać Mruczka.

– Tak, wszystko dla niego – potwierdziła smutnym głosem – zastawiłabym nawet całą werandę, byle by tylko wrócił, może się czymś poczęstujesz ? – dodała w jakimś roztargnieniu.

– Niczego bym teraz nie przełknął – krzyknął Psotek – idę go szukać. Musiało się COŚ stać – burknął po cichu – przecież go znam, zapach wątróbki wyczułby nawet z odległości chyba stu kilometrów !

InkedInked2013 przym. 114_LI

Psotek już nie zwlekał, tylko popędził przez łąkę tak szybko, jak tylko pozwalały mu na to jego kocie łapki, aż zagłębił się w lesie i wtedy zaczął ostrożnie obchodzić każdy krzak i drzewa. Nic z tego, w żadnej ze znanych mu, ulubionych kryjówek nie było ani Mruczka, ani jego śladów, nawet jednego kłaczka z jego czarnego futerka.

O, tu jest ten płaski kamień, na którym nieraz wygrzewał się z Mruczkiem podczas ich kocich wypraw. A tam, za tą rozwidloną, starą brzozą ukryli się kiedyś przed rozzłoszczoną czymś Betką, teraz nie było tam ani Betki, ani Mruczka.

– Ciekawe, czy wie i czy go szuka? Gdyby tak rozejrzała się po okolicy z czubków drzew, może coś by wypatrzyła, ale z Betką nic nie jest pewne – Psotek westchnął ciężko i wszedł w mniej sobie znana część lasu. Rosło tu więcej sosen, jałowców, między nimi rozciągały się polany mchu, albo wysokich, suchych traw, albo krzaków jagodowych.

Przychodzili tu czasem z Kasią zbierać owoce, ale teraz, nie, za żadną kępą nie było nic, co mogłoby choć odrobinę przypominać Mruczka.

Psotek krążył i nasłuchiwał, denerwowały go wszystkie leśne dźwięki, które do tej pory lubił, bo żaden z nich nie był znanym mu, trochę chrapliwym mrukiem jego przyjaciela.

Zaczęło się zmierzchać i cienie drzew się wydłużyły, a łapki Psotka coraz wolniej niosły go w głąb lasu.

Nagle usłyszał jakiś dziwny dźwięk. Co to było ? Ptak ? Ale jaki ? Czy to mógł być skrzek sójki ? Nie, nie, one drą się na cały las, a może to nie ptak ? W takim razie co, albo kto? Co to było ? Ostatni podmuch wiatru przed zachodem?

E, tam, skąd ten pomysł, to raczej był jakiś słaby pisk!

Zamarł w bezruchu z podniesioną jedną łapą i starał się złowić ten dźwięk jeszcze raz i nagle usłyszał : – Miau ! Ratunku ! Miau! Miau! – brzmiało to słabo, cicho, ale zrozumiale i Psotek pobiegł w kierunku głosu. Zapomniał o zmęczeniu, biegł jak szalony kot i raptem znalazł się nad brzegiem sporego dołu, który ktoś tu wykopał, chyba w poszukiwaniu piasku.

Zbliżył się ostrożnie do krawędzi i…. co za radość, na dnie zobaczył ciemną, futrzaną, popiskującą kulkę, która była niewątpliwie Mruczkiem.

– Mruczku, trzymaj się, zaraz coś wymyślę i będziesz uratowany ! Ale co? Psotek patrzył bezradnie na nieskuteczne próby wydobycia się przyjaciela z tej podstępnej dziury. Po każdym kroku w górę, Mruczek zjeżdżał trzy kroki w dół razem z obsypującym się z piachem i nawet kocie pazury nie pomagały.

Widać było, że Mruczek jest osłabiony, miał brudne, pozlepiane futerko, smętną minę i kiedy spojrzał na Psotka stojącego na krawędzi wykopu, nawet się nie ucieszył, tylko zamruczał : Uważaj, bo ty też zaraz wpadniesz.

  Psotek kręcił się niespokojnie wokół własnego ogona i pomrukiwał cicho: – pracuj głową, pracuj głową – i za chwilę już wiedział, co powinien zrobić. Stękając i mrucząc z wysiłku przyciągnął nad brzeg dziury suchą gałąź sosnową i cieńszy jej koniec spuścił na dno jamy.

– Hej ! Spróbuj Mruczku wejść po tym patyku, utrzyma cię, jesteś lekki i przecież zwinny jak kot ! No, ostrożnie, wolno, wspaniale – zachęcał przyjaciela do wysiłku. I udało się. Po chwili, która Psotkowi wydawała się bardzo długa z dołu wynurzył się chwiejnie osłabiony Mruczek.

Niczego nie zauważyłem – szepnął, a wąsy miał bezradnie opuszczone – nagle nie było mnie tu na górze, tylko byłem tam, w dole, uff, dziękuję ci Psotku – przytulił się do Psotka.

– Czy mam ci udzielić jakiejś pierwszej pomocy? – zapytał Psotek wpatrując się uważnie w Mruczka.

– To znaczy? – wysapał Mruczek – przecież uratowałeś mi życie!

– No nie wiem, może potrzebujesz sztucznego oddychania, albo masażu?

-Oddycham – jęknął Mruczek – możesz mnie tylko lekko podtrzymywać w drodze do domu. I tak zrobili.

Babcia Nela już z daleka zobaczyła swojego kota i szybko dostawiła kolejne miseczki z przysmakami, bo na werandzie przysiadła cała grupa innych poszukiwaczy.

Była i Kasia, i zając Murek, i Betka, a nawet dwie sąsiadki babci Neli.

Wszyscy bili brawo, ale kotek Psotek nie bardzo wiedział – dlaczego.

Był bardzo zmęczony, ale też szczęśliwy i z przyjemnością patrzył na siedzącego u stóp babci Mruczka, który uśmiechał się do niego i gryzł z rozkoszą kawałek wątróbki.

Kasia i babcia patrzyły na niego, na Psotka, obie miały łzy w oczach i tego Psotek też nie rozumiał, bo przecież wszystko skończyło się szczęśliwie!

                            NOWA  ZNAJOMOŚĆ

Kotek Psotek: “ W odpowiednim miejscu, czasie i sytuacji, np. podczas wiosennego podwieczorku, każdy pies i kot mogą zostać dobrymi znajomymi. Sprawdziłem to.”

Kasia smażyła w kuchni naleśniki i spoglądała przez szeroko otwarte okno.

W takie ciepłe wiosenne dni, kiedy słońce nie grzeje jeszcze za mocno, a wiatr łagodnie kołysze gałęziami drzew, wszystkie znane jej osoby i zwierzęta bardzo lubiły spotykać się u niej w domu na naleśnikowych podwieczorkach..

Kotek Psotek kręcił się po ścieżce biegnącej przed domem i w chwili, kiedy wykonał kolejny, zgrabny, koci zwrot przez ogon i skierował się w stronę furtki zobaczył za nią COŚ OBCEGO, rudego i okrągłego. Zaczął się ostrożnie zbliżać w tym kierunku i wtedy usłyszał głos Kasi:

– To tylko jakiś piesek, Psotku, jeśli będzie miał ochotę, zaproś go na podwieczorek, może też jest głodny.

nowy folder 017

Psotek podszedł do furtki i zobaczył poplątaną kulę rdzawych loczków, z której w górę sterczały dwa śmieszne, ostro zakończone uszy, spod grzywki wpatrywały się w niego dwa wesołe, kasztanowe ślepia, a ciemny, wilgotny, na szczęście jeden nos węszył w skupieniu.

– Czy ty faktycznie jesteś psem? – zapytał uprzejmie Psotek

– No, tak, jestem.

– Bo ja jestem kotem

– Mnie to nie przeszkadza. Och! Jak tu smakowicie pachnie!

– Kto wyprowadził ciebie na spacer?

– Sam się wyprowadziłem.

– I co?

– I nie wiem, czy będę wiedział jak się wprowadzić z powrotem

– No, tutaj na pewno nie możesz się wprowadzić, a z tego co mi wiadomo, psy mają wspaniały węch i potrafią rozpoznać drogę do własnego domu, prawda ?

– Prawda, chociaż mój jest jeszcze słaby i czuję tylko mocne, wspaniałe zapachy takie jak tu i mój nos nie ma zamiaru szukać teraz innych.

– To  n a s z e  naleśniki! – krzyknęła Betka zeskakując z parkanu.

– Nie nasze, tylko Kasi – burknął zając Murek wychodząc spod krzaka bzu.

– Ale dla  n a s! – mruknął Psotek i zaraz zapytał: – Jesteś głodny ? Jak masz na imię?

– Jestem, zawsze jestem, a nazywam się …hm… Reksopon.

– O, la, la – pisnęła Betka – takie małe coś, a imię….

– Przestań ! – powiedział Psotek i poprowadził gościa prosto do stołu.

Kasia wyszła z domu trzymając w rękach wielki talerz z górą naleśników, rozejrzała się i zauważywszy gościa rzekła z namysłem:

– Hej, czy ty nie jesteś tym pieskiem naszego nowego lekarza.? Nigdy ciebie nie widziałam, a znam okoliczne psy, nazywasz się Bąbel, prawda? Opowiadały mi o tobie dzieci w szkole, zachwycając się twoim imieniem. Cieszę się, że wstąpiłeś do nas na podwieczorek.

Było cicho, ale teraz zrobiło się jeszcze ciszej i przez chwilę wydawało się, że już tak będzie zawsze, ale Betka potrząsnęła kitką, zerknęła na spuszczony psi nos i krzyknęła:

– No, ulżyło mi! Myślałam, że ma jakieś inne, wytworne imię, a Bąbel brzmi wspaniale i pasuje do naszych: Betka, Psotek, Murek, Bąbel, a, jeszcze Mruczek, nie mam racji?

Nos gościa podniósł się trochę do góry: – Tak, jestem Bąbel, ale czasem …wymyślam sobie no, takie różne…

– A myślisz, że my to nie? – Betka spojrzała najpierw na przyjaciół, którzy pokiwali łebkami, potem na Kasię i powiedziała zdecydowanym głosem:

– Ja poproszę z masłem orzechowym, jeśli, oczywiście takie są,

– A ja z tartą marchewką – poprosił Murek

– Czy udało ci się zrobić te z twarożkiem ? – uprzejmie spytał Psotek

– Oczywiście, Psotku – odpowiedziała Kasia, kładąc mu na talerz naleśnika i zwróciwszy się w kierunku Bąbelka, powiedziała :

– Mam nadzieję, że będą ci smakowały naleśniki z mielonym mięskiem ?

– Och ! – westchnął tylko Bąbel.

– Kasia potrafi zrobić sto dwadzieścia różnych naleśników – krzyknęła z entuzjazmem Betka.

– Teraz to ty coś zmyślasz – mruknął Psotek, a Bąbel roześmiał się głośno.

Kiedy skończyli jeść, wspólnie odprowadzili Bąbla do domu, zapewniając go, że zawsze będzie mile widziany w ich gronie.

                            WIEWIÓRKA  BETKA

IMG_2415

Wiewiórka Betka : “ TO, że i JA mogłam tu dodać kilka słów – chociaż druga w kolejności, jest tylko i wyłącznie zasługą Kasi. Dziękuję.”

 Wreszcie dali mi dojść do głosu. W końcu, gdyby nie moja znajomość z kotkiem Psotkiem, to te opowiastki byłyby chyba mniej ciekawe !! Psotek jest sympatycznym kotem, fakt, ale jak na kota i jak dla mnie, za bardzo myślący. Ciągle o coś pyta, o czymś myśli, coś chce poznawać. Czasem miałam okazję posłuchać jego rozmów z Kasią i och, na najsłodsze orzechy świata, nie wszystko było zrozumiałe nawet dla takiej doświadczonej życiowo wiewiórki, jak ja. Tak czy owak, Psotka bardzo lubię i ja już się postaram, żeby miał w życiu inne rozrywki. Jestem pewna, że uda mi się go namówić na jakieś bardziej zwariowane przygody.

  Mnie na przykład szaleńczo ciekawi, co jest pod tym całym rumowiskiem, w którym mieszka Patryk ( jeszcze go nie znacie, ale poznacie!). Bo w takiej zawalonej, kamiennej budowli MUSZĄ być jakieś lochy i piwnice, a wszyscy wiedzą, że jak są lochy, to mogą być w nich wspaniałe skarby !!  Ja, zwinna wiewiórka wszędzie się wcisnę !! Muszę ich namówić na tę wyprawę!! Muszę! Muszę! No, jedynie z Mruczkiem będą kłopoty, bo babcia Nela za bardzo się nad nim trzęsie, więc go nie puści, a on bez pozwolenia nie pójdzie, bo nie chce jej robić przykrości. Chyba tak musi już być.

    Moje spotkanie z Psotkiem nie było aż tak dramatyczne, jak zimowa przygoda Murka.

IMG_3125

Lubię jesień, bo wtedy dojrzewają wszystkie orzechy i właśnie w taki jesienny, złocisty dzień skakałam sobie z gałęzi na gałąź leszczynowego krzaka, kiedy nagle usłyszałam:

– Ej, coś ty taka ruda ! Kim jesteś ?

To był, oczywiście Psotek. Cały on, jak to się mówi. Zaczął od pytania.

I dostał odpowiedź : – Jestem wiewiórką, a co, nie podoba ci się mój kolor?? To wracaj, pręgowańcu do domu i nie zawracaj mi głowy!

– Przeciwnie, twój kolor  b a r d z o  mi się podoba i wyglądasz ślicznie na tle brązowych, czerwonych i żółtych liści. Pasujesz do jesieni.

– No i co wy na to ? Bo mnie wypadły zebrane orzechy z łap i kilka z nich trafiło oczywiście w Psotka, ale on się tylko po kociemu roześmiał.

Zeskoczyłam z leszczyny, żeby je pozbierać i przyjrzeć się temu dziwnemu kociakowi. Muszę przyznać, że z bliska, te jego ciemniejsze pręgi na szarym futerku wyglądały też całkiem nieźle, więc mu o tym powiedziałam.

– Miła jesteś – odpowiedział i zaraz dodał – To dobrze, że jedni są rudzi, inni żółci, albo zieloni, jest przynajmniej jakaś rozmaitość, prawda?

– Zieloni ? – spytałam – myślisz o ufoludkach czy innych bajkowych stworach?

– Nie. Myślę o żabach i świerszczach – odpowiedział poważnie. I co z takim kotem zrobić ? Musiałam, po prostu m u s i a ł a m się z nim zaprzyjaźnić.

I cieszę się, że mogłam to opowiedzieć. Zrobiłam to całkiem dobrze, prawda?

Jeśli ktoś się pyta, co opisałabym w tej szykowanej książce, to odpowiadam: – Chciałabym, żeby to były zdarzenia w których ja zawsze się pojawiam, ale słyszę już te protesty !!! Proszę więc tylko o opis miłego podwieczorku z Psotem u mnie w dziupli ( Ha! Ha !) oraz o powtórzenie tego wykładu Kasi o szkole. Podsłuchiwałam oczywiście ( ble, ble..), ale nie był wcale taki głupi jak mi się początkowo wydawało.

W I Z Y T A    U    B E T K I

IMG_2368

Kotek Psotek : Przekonałem się, że lepiej wchodzić niż schodzić

      Kasiu, za godzinę wychodzę – oznajmił Psotek i spojrzał na nią bardzo poważnie – zostałem zaproszony na podwieczorek, wyobrażasz sobie ? A wiesz z jakiej okazji i przez kogo? Przez Betkę, bo mija rok od naszego pierwszego spotkania…to było jesienne popołudnie..

– Hm ! – powiedziała Kasia.

– Dlaczego hmychasz ? – spytał Psotek.

– Zastanawiam się, czy ona wie, że jej podwieczorki są zupełnie inne niż twoje, czy wzięła to pod uwagę i….

– Rozumiem, że się obawiasz, czy nie będę musiał udawać, że mi smakują orzechy, żołędzie i te inne rzeczy, które jadają wiewiórki, a koty nie?

– No…tak – przyznała Kasia – może, tak na wszelki wypadek wziąłbyś ze sobą mały kubeczek jogurtu?

– W żadnym wypadku! – zaoponował Psotek – przecież nie wypada !!

Kotek Psotek zamyślił się przez moment i głośno stwierdził:

– Ona WIE, że JA jestem KOTEM i że jadam inne rzeczy niż wiewiórki, a jeżeli to do niej jeszcze nie dotarło, to trudno, może uda mi się zmiażdżyć zębami jednego orzecha, przecież od tego nie zachoruję!

– Też tak myślę – kiwnęła głową Kasia. – Czy wiesz, gdzie ona mieszka?

– Tak, to ta wielka sosna na pierwszej polanie w naszym lesie, dziupla numer …3, a może 2? Ech, znajdę, przecież nie ma tam tysiąca mieszkańców!

– Życzę ci miłej zabawy Psocie, zabierz ode mnie w prezencie paczkę orzechów, leży na kredensie – powiedziała Kasia i wyszła podlewać ogród, a Psotek w podskokach pobiegł w stronę lasu.

Po kilku minutach był już na miejscu i zaczął wspinać się w górę.

– Aha! Jest dziupla. Czy już jakieś minąłem? Czy to miała być trzecia od dołu, czy trzecia od góry ? Sprawdzę – pomyślał – i wsunął łebek do środka chcąc się dokładniej rozejrzeć we wnętrzu W tym momencie usłyszał dochodzące ze środka dziwne piski, zobaczył kilka małych, puszystych kulek, a jednocześnie poczuł bardzo bolesne dziobnięcia w ogon, który mu, oczywiście zwisał na zewnątrz.

InkedInkedzima 2013 001_LI

Oburzony dzięcioł skrzecząc przeraźliwie atakował go zajadle, więc kotek Psotek usiłował wyjaśnić, że nie miał żadnych złych zamiarów:

– Nie wszystkie koty polują na ptaki! – krzyknął – a was lubię! I nigdy….

– Spadaj stąd, kocurze, póki masz jeszcze trochę futra na ogonie!! – denerwował się nadal dzięcioł – wszystkie koty są takie same! Przestraszyłeś mi dzieciaki, a kto wie, czym by się to mogło skończyć!

– Niczym – odparł z godnością Psotek, ale poczuł gniew, bo dzięcioł nawet nie chciał wysłuchać jego wyjaśnień. To niesprawiedliwe, ale może miał doświadczenia nie z tymi kotami, co trzeba -pomyślał i oddalił się nie zwlekając.

Kolejna dziupla, na którą trafił wyglądała zupełnie bezpiecznie i unosił się nad nią bardzo miły, słodki aromat.

Lekko jeszcze oszołomiony Psotek postanowił tym razem wsunąć do środka tylko jedną łapkę, bo po próbie pukania w korę nikt się nie odezwał.

– Ej, Betka, czy to ty ? – zawołał.Inkedpszczoły_LI

Przez chwilę nic się nie działo i nagle….aauuu! – wrzasnął, bo poczuł, że przez jego futerko dobierają mu się do skóry owady, których zawsze najbardziej się bał – dzikie pszczoły ! Natychmiast wyskoczył w górę, błyskawicznie przebył kilka gałęzi i raptem, w rozwidleniu grubego konara dojrzał z ulgą szerokie, gościnnie otwarte wejście dużej dziupli, z którego wystawał kawałek porządnej, prawdziwej Betkowej kitki.

– Strasznie ją lubię – zamruczał cichutko – może mi teraz podać nawet cały talerz tych nasion słonecznika, wszystko jest lepsze od rozgniewanego dzięcioła i wściekłego brzęczenia pszczół. Jednak nie było tak źle. Betka obejrzała nos Psotka, kiwnęła głową i kazała mu przyłożyć mokry liść.IMG_2405

– Łapę sobie wyliż sam, a te braki na ogonie odrosną, jak przyjdzie pora – rzekła rzeczowo, jak to ona – a potem, w przytulnej dziupli rozłożyła na liściach kocie chrupki i wspaniale pachnący twarożek.

– Czy nie przyszło ci czasem do głowy, że cię poczęstuję tymi moimi twardymi smakołykami? No, Psocie, przyznaj się, przyznaj!

– Mnie nie, ale Kasia, przez chwilę….

– No, tak – westchnęła Betka – ludzie mają czasem inne doświadczenia.

– Ja byłem pewien, że wiesz, co lubią twoi przyjaciele i to jest wspaniałe – Psotek uśmiechnął się szeroko swoim kocim uśmiechem.

Zabrali się do jedzenia. Opowiadali sobie różne historyjki, wspominali wspólnie przeżyte przygody i trochę plotkowali o znajomych, a słońce schodziło coraz niżej i niżej. Pomarańczowe wcześniej promienie zrobiły się czerwonawe i Psotek wiedział, że dzień się niedługo skończy.

– Dziękuję, Betko to było bardzo miłe popołudnie – powiedział Psotek.

– No, oprócz pierwszej jego części – odpowiedziała I dodała : – to hej, hej!

– Hej. – odpowiedział Psotek i wyszedł z dziupli.

Spojrzał w dół, spuścił ostrożnie zdrową łapkę na niższą gałąź, dołączył tylną, wyprostował sztywno ogon, żeby lepiej zachować równowagę i…zastygł nieruchomo. Nie wiedział, co ma dalej robić. Drżały mu wszystkie cztery łapy, a na wąsach czuł zimne mrowienie. Nigdy nie byłem TAK WYSOKO – pomyślał, przestało mnie wszystko słuchać, nie mogę NICZYM poruszyć, do licha, co robić ?

– Czy coś się stało ? – krzyknęła Betka i jak strzała śmignęła obok Psotka, zatrzymując się na sąsiedniej gałęzi – wyszedł z ciebie taki głos, że się przestraszyłam.

– COŚ się stało, ale nie wiem CO, po prostu nie mogę zrobić kroku – odmruczał piskliwie Psotek.

InkedInkedpszczoły_LI

– No, tak – Betka popatrzyła na niego badawczo – to PANIKA, skoczę po Kasię bo, o ile się na tym znam, ty sam nic nie zrobisz, a ja też cię nie sprowadzę, nie jestem w końcu aż tak silna – i pobiegła, a Psotek zamknął oczy i tkwił całkiem nieruchomo.

Upływające minuty wlokły się bardzo, bardzo wolno, aż wreszcie Psotek usłyszał najmilszy głos na świecie, chociaż tym razem był on nieco zaniepokojony:

– Hej! Kocie Psocie jesteś tam ?

– Jest, jest – to już był głos Betki – mówiłam, żeby wezwać straż pożarną, byłoby zabawniej.

– Jestem tutaj – udało się wychrypieć Psotkowi – ale nie wiem jak długo tu jeszcze będę, bo coraz mniej siebie czuję !

Nagle spora część Kasi wynurzyła się z gałęzi tuż pod Psotkiem i poczuł jak chwytają go jej ręce.

– Mam cię ! – krzyknęła Kasia

– Masz go ? – wrzasnęła z dołu Betka.

– Mam go ! – krzyknęła powtórnie Kasia i dodała – i chyba jest zdrowy i cały.

– No, może z wyjątkiem przerzedzonego ogona i zwiększonego nosa – zaśmiała się Betka i smyrgnęła obok nich w górę do swojej dziupli.

Kasia spojrzała pytająco na Psotka, ale on zamruczał : – Nie teraz, bo jestem jeszcze trochę  s p a n i c z o n y, wszystko opowiem ci w domu.

– S p a n i k o w a n y – poprawiła Kasia i zapytała : – czy pomoże ci ciepłe mleko, sardynkowa pasta i koci przysmak z mojej skrytki w biurku ?

– Ja już czuję się wspaniale- Psotek wyrwał się z rąk Kasi i pierwszy pognał w kierunku domu.

SZKOŁA

szkola

Kotek Psotek: „Tak, dzieci ludzkie powinny chodzić do szkoły, ale my, zwierzęta nie musimy”.

  Siedzieli sobie pod ulubionym dębem. Kasia sprawdzała prace swoich uczniów, podkreślała coś czerwonym ołówkiem, stawiała dziwne znaczki, a czasem wybuchała śmiechem. Psotek przeciągnął się, spojrzał na nią lekko mrużąc oczy i zapytał : – Dlaczego dzieci muszą chodzić do szkoły ? Czy to za karę ? Słyszałem kiedyś rozmowę, niechcący oczywiście i dzieci bardzo na tę szkołę narzekały.

– Za karę ?? – Kasia przeniosła wzrok z zeszytów na swojego kota zaniepokojona – no, tak, właściwie nigdy z tobą jeszcze o tym nie rozmawiałam. Wiesz już, że ludzie przychodzą na ten świat, żyją, a potem odchodzą, zgadza się ?

– Zgadza. I koty też, prawda ? I wszystkie, wszystkie stworzenia, tak? 

– Właśnie. I o tym już wiesz, a teraz wyobraź sobie, że żadne dziecko, z tych, które wciąż przychodzą na ten świat nie chodzi do szkoły, niczego się nie chce uczyć, nie ma żadnych wiadomości o świecie i niczego nie umie. Wszyscy tylko się bawią, bawią i nic innego nie robią przez całe życie, a ci starsi, którzy coś potrafili i na przykład budowali domy, szyli ubrania, montowali komputery, reperowali samochody, gotowali, reperowali samochody, pisali książki, leczyli ludzi…

– I zwierzęta ! – przerwał jej Psotek – wiem, bo byłem na szczepieniu i jak Murek był chory, to też był u nas ten…ten…w e r e t y n a r z, pamiętasz ?

W e t e r y n a r z – poprawiła Kasia – i pamiętam, ale pozwól, że dokończę, więc ci starsi, coraz starsi weterynarze, ogrodnicy, piekarze, nauczyciele i wszyscy, którzy COŚ umieją zaczynają odchodzić, to KTO przyjdzie na ich miejsce? Te dzieci? Pomyśl, kocie, pomyśl! Kto będzie dalej rozwijał świat, chronił i dbał o naszą ZIEMIĘ?

– I o wszystkie żyjące na niej stworzenia! – wykrzyczał z przejęciem kotek Psotek i poderwał się na wszystkie cztery łapy – ROZUMIEM! ROZUMIEM! Wszystko by się rozpadło, nikt by nie umiał nic zrobić, nic zbudować, ani nic zreperować! A koty i inne zwierzęta? Czy też mają swoje szkoły, bo nie wiem?

– No…istnieją, tak, szkółki dla zwierząt, gdzie się wykorzystuje ich wrodzone zdolności, uczy się je różnych umiejętności. Są psy – przewodniki, które pomagają ludziom słabo widzącym, psy – ratownicy, psy…

– Pytałem też o koty ! Czy nie przydają się ludziom jako najlepsi łapacze wściekłych myszy ?

– Koty są bardzo potrzebne i nie tylko do łapania myszy. I wiesz, co ? One wcale n i e  m u s z ą chodzić do żadnych szkół, c z u j ą, co trzeba robić, mają coś, co się nazywa  i n s t y n k t,  to też jest wspaniałe.

– Betka też go ma ? – zapytał Psotek i zerknął na krzak jaśminu, bo coś bardzo do niej podobnego mignęło mu na tle zieleni. Czyżby cały czas podsłuchiwała ?

– Oczywiście, też go ma – stanowczo odpowiedziała Kasia – doskonale wyczuła, że masz już ochotę na zabawę, więc nie każ jej czekać. Z krzaków doleciało do nich całkiem głośne ” Pchi !” i Psotek udał się w tamtym kierunku.

                                               BĄBEL

Bąbel: ” Czy pies i kot mogą żyć w zgodzie ? Oczywiście, że TAK.”

IMG_5299
Od tego dnia, kiedy wywąchałem zapach cudownych naleśników w domu Kasi i poznałem Psotka minęło już trochę czasu. Jestem już większym i rozsądniejszym psem i wiele razy wpadałem do nich z wizytą. Kiedyś nawet zabrałem tam mego pana, który również był zachwycony i Psotkiem i podwieczorkiem Kasi. Coś mi się wydaje, że będziemy ich częściej odwiedzać !

     Psotek miał do mnie trochę żalu, że wybrałem do opowieści o jego życiu dwa zdarzenia, o których on nie lubi wspominać. Wyjaśniłem mu, że oba są mi bliskie, bo i ja przeżyłem podobne. Wtedy się zgodził. No i dobrze się stało, bo jak było próbne czytanie to nikt nas nie wyśmiał, a wszyscy się tylko uśmiechali. Chyba rozumiecie różnicę ?   BĄBEL                                                                          

Kotek Psotek: “Są momenty w których żałuję, że samemu nie mogłem wybrać sobie imienia, a wy nie ?

                                        IMIĘ

Nie podoba mi się moje imię – oznajmił pewnego ranka kotek Psotek  siedząc na swoim miejscu przed kominkiem i patrząc sennie na Kasię poprawiającą klasówki, czego zresztą NIE ZNOSIŁ, bo w takich chwilach wcale nie zwracała na niego uwagi. – Nie znoszę swojego imienia! – powtórzył – czy nie mógłbym się nazywać na przykład BAZYLI, DEMON, PANKRACY,albo przynajmniej FIMELON?!?

– Chyba FILEMON – sprostowała Kasia, ale Psotek nie zwracał na nią uwagi i mówił coraz głośniej : – Nawet MRUCZEK ma jakieś prawdziwe kocie imię, a moje? – Psssssotek, Pssssotek, słyszysz, jakie to syczące ? Czy ja jestem wężem ? SKĄD takie głupie imię?

– Kiedy byłeś bardzo jeszcze małym kotkiem psociłeś, czyli bawiąc się, robiłeś sporo różnych szkód.

– Niechcący ? – zapytał Psotek.

– Tak mi się wtedy wydawało – odpowiedziała Kasia – ale nie mam pewności.

– Hm ! – mruknął Psotek i zapytał :

– Czy pamiętasz jakieś moje psoty ? – O, tak ! – Kasia westchnęła i wreszcie spojrzała na Psotka z większą uwagą i zaczęła:

– Rozumiem, że ty też lubisz, kiedy ktoś opowiada o przeszłości…więc pewnego razu huśtając się na firankach zrobiłeś w nich pazurkami sporo dodatkowych dziurek, rozbiłeś czyli stłukłeś kilka wazonów, obgryzłeś mi moją ulubioną paprotkę, rozlałeś i to nie raz mleko z mojego kubka i, o ile pamiętasz, bo to zdarzyło się nie tak dawno temu, przegryzłeś kabelek od komputerowej myszki, myśląc, że atakuje mnie prawdziwa mysz, kiedy głośno krzyknęłam, że jest zepsutą, starą, głupią myszą.

– Ale to już nie była moja wina – warknął Psotek – chciałem cię obronić, a czy uważasz, że na przykład rozwalanie mrowisk tych okropnie gryzących mrówek w naszym lesie to też jest psocenie? Bo kiedyś……ale Kasia mu przerwała:

– To jest coś o wiele gorszego – stwierdziła poważnie – to są po prostu paskudne uczynki! Jak można komuś, kto czyści las i jest tak pracowity niszczyć jego dom ? – Kasia była wyraźnie oburzona i już zaczynała myśleć, jak kolejny raz przypomnieć Psotkowi o ochronie przyrody, kiedy on oznajmił: – Wiem, wiem i chciałbym ciebie zapewnić, że NIGDY czegoś takiego nie robiłem, nawet jak byłem mniejszy, ale kiedyś widziałem dzieci, które rozkopywały mrowisko.

– Mam nadzieję, że te mrówki, które dostały się do ich butów zrobiły, co trzeba – mina Kasi nie wróżyła nic dobrego,, więc Psotek szybko wrócił do właściwego tematu:

– A co ja jeszcze napsotkowałem?

– Napsociłeś, Psotku, n a p s o c i ł e ś – poprawiła go Kasia – no…rozsypałeś na podłodze cały kilogram mąki, przespacerowałeś się po moim łóżku łapkami umazanymi czarną, rozlaną wcześniej farbą,

– Zostawiłaś otwartą ! – burknął Psotek.

– Ja tylko wymieniam kilka zdarzeń, które mają ci wyjaśnić, skąd się wzięło takie imię, mój kocie Psocie- spokojnie powiedziała Kasia i ciągnęła dalej : – stłukłeś abażur od mojej lampki, zaplątałeś się w trzy różne motki włóczki, z której miałam zrobić sobie sweter na zimę, a dało się z resztek wydziergać tylko kilka szalików i czapek dla znanych ci zwierzaków.

– Dosyć, już, proszę – zamruczał lekko oszołomiony liczbą psot Psotek – rozumiem, to wszystko musiało być straszne!

– Wcale nie – to były bardzo kocie działania, ale już teraz wiesz, skąd to imię.

– No….tak…chyba je sobie zostawię, ale… czy czasem…jak przyjdą jacyś goście….mogłabyś…no…tak dla zabawy…nazywać na przykład…SIMEMONEM ??

Kasia roześmiała się serdecznie ze swojego Simemona i na zakończenie spytała:

– A czy jesteś ciekawy, jak ja chciałam się nazywać w czasie, kiedy nie lubiłam swojego imienia ?

– Oczywiście, że jestem, to jak ?

– F I O R E L L A !! – powiedziała Kasia i już oboje wybuchnęli szalonym chichotem.

IMG_2466

To mógłby być kot SIMEMON, prawda?

P E C H O W Y   W I E C Z Ó R

Kotek Psotek : ” Och, taki dzień może się zdarzyć KAŻDEMU !! „

    Psotek przeciągnął się leniwie, wyprostował najpierw przednie łapki, potem tylne, otrząsnął się i już był gotowy – no właśnie, do czego ja jestem właściwie gotowy?

Spojrzał w okno. Nie zobaczył niczego,oprócz jednostajnych smug deszczu. W rynnie bulgotało. Na podwórku same kałuże i nie da się ich przejść kocią, suchą łapą, wrócił więc do swojego koszyka i znów zwinął się w mały kłębuszek.

Kasia wyszła po zakupy, biedna, w taką pogodę ,a Psotkowi przyszło na myśl, że to coś wspaniałego być sobie takim normalnym kotem, który nie musi chodzić do szkoły jak Kasia i uczyć dzieci przyrody, nie musi robić zakupów, czy też załatwiać innych, skomplikowanych spraw.

– Zakupy. . . .zakupy . . .- mruczał Psotek sennie i nagle skoczył w górę na wszystkie cztery łapy. – Przecież Kasia kilka dni temu przyniosła ze sklepu jakieś słodycze? Ech, leżeć tu sobie i lizać mlecznego lizaka, albo chrupać te pyszne jogurtowe ciasteczka. . . idealne zajęcie na deszczowy dzień ! Trzeba poszukać!

Psotek wiedział, że Kasia nie lubi takich poszukiwań i, że nie pozwala mu na łażenie po półkach, ale . . . teraz Kasi nie było, pogoda była no…O K R U T N A dla kotów, a brzuch Psotka coraz bardziej tęsknił za czymś słodkim.

Zaczął od kredensu. Na półce stały słoiki wypełnione białymi, okrągłymi kulkami. – To musi być TO – mruknął i podskoczył w górę strącając, uff, wielki słój wypełniony, jak myślał, mlecznymi cukierkami. Słoik spadł z wielkim hukiem, rozbił się na sto tysięcy kawałków, a na Psotka posypały się boleśnie obijające się o jego nos ziarna WYJĄTKOWO TWARDEJ i DUŻEJ WŚCIEKŁEJ FASOLI !!!!

– Pomyłka – burknął – ale jak już zacząłem….- tu MUSI coś być! Wsunął łapkę do szuflady z jakimś otwartym pojemnikiem, zanurzył łapę, powąchał i . . . apsik, apsik – kichnął chyba osiem razy – jak ona może zostawiać na wierzchu takie rzeczy!!? OTWARTY PIEPRZ!! Skandal !

Kotek Psotek, trochę zły zeskoczył z kredensu i bardzo zdecydowanym krokiem poszedł do pokoju Kasi.

Otworzył stanowczym ruchem jej biurko, co, jak dobrze wiedział, było a b s o l u t n i e   z a k a z a n e  i za stosem szkolnych klasówek, ech, te jej dzieciaki, znalazł wspaniałe zapasy kocich i nie tylko, słodyczy.

Ułożył się więc wygodnie na kanapie Kasi i zaczął chrupać, jeść, lizać. Deszcz, oczywiście padał nadal, ale już nie był taki okropny.

Kasia weszła do domu otrząsając parasol z kropli deszczu i myśląc o swoim małym, samotnym kotku, który musiał już być bardzo, bardzo głodny. Sama też marzyła o wielkim kubku kawy i pączku, który czekał w paczce, ale, tak, najpierw ryba dla Psota- pomyślała i właśnie wtedy usłyszała czyjś jęk. Koci jęk! To jęczał jej kotek Psotek!

Wbiegła do kuchni, rozejrzała się, pędem ruszyła do pokoju i zobaczyła swojego kota, który, zwinięty w kłębuszek cicho pojękiwał. Dookoła niego leżały porozrywane opakowania, papierki, patyczki po lizakach i okruchy po ciastkach. Kasia zobaczyła też pootwierane drzwiczki szafek, kredensu, biurka i wszystko zrozumiała. Bez słowa podeszła do domowej apteczki, nalała WIELKĄ ŁYŻKĘ BARDZO GORZKICH KROPLI, otworzyła Psotkowi pyszczek i wlała mu je do gardła.

Psotek parsknął, zajęczał jeszcze głośniej i otworzył jedno oko.

Trzy dni ostrej diety ! – surowo oznajmiła Kasia.

Psotek otworzył drugie oko i krzywo spojrzał na Kasię, ale widząc jej minę tylko cichutko wymruczał : – Wiem, wiem, pan kotek był chory i leżał w łóżeczku i przyszedł pan. . . – ale nie skończył, bo nie miał sił na dalszą deklamację i zasnął.

Kasia przypomniała sobie pewną okropną rymowankę, którą powtarzała jej babcia w niektórych, och, nieważne jakich, chwilach:

Od słodyczy brzuszek ryczy, a potem z gęby wypadają zęby!” – powtórzyła ją półgłosem i patrząc na śpiącego już spokojnie kotka, dodała – ale chyba nie należy już wspominać o czterech rodzajach babcinych ciast, które często czekały, pomimo niemądrej rymowanki, tu, w tym domu na werandowym stole na mnie, łakomą wnuczkę. – No – tu Kasia bacznie spojrzała na swego kota – ale ja  n i g d y  nie przeszukiwałam babci szafek!

                                      PATRYK

IMG_8381

Patryk: Ja jestem tu po prostu szczęśliwy, a przyczynił się do tego, między innymi, pewien kotek zwany Psotkiem“

     Jest już późna jesień i przyznam, że robię się coraz bardziej śpiący, więc moje myśli są też już trochę senne i powolne. Zresztą, dzięki Kasi i znanej wam grupie przyjaciół, c a ł y jestem ociężały i powolny, bo udało im się dostarczyć tyle dobrego jedzenia , że zrobiłem się gruby jak sto pączków i zgromadziłem w sobie taki zapas tłuszczyku, że mogę bezpiecznie zapaść w zimową drzemkę.

IMG_3119

Jak poznałem Psotka i jak się tu znalazłem ? Zaraz się dowiecie, bo właśnie proszę o opis tego zdarzenia. Zmieniło się wtedy całe moje życie.

Teraz się cieszę, że mu zaufałem, bo przyjemnie jest się czasem spotykać z innymi. Przyznaję, że nie jestem b a r d z o  towarzyski, ale oni świetnie to rozumieją i na szczęście, nie przesadzają z wizytami. Przekonałem się też, że na świecie jest mnóstwo dobrych i przyjaznych ludzi. A to jest wspaniałe.

Bardzo mi się też podobała przygoda Psotka z łabędziem Sykiem. Opiszcie to !!

Na zakończenie chciałbym wszystkich pozdrowić, a także podziękować za to, że pozwolili mi zamieszkać w leśnym rumowisku. Mam nareszcie dom i jak tylko wyliżę do końca ostatni słoik miodu i  śliwkowych powideł od Kasi – idę spać. Dobranoc.

                                                                                                       

                         WIZYTA U PATRYKA

IMG_8386

Psotek: „Losy ludzi, a i zwierząt mogą być bardzo różnie, toczyć, prawda?”

  Psotek siedział na swoje poduszce i ziewał, jak policzył, pięć razy na minutę. Nikt mu nie musiał tego mówić, bo sam czuł, że jest znudzony i nie ma pojęcia jak mógłby spędzić tę październikową niedzielę.

Kasia pracowała przy komputerze, Betka i Murek już wcześniej zapowiedzieli, że mają różne ważne sprawy do załatwienia, Mruczek miał jakieś kłopoty z brzuchem i Psotek założyłby się o, no… cztery plastry szynki, że brzuszysko go boli po tych wszystkich smakołykach jakie mu szykuje babcia Nela.

Znów ziewnął i to tak rozdzierająco, że zwrócił wreszcie na siebie uwagę Kasi:

– Chcesz kłębek włóczki do zabawy ? Jest nowy, jeszcze nieużywany.

– Czy ja jestem kocim dzieckiem ? – oburzył się Psotek – już chyba wyrosłem z kłębkowych zabaw, czy ty nie wiesz, że koty szybciej dorośleją niż ludzie ??! Może jeszcze mi zaproponujesz jakieś głupie koci, koci łapci ??!!

– Przyznaję, że jesteś o wiele bardziej dorosły niż ja, kiedy byłam w twoim kocim wieku, to znaczy w ludzkim, ale w tym, w którym ty jesteś teraz, oj, nie wyrażam się jasno, ale….

– Rozumiem, co chcesz powiedzieć – Psotek pokiwał głową – ale nadal nie wiem co mógłbym zrobić.

– Czy nie byłoby warto poznać bliżej tego niedźwiedzia, który podobno zamieszkał w starym rumowisku w głębi dużego lasu ? Może tobie udałoby się sprawdzić, czy to prawda. Ktoś go widział, ktoś go słyszał, ale nikt niczego nie umie o nim powiedzieć. Patryk ? Tak o nim mówicie ?

– Ty mnie wysyłasz do takiego b r u t a l n e go, a może p o r a l n e go  bardzo dzikiego zwierzaka ? Czy chcesz mojej zguby?

– On nie jest p o l a r n y, bo nie mógłby tu mieszkać, może być b r u n a t n y  i wcale nie brutalny, dotąd, z tego co wiem nie zrobił nikomu żadnej krzywdy, ale rozumiem, że się trochę obawiasz, więc porzućmy ten pomysł.

– Sam pomysł nie jest taki zły – niepewnie mruknął Psotek – a jeśli on jest na przykład, przyjacielski i dobry, i też się nudzi? Może nie wszystko, co duże musi być złe, prawda?

– Pomyśl o dzikich pszczołach – powiedziała Kasie – takie malutkie…

– Nie wspominaj mi nawet o tych złośliwych małych bestiach, ale miód, to dobra rzecz.

– Niedźwiedzie za nim przepadają, a ty mógłbyś mu zanieść słoik, zwłaszcza, że powinien się porządnie najeść przed zapadnięciem w zimowy sen.

Kotek Psotek okręcił się niespokojnie wokół swojego ogona, przemaszerował wzdłuż i wszerz po całym pokoju, wskoczył na poduszkę, zeskoczył, naprężył grzbiet, spojrzał na Kasię i oznajmił:

– Podjąłem decyzję – zapakuj mi ten miód i obiecaj, że jeśli nie wrócę dziś, przed zachodem słońca, zorganizujesz akcję ratowniczą.

– Oczywiście – odpowiedziała Kasia. Psotek zabrał słoik z miodem i wyszedł, a Kasia stała dłuższy czas przy oknie i przyglądała się, jak jej odważny kot brnie przez łąkę i piaszczystą ścieżkę prowadzącą w kierunku dużego lasu.

Słońce mocno przygrzewało, co w październiku nie było niczym nadzwyczajnym. Przecież była to pora złotej jesieni. Psotek zagłębił się w gęsty, sosnowy i dobrze znany mu las. Nie szedł szybko, wymijał kępy żarnowców, podskakiwał sobie chwilami na jeszcze zielonych kępach mchu i podziwiał snujące się między drzewami ostatnie, srebrzyste nitki pajęczyn. – Chyba się trochę boję – zamruczał do siebie – i nie mam pojęcia jak zacząć rozmowę, a jeśli on mnie jednym ruchem swojej potężnej łapy smyrgnie gdzieś w kolczaste krzaki ? – To wstanę, odwrócę się i odejdę, uff.

Sam nie wiedział kiedy, ale uważał, że stanowczo za szybko, Psotek znalazł się przed dosyć szeroką szczeliną obrośniętą jeżyniskiem. Zatrzymał się, przycupnął za zrudziałą już kępą paproci bo chciał się zastanowić, co dalej ma robić. Nie zdążył niczego wymyślić. Coś stuknęło, zaszeleściło i z otworu wygramolił się niedźwiedź. Był o g r o m n y, ale miał zmierzwione, potargane futro z jaśniejszymi kłębkami siwej sierści, jakieś smutne ślepia i wyglądał na zaniedbanego i trochę wychudzonego.

Ociężale i niezdarnie zaczął się zbliżać w kierunku Psotka. Spojrzał na niego z wysoka i zaryczał:

– Nie chcę tu nikogo widzieć !! Wynoś się stąd jak najszybciej !!! Bo inaczej…….

Przerażony Psotek zaczął panicznie przebierać łapkami, trafił na sterczące z ziemi korzenie jałowca, fiknął koziołka i wylądował u stóp niedźwiedzia brzuszkiem do góry, całkowicie bezbronny i bezradny. To koniec, zaraz coś się stanie, pomyślał i zamknął oczy.

– Po coś tu przylazł? Szpiegować? Gadaj! – warczał nad nim niedźwiedź.

Psotek odważył się otworzyć jedno oko: – Ja…..ja……chciałem tylko….z tobą………porozmawiać, bo….nikt z nas nie wie….kto….skąd……i przyniosłem ci miód ………i bardzo chciałbym …..wiedzieć dlaczego nas unikasz, to znaczy nawet zwierząt, bo…chyba tu jesteś samotny……dlaczego???

Zapadła cisza. Psotek słyszał tylko własne, mocno bijące serce. Po chwili ktoś szepnął : – Bo się boję.  Psotkowi wydawało się, że to był głos niedźwiedzia.  – Co ? – odważył się wymruczeć.

– BOJĘ SIĘ – powtórzył wyraźniej niedźwiedź, a Psotek aż usiadł z wrażenia.

– TY się boisz ? Taki duży, silny niedźwiedź ?! Ty przecież zawsze sobie poradzisz, to my, mniejsze zwierzęta często musimy się bać!

– Co z tego, że jestem duży? Może mali boją się swoich małych rzeczy, a duzi swoich większych rzeczy, każdy ma prawo się czegoś bać, ty niemądry, rozpieszczony, zadbany kocie!! Co ty wiesz o życiu ? – warknął niedźwiedź i przysiadł obok Psotka.

– Nie jestem żadnym rozpieszczonym kotem !! – syknął Psotek, a po chwili, już spokojniej spytał – Czy możesz mi powiedzieć c z e g o  się boisz ?

InkedInkedIMG_8734_LI

– CYRKU – odpowiedział cicho niedźwiedź i zadrżał – jestem w y t r e- s o w a n y m niedźwiedziem. Czy wiesz, co to znaczy ? Czy ty wiesz, co czuje niedźwiedź, kiedy uczą go dreptać w rytm głośnej muzyki, łapać obręcze i ryczeć na rozkaz ? I ta duszna, oświetlona jaskrawym światłem arena, krzyczące tłumy ludzi, a potem….., a potem wsadzają cię do ciasnej klatki, przewożą w następne miejsce i tak ciągle, ciągle, ciągle, przez całe lata, och – westchnął niedźwiedź, a oszołomiony Psotek szepnął:

– Wszystko rozumiem, widziałem taki cyrk w telewizji i potem byłem smutny.

– Więc, jeśli chcesz wiedzieć, ja  u c i e k ł e m z takiego cyrku – powiedział poważnie niedźwiedź – bo chciałbym teraz, po wielu latach cyrkowej niewoli nareszcie zaznać odrobinę wolności i spokoju. Może już mnie nie szukają, ale muszę być ostrożny, bo gdyby mnie znaleźli . . . . – głos niedźwiedzia zadrżał, a Psotek zobaczył dwie łzy spływające mu z brązowych ślepi.

– Nie martw się, nie martw, nikt cię tu nie odnajdzie, mieszkaj tu sobie, a my wszyscy będziemy ciebie pilnować i wszystko będzie dobrze – Psotek zapomniał o strachu i przytulił się do niedźwiedzia.

– Jacy wszyscy ? – zapytał zaniepokojony znów niedźwiedź, więc Psotek musiał mu opowiedzieć teraz wszystko o sobie, o Kasi, o wszystkich znanych mu dobrych ludziach i zwierzętach, a przede wszystkim o wspaniałym panu leśniczym, który słysząc już jakiś czas temu pogłoski o mieszkającym w tych stronach niedźwiedziu, machnął ręką i powiedział : – A niech sobie mieszka, przecież nikomu nie zrobił żadnej krzywdy, może mu się u nas podoba.!

Przez jakiś czas siedzieli sobie razem w milczeniu i patrzyli jak wydłużają się cienie drzew.

– Czy ty masz jakieś imię ? – zapytał Psotek

– Miałem, ale wolałbym o nim zapomnieć – odpowiedział niedźwiedź.

– Bo my, nic jeszcze o tobie nie wiedząc nazywaliśmy ciebie Patrykiem, czy…..

– Patryk….Patryk…podoba mi się, to piękne imię, bardzo niedźwiedzie, więc od dziś jestem Patrykiem, nowe życie, nowe imię, ha…….czy mi się wydaje, że coś wspominałeś o miodzie ? Prawdziwego miodu nie jadłem od wielu lat.

InkedIMG_8734_LI

Psotek błyskawicznie znalazł poniewierający się w kępie paproci słoik, podał go Patrykowi, który westchnął, z zadowoleniem przyjrzał się złocistej zawartości i zerknąwszy na Psotka powiedział: – Życzę ci dobrej zimy, z resztą twoich przyjaciół też się chętnie spotkam, ale już wiosną – no i jeżeli są tacy mili jak ty, kocie Psocie – dodał i całkiem sprawnie podreptał do swojej jaskini.

Wracając do domu, Psotek podskakiwał całą drogę, zachodzące, jesienne słońce jeszcze nigdy nie wydawało mu się tak piękne jak teraz, a w uszach wciąż mu brzmiało ostatnie zdanie Patryka.

                S Y K   I     S M Y K

– Ale gorąco ! – stwierdził kotek Psotek

– Idziemy się wykąpać? – Mruczek zerknął na niego z przebiegłym, kocim spojrzeniem.

– Czy ten upał uderzył ci do głowy ? Koty i kąpiel !?!

– Przecież ż a r t o w a ł e m – odburknął Mruczek

– Robisz to tak rzadko, że się nie zorientowałem – odpowiedział Psotek.

– W porządku, przecież się nie gniewam, ale mam ochotę rozciągnąć się na nagrzanym pomoście i poobserwować te małe, zwinne rybki.

– Uklejki, tak? – upewnił się Psotek

– U jakiej Klejki ? O czym ty mówisz ? Te smukłe, srebrne, co wyskakują nad powierzchnię wody, żeby złapać jakiegoś owada!

– Uklejki, u k l e j k i ! One tak się nazywają. Wiem, bo czasem towarzyszę Kasi podczas wędkowania. Rozumiesz ?

– Rozumiem, rozumiem, to idziemy ?

Psotek kiwnął łebkiem i oba koty zgodnym truchtem pobiegły w stronę jeziora, weszły na pomost i jednocześnie rozciągnęły się na jego rozgrzanych deskach. Po niebie sunęły powoli białe, puszyste obłoczki, chwilami któryś zasłaniał na moment słońce i wtedy zaczynał wiać przyjemny wietrzyk marszcząc powierzchnię wody.

InkedInked2013 przym. 203_LI

Obserwacja krążących wokół uklejek nie trwała jednak długo. Obaj przyjaciele znużeni upałem zasnęli.

Obudził ich głośny szum, walenie skrzydeł o wodę i tuż koło pomostu pojawił się Syk, łabędź, który zamieszkał niedawno na ich jeziorze.

– Zawsze masz takie głośne lądowanie? – zapytał niezadowolony z nagłej pobudki Mruczek

– Jak łabędzie myją szyje ? – spytał Psotek i zabawnie poruszył wąsami.

– Spytaj swojej Kasi – zasyczał łabędź i niecierpliwie oznajmił – Dosyć żartów, musicie mi pomóc, jeden z moich dzieciaków utkwił łapą w sieci, tu niedaleko, w zatoce, a ja nie mogę go wyplątać.

InkedInkedInkedIMG_8734_LI

– Który ? – zapytał Mruczek

– Oczywiście, Smyk, ten najmniej posłuszny i najbardziej wszystkiego ciekaw.

– Próbowałeś go jakoś wydziobać ? – dopytywał się Psotek – czy coś ?

– Bez skutku. Ktoś musi rozciągnąć oczko w sieci, Który z was płynie?

Psotek i Mruczek popatrzyły z niepokojem na siebie i jednocześnie głośno zamruczały: – Jak to,  p o p ł y n ą ć ? ? !

– Ty raczej nie – Syk spojrzał z rezygnacją na Mruczka – znam babcię Nelę – i nie dokończył, bo odezwał się lekko przestraszony Psotek:

– Rozumiem, że wypadło na mnie, ale jak wiesz, koty nie potrafią  pływać!

– Żaden problem, wskakuj na mój grzbiet, złap się łapami za szyję, dodam, że jest czysta, a ogon schowaj pod siebie i płyniemy, szkoda czasu.

Psotek nie miał wielkiego wyboru, czuł się trochę z m u s z o n y do tej pomocy, bał się i nie wiedział, czy sobie poradzi, ale był pewien, że nie może odmówić – w końcu chodzi o Smyka, małego, szarego jeszcze, łabędziego dzieciaka.

Wstał, rozejrzał się i słuchając ostatnich wskazówek Syka:

– Nie kręć się, nie próbuj łapać ryb, nie spuszczaj ogona do wody, najlepiej przymknij oczy i nie wystawiaj pazurów – wskoczył mu na grzbiet.

Popłynęli i Psotek poczuł, że przestaje się bać, Syk płynął równo, dostojnie i na tyle wolno, że nie było ani wstrząsów, ani nagłych przechyłów grożących zsunięciem się do wody, co dla Psotka byłoby najgorsze. Otworzył oczy. Woda lekko się zaróżowiła od stojącego już trochę niżej słońca, pływające wokół nich uklejki zostawiały wirując kręgi, a za nimi też się ciągnął długi, wodny ślad.

Ta dziwna podróż zaczynała się robić całkiem przyjemna, ale przed nimi ukazało się wejście do zatoki i Syk przyśpieszył. Po chwili dobili do zwartej grupy trzcin, wzdłuż których była rozciągnięta rybacka sieć, a w jednym z jej oczek tkwiły obie nóżki szarpiącego się i wyraźnie zmęczonego Smyka.

– Spokojnie, maluchu, Psotek zaraz ci pomoże – odezwał się Syk i jeszcze bardziej zbliżył się do synka.

Psotek wcisnął mocniej tylne łapy w grzbiet łabędzia, chwycił przednimi oczko sieci, rozciągnął i wytrząsnął z niego Smyka. Na chwilę stracił równowagę, zachwiał się, ale zdążył złapać Syka za szyję i usadowić się bezpiecznie na środku grzbietu.

– Uff. – sapnął – udało się, teraz odwieź mnie do domu.

– Chyba odpłyń mnie do domu – usłyszał cienki głosik Smyka – łabędzie nie wożą, nie wiesz, czy co….?

– Najpierw mu podziękuj, a potem wygłaszaj swoje mądre uwagi, a o oddalaniu się od rodziny jeszcze porozmawiamy – stanowczo oznajmił Syk i zaczął wypływać z zatoki.

– Dziękuję, kocie – Psotek usłyszał ciche podziękowanie, a zaraz po nim głośne syknięcie: I nie jestem żadnym  m a l u c h e m, tato !!

– Ho, ho, ho – pomyślał sobie Psotek – mogą z nim mieć kłopoty, a głośno zapytał: – A gdzie reszta twojej rodziny?

– Dobrze ukryta – odpowiedział Syk i dobił do pomostu, na którym czekał Mruczek.

– Bardzo ci dziękuję, sam bym sobie nie poradził- powiedział poważnie Syk – zawsze możesz liczyć na spacerki po jeziorze na moim grzbiecie – dodał i odpłynął.

– I znów będziesz bohaterem, mój ty przyjacielu – ratowniku – odezwał się Mruczek

– Nie chcę. I nie mam zamiaru tego nikomu opowiadać, ty też, dobrze?

– Może masz rację, bo gdyby Kasia dowiedziała się, że pływałeś na łabędziu. . . .

– No, właśnie – przyznał Psotek – mogłoby być trudno

– No. A Betka napewno zapytałaby złośliwie, dlaczego to JA nie popłynąłem.

– No. To ten dzień będzie tylko naszą tajemnicą, zgoda ? – mruknął Psotek

– Zgoda – odpowiedział Mruczek i obaj udali się w kierunku swoich domów.

                              KOTEK PSOTEK:

Pławna_09_08_Kry 093

       Ja też musiałem coś wybrać z mojego kociego życia i nie było to wcale takie łatwe. Mam tyle różnych przeżyć, przygód, rozmów, zdarzeń, ciągle przecież w życiu coś się dzieje i chociaż nie wszystko jest tak samo interesujące, to prawie zawsze jest ważne.

Utkwiła mi w pamięci pewna noc, pierwsza z tych, które spędziłem poza domem ( a kotom to się zdarza !), lubię też bardzo nasze rozmowy z Mruczkiem – w końcu obaj jesteśmy kotami i się nieźle rozumiemy, nawet wtedy, kiedy się sprzeczamy.

I prosiłem, żeby to właśnie opisać.

Kotek Psotek: „A mój leśny domek ma dziury i szpary, łażą sobie po nim żaby i komary „

N O C   W    L E S I E

InkedIMG_8999_LI

– Psia kość!! Jasny gwint! Do zdechłej myszy! – usłyszała Kasia, więc rzuciwszy zakupy na stół, zajrzała do dużego pokoju i zobaczyła Psotka, który szybko krążył wokół kanapy. Ogon miał sztywno wyprostowany, a to nie był dobry znak. – Czy to ty ? – spytała.

– Co, ja? Czy chodzi ci o to, że chodzę, czy o to, co mówię? Jestem w tym momencie bardzo zdenerwowanym kotem i tyle, przecież wiesz, że znam o wiele gorsze słowa i wiesz, że ich nie używam, ale czasem m u s z ę, tak jak ty, kiedy…

– Oglądałeś “Toma i Jerrego”, czy co ? – przerwała mu szybko Kasia widząc kątem oka rozjarzony ekran telewizora – Tak, oglądałem, bo KTOŚ przed wyjściem do sklepu zostawił włączone to głupie urządzenie, a nudziłem się jak mops w samochodzie! – zawarczał Psotek.

– Uff, to poważniejsza sprawa – pomyślała Kasia i przez chwilę zastanawiała się, co powinna zrobić, ale Psotek uprzedził wszystkie jej pomysły:

– Do licha, nie rozumiem dlaczego nie mogę przeżyć czegoś naprawdę ekscytującego?!??

– Co masz na myśli – zapytała Kasia

– Och, Kasiu, wiesz, że koty lubią czasem pochodzić własnymi ścieżkami, poczuć trochę samotności, niezależności, zaznać nowych wrażeń, rozumiesz? Jesteśmy po prostu takimi…włóczykotami.

– Chyba włóczykijami – poprawiła Kasia, ale Psotek w ogóle jej nie słuchał i mówił coraz szybciej: – No, czy nie mógłbym chociaż raz zanocować w lesie, zgubić się trochę, potem się znaleźć i…

– Kasia mu przerwała: – Przygotować ci plecak? Psotek spojrzał na nią zaskoczony, ale i trochę przejęty: – Czy to poważne pytanie? Nie żartujesz? Mógłbym ? Nawet teraz ?

– Ależ oczywiście – potwierdziła Kasia – zaraz poszukam kilku rzeczy.

– Na przykład? – zainteresował się Psotek. – Nooo, jakiś sznurek, kocyk, kilka kanapek, latarka….- zaczęła wyliczać Kasia, ale tym razem to on jej przerwał:

– Ej, zapomniałaś, że my, koty nie potrzebujemy żadnych latarek ?

– To ma być nauczycielka przyrody? – zerknął, czy nie poczuła się trochę obrażona, ale ona wydawała się tylko odrobinę zaniepokojona. Popatrzyła wprost na niego i powiedziała poważnym głosem: – Mam nadzieję, że się nie zgubisz tak zupełnie, proszę cię o to, pamiętaj.

– Czy to znaczy, że mnie lubisz ?- zapytał cicho Psotek, chociaż bardzo dobrze znał odpowiedź. Kasia jednak usłyszała i odpowiedziała mu stanowczym, mocnym głosem :- Tak, bardzo ciebie lubię i jestem do ciebie przywiązana.

– A czym, bo nie widzę ??- Psotek zaczął się kręcić wokół własnego ogona udając, że czegoś szuka, a Kasia się głośno roześmiała i zaczęła pakować jego koci plecaczek.

– Psotek podszedł do okna. – Robi się ciemno i chyba będzie padał deszcz- powiedział. Kasia też zerknęła na czarną chmurę :- Na to wygląda, ale dzięki temu twoje wrażenia mogą być ciekawsze.

– Co racja, to racja- burknął Psotek i głośniej zamruczał: – Wychodzę. Do zobaczenia. – Hej! I wyszedł.

– Mam nadzieję, że to wszystko dobrze się skończy – szepnęła do siebie Kasia – mam nadzieję, że on wie czego i kogo unikać, jak się schować i że znajdzie dla siebie jakieś przytulne, kocie miejsce do spania. No i w miarę suche – dodała widząc gromadzące się nad lasem chmury.

Pierwsze krople deszczu Psotek poczuł na własnym nosie, kiedy już zbliżał się do lasu. Zmrok zgęstniał, bo zawsze jest ciemniej między drzewami. No, nie wybrałem najlepszej pory – mruknął do siebie- ale trzeba było podjąć decyzję, bo kto wie, czy innego dnia nie ogarnęłoby mnie kocie lenistwo.

Las robił się coraz mniej przyjemny, a deszcz z nieśmiałego, siąpiącego kapuśniaczka przemienił się w obfity, silny prysznic. Futro kotka Psotka pozlepiało się w mokre strączki, poczuł, że się robi coraz bardziej p r z y l i z a n y  czego nie znosił, bo zawsze starał się być p u s z y s t y m kotem. Musiał znaleźć jakąś kryjówkę, zwłaszcza, że zimna, deszczowa woda zaczęła przenikać coraz głębiej i ziębiła skórę.

– Sam tego chciałem – pomyślał – i zaczął iść jeszcze wolniej, bo łapy grzęzły mu w wilgotnej ziemi. Nagle zaświtał mu w głowie pomysł: SZAŁAS!

InkedInkedInkedpławna 2013 063_LI

– To jest to, co muszę zrobić i nie ma co zwlekać. Psotek wkroczył w gąszcz szukając odpowiednich gałęzi, uzbierał ich cały stos i sznurkiem znalezionym w plecaku zaczął je przywiązywać wokół młodej brzozy.

Kasia zna się na rzeczy – pomyślał, a potem pomrukiwał do siebie:- taak, tu i tu więcej gałęzi, gęściej wiązać, gęściej, taak, te paprocie na daszek, jeszcze kilka, musi być porządnie, teraz mech do środka, tak, dobrze, wydaje mi się, że jest b a r d z o  dobrze – przyjrzał się budowli i zamruczał zadowolony:

– To była prawdziwa kocio-męska robota!

Wszedł do środka, resztą patyków i kawałkami kory zamknął wejście i poczuł, że w środku jest bardzo przytulnie.

Teraz ważniejszą sprawą było zjedzenie czegoś przed snem.

Wsadził głowę do plecaka lekko zaniepokojony, czy Kasia nie zapomniała o kanapkach i już, już jego nosek wywąchał kilka smakowitych rzeczy, kiedy tę miłą czynność przerwały mu nagle jakieś świsty, sapania, pojękiwania, a po chwili rozległo się czyjeś niecierpliwe pukanie. – Kto tam ? – spytał niespokojnie bo w końcu nie wiadomo, na kogo można się natknąć nocą w głębi lasu.

-To ja, wpuść mnie, już prawie się rozpuściłem od tego deszczu – Psotek z ulgą rozpoznał głos Murka, więc otworzył. Z oklapniętych uszu Murka ciurkiem lała się woda, brzuch miał pokryty błotem, do nosa przykleiły mu się liście, a ogon wcale nie był okrągły tylko wyglądał jak pędzel Kasi do malowania płotu.

Wejdź – powiedział Psotek, bo Murek niepewnie stał na zewnątrz, a potem szybko wyciągnął w jego stronę ręcznik – wytrzyj szybko przynajmniej te swoje wielkie uszyska, bo zaleją nam cały szałas. Murek zaczął się wycierać, a Psotek nie zdążył nawet wsadzić nosa do plecaka, kiedy znów coś zaszurało, chrząknęło i do szałasu, bez żadnego pukania, w t a r a b a n i ł a się Betka. Nie można było tego nazwać wejściem.

– Szczęście, że to wy! Ile czasu można się namaczać w tej głupiej zlewie tylko dlatego, że się nie zauważyło chmury! A zbierałam sobie orzechy na zimę.

– To tak, jak ja, tylko chodziło o kapustę z tego pola za lasem- wtrącił Murek.

– No taak…- zaczął Psotek- ale Betka wrzasnęła: – Nie przerywaj! Co taki jak ty u d o m o w i o n y kot może o tym wiedzieć! MY musimy dbać o siebie SAMI! Rok w rok!

– Rozumiem- zamruczał Psotek – wiesz przecież, że w zimie rozwozimy różne przysmaki dla zwierząt.

– Wiem, wiem, ta wasza jadłodajnia dla ptaków też jest znana, sama czasem korzystam, bo dokładacie pyszne słonecznikowe ziarna, no, nieważne, zobaczcie moją kitkę, wygląda jak mokre wodorosty, mam już dreszcze i za chwilę umrę z głodu, macie coś?

Kotek Psotek wsadził znów łepek do plecaka i, o dziwo, wyciągnął z niego dorodną marchew i torebkę orzeszków. Milcząc, podał im przysmaki, a dla siebie rozpakował kanapkę z rybną pastą.

– Źle się czujesz, czy co? – Betka popatrzyła na niego uważnie.

Wydawało się, że Psotek coś mruczał pod nosem, ale i tak nikt go nie słuchał, bo wszyscy zajęli się jedzeniem.

Deszcz padał, wielkie kroplę bębniły o liście paproci ułożone na szczycie szałasu, ale tu, wewnątrz futerka całej trójki zaczęły parować i zrobiło się cieplej.

W głowie Psotka kłębiły się różne, poplątane jak włóczka, myśli : miał być SAM, a nie jest, to miała być tylko j e g o włóczęga i przygoda, a nie jest, dlaczego Kasia zapakowała marchewkę i orzechy i różne inne rzeczy nie nadające się dla kotów ? – spojrzał na Betkę i Murka przytulonych do siebie, więc i on przysunął się bliżej, a zapadając w drzemkę westchnął:

– Mam nadzieję, że już nikt…- nie dokończył, bo coś zaczęło się przeciskać przez jedną ze szpar, pofukując głośno:

– Fu, fu, niezłe miejsce, może przetrwam, gdyby jeszcze coś wpadło w ryjek, o, ktoś tu jest, kto?

– To my- zamruczał Psotek, a ty, kim jesteś ?

– Jeża nie poznajesz? – teraz z kolei fuknęła Betka – chociaż, na pierwszy rzut oka wygląda faktycznie mało jeżowato – parsknęła, patrząc na coś, co przypominało obtoczoną w liściach, trawach i igłach sosnowych wilgotną bryłkę, z której wystawał mały, różowy ryjek.

pławna 2013 006

– Wszystko mnie oblepiło – westchnął jeż – czy mogę przeczekać tu tę nawałnicę?

– W porządku, o ile będziesz w kącie i nie nastroszysz swoich szpileczek –sennie odpowiedziała Betka, a Psotek przeszukał plecak, wyturlał jabłko i popchnął je w kierunku jeża.

– Jadasz to ?- spytał.

– No…może być, dziękuję – odpowiedział jeż, a Betka, prawie śpiąc wymamrotała:

– Obejrzyjcie kolce, na pewno nadziały mu się na nie jakieś pyszne robale, bo jeże wcale nie przepadają za owocami.

Nikt już jej nie odpowiedział. W monotonnym szeleście deszczu udało się wszystkim zasnąć. Poranek przywitał ich słońcem połyskującym w kroplach zebranych na liściach i mchach. Cały las lekko parował, robiło się coraz cieplej i przyjemniej. Niebo między czubkami drzew, hen, gdzieś wysoko było błękitne.

Pierwszy z szałasu wyturlał się jeż i rozwinął wszystkie kolce: – Ej, Psocie, ten szałas to był wspaniały pomysł, dzięki tobie przeżyłem tę noc.

– Ma rację – Murek wyskoczył zaraz za nim, wyprostował uszy i spojrzał na Psotka serdecznie – Nie wiedziałem, że nosisz ze sobą marchewki!

– Ja też nie- odpowiedział Psotek i uścisnął wyciągniętą łapę Murka.

Betka przeciągnęła się leniwie i wylizując z torebki orzechowe okruchy oznajmiła: – To będzie świetne, tajemne miejsce na nasze spotkania, poprawimy sterczące patyki i już. A teraz muszę lecieć, cześć.

– Cześć – odpowiedział Psotek. Nagle poczuł się bardzo zadowolony i rozglądając się po ozłoconym słońcem lesie, wolno skierował się w stronę domu.

       R O Z M O W Y  Z     P R Z Y J A C I E L E M

Kotek Psotek: Czy jest ktoś, kto nie lubi rozmawiać? Przypuszczam, że tak, ale od czasu do czasu każdy powinien czegoś takiego spróbować.

    Kotek Psotek i jego przyjaciel Mruczek najczęściej zajmowały się tym, czym normalne koty lubią się zajmować : bieganiem w kółko za swoimi ogonami, gonieniem różnych fruwających owadów, motyli i siebie nawzajem, włóczeniem się po im tylko znanych kocich ścieżkach, obserwowaniem z pomostu nad jeziorem małych rybek i wspólnym ucinaniem sobie drzemek w ciepłych miejscach.

Bywały jednak chwile, w których oba koty zastanawiały się nad różnymi sprawami.

Mruczek nie był s p e c j a l n i e  rozmowny i używał niewielu słów, ale i tak warto ich było obu posłuchać. Kasia bardzo też to lubiła. I kilka takich rozmów zapisała:

                                 Rozmowa  1.

ferie 2015 038

Przyjemne, ciepłe, późnowiosenne popołudnie. Oba koty siedzą na parkanie, a Mruczek spogląda w stronę szeroko otwartego okna, w którym widać Kasię przy komputerze:

– Ona często tak ? – to Mruczek

– Często. Za często, jeśli chcesz wiedzieć – odpowiada Psotek

– Moja też – dodaje Mruczek

– Co twoja też ? – pyta Psotek

– No, komputer!

– Babcia Nela ? – nie wierzy Psotek

– No. Albo drutuje – skarży się Mruczek

– Ciebie? – Psotek jest lekko przerażony

– Nie, włóczkę – prostuje Mruczek

– Aha, czyli robi na drutach swetry z włóczki i takie tam inne – tłumaczy Psotek

– No – potwierdza Mruczek i dodaje : – ja wtedy się nie liczę!

– To tak, jak ja. Trudno im przerwać. – dodaje Psotek

– A mają nas wychowywać i o nas dbać – Mruczek wymrukuje dłuższe zdanie.

– Szczęście, że nie jesteśmy ludzkimi dziećmi, my, koty, zawsze sobie poradzimy, prawda? – pyta Psotek

– No, chyba tak, ale one też sobie jakoś radzą – mruczy Mruczek

– Jasne, bo ludzie zawsze sobie ze wszystkim poradzą – Psotek kiwa łebkiem.

– Jeśli tylko chcą – dopowiada Mruczek

– Masz rację – zgadza się Psotek i dodaje – czas na nasz podwieczorek, więc musimy jej o tym przypomnieć.

 – Ty też masz rację, idziemy – zgadza się ochoczo Mruczek i oba koty równocześnie zeskoczyły z parkanu.

                        Rozmowa 2

Też popołudnie, ale pochmurne. Chwilami kropi deszcz. Jest jeszcze ciepły, chociaż zbliża się koniec lata. Psotek i Mruczek – rozciągnięte na werandzie, a Kasia obok, na ławce, czyści grzyby i słyszy:

– Tak……mam nareszcie porządnego wroga – oznajmia Psotek

– Kto nim jest ? – pyta Mruczek.

– Nią – odpowiada Psotek

– Co, nią? – nie rozumie Mruczek

– Bo to ONA, nie ON. SROKA !    srok

– O!! – wymruczał Mruczek- i co ci robi jako wróg?

– Przezywa. Siedzi na gałęzi i wykrakuje różne przezwiska!!

– Jakie? – Mruczek jest ciekawy

– Psotek-młotek, ptakołap, myszojad, Psotek-terkotek, no co, miłe ?

– No nie.- przyznaje Mruczek – a co jej zrobiłeś?

– Ja? Nic strasznego. Któregoś dnia pierwszy dobiegłem do ładnego kawałka żółtego sera, no wiesz, leżał na drodze. Ktoś go zgubił.

– Był podpisany ? – pyta Mruczek

– No, coś ty!! Gdyby był, to wiem, że trzeba by było oddać. To był taki, co się komuś wysmyknął z kanapki.

– Jeśli TAK było, to kto pierwszy, ten lepszy. Byłeś szybszy i tyle, nie przejmuj się.

– Ale to j e s t denerwujące !!

– Ona właśnie dlatego to robi. – stanowczo stwierdza Mruczek – CHCE ciebie zdenerwować, a ty nie możesz się dać!

– Jak mam się nie dać?

– Jeśli zachowasz absolutną kocią obojętność, a przechodząc obok krzaka na którym zwykle siedzi, machniesz tylko dostojnie ogonem, to zobaczysz, że przestanie, bo bo jej się znudzi.

– Może tak, ale moim wrogiem już zostanie – westchnął Psotek

– W końcu n i e  w s z y s c y  m u s z ą  nas kochać i podziwiać – spokojnie rzekł Mruczek.

– Chyba tak – zgodził się Psotek i ziewnął bardzo szeroko. Mruczek ziewnął jeszcze szerzej i po chwili oba koty już spały.

Kasia, która przysłuchiwała się tej rozmowie stwierdziła, że Mruczek powiedział bardzo mądre rzeczy.

                                                     ROZMÓWKA 3

Oba koty przycupnęły na parapecie i spoglądały przez okno na zasnute szarymi chmurami niebo.

– Łamie mnie w ogonie. Będzie padać – sennie powiedział Mruczek.

– Złamałeś go? Kiedy ? – zaniepokoił się Psotek

– Coś ty, tak się przepowiada pogodę.

– Ja też wiem, że będzie padać, wystarczy spojrzeć na chmury!

– “Łamie mnie w krzyżu, będzie deszcz“, babcia Nela tak przepowiada i ani razu się nie pomyliła kiedy ja łamało!

– A ciebie ten ogon rzeczywiście łamie? – upewniał się Psotek.

– Nooo…nie… chciałem się trochę popisać, ale ja też nie wiem, o co chodzi?

– Poproszę Kasię, ona wie prawie o wszystkim, to nam wyjaśni, może ona też czuje to łamanie, kto wie?

Kasia, która chichotała cicho słuchając tych rozmowy i zapisywała je ukradkiem, natychmiast spoważniała i z powagą wytłumaczyła kotom, skąd się wzięło to powiedzenie, a Wy, wiecie ?

                            KOTEK      MRUCZEK

IMG_9600

Kotek Mruczek: “- Jak wszyscy, to wszyscy – powiedziała babcia Nela i chociaż mi się cudownie drzemało na werandzie, musiałem przyjść dziś do Kasi, żeby wybrać  te zdarzenia z naszego życia uff.“

Jejku, miauuu! O czym ja mógłbym tu opowiedzieć?

  Jeśli mam być szczery, to oznajmiam, że nie mam żadnych specjalnych uzdolnień ani talentów. Jestem chyba najbardziej leniwy ze wszystkich tutejszych kotów. I to jest to, co lubię robić z Psotkiem, a on ze mną. Po prostu on wie, że zawsze wtedy, kiedy ma ochotę na lenistwo, może się spotkać ze mną i razem leniuchujemy. Oczywiście, zdarzają nam się rozmowy i według Kasi wcale nie takie znowu niemądre, jak ktoś mógłby przypuszczać.

Czasami bywam zazdrosny, bo Psotek ma znacznie więcej różnych przygód z Betką i Murkiem. Kiedyś mu się z tego zwierzyłem i wiecie, co mi na to odpowiedział: – To prawda, z nimi mam więcej przygód, ale ciebie nikt mi nie zastąpi, bo wszystko co najbardziej kocie lubię robić tylko z tobą! W końcu tylko my dwaj z tego towarzystwa jesteśmy kotami i najlepiej rozumiemy nasze sprawy, więc nie masz się o co martwić !

I to mnie uspokoiło. Babcia Nela, u której mieszkam nie zawsze mi pozwala na jakieś dłuższe wyprawy. Boi się o mnie i mówi, że ze mną jest jej wspaniale, że moje mruczenie ją uspakaja, więc może właśnie to jest moim talentem, jak myślicie?

W tej opowieści musi się znaleźć opis imienin niedźwiedzia Patryka!

   Nigdy wcześniej nie byłem na żadnym większym przyjęciu ani na imieninach, ale jeżeli wszystkie takie spotkania przebiegają podobnie, to już rozumiem dlaczego się je lubi. I jeszcze coś – kiedyś też chciałem zobaczyć jak wygląda miasto, ale po wyprawie Kasi i Psotka siedzę cicho i wcale nie mam zamiaru prosić o taką wycieczkę! Opiszcie ją koniecznie, bardzo proszę.

Coś mi się wydaje, że Psotek zza płotu macha do mnie ogonem i robi dziwne miny, więc albo coś się zdarzyło, albo za długo opowiadam, albo jestem mu potrzebny do poleniuchowania. Więc  lecę.                                                                                                                                     KotekMruczek

              I M I E N I N Y       P A T R Y K A

Kotek Psotek: „Każdy powinien mieć swoje własne święto”

    Od kilku dni mocniej grzało słońce i wszyscy czuli, że nadchodzi prawdziwa wiosna. W różnych, zacienionych zakątkach ogrodu można było jeszcze znaleźć resztki śniegu, ale stracił on już swoją zimową biel, zszarzał, wytopiły się w nim małe dziurki i nie nadawał się do żadnej zabawy.

Kasia robiła coroczny przegląd swojego krokusowego poletka i cieszył ją, jak zawsze, widok wystających spod ziemi zielonych, jędrnych kiełków, z których, w ciągu kilku następnych dni powinny się rozwinąć śliczne, kolorowe kwiaty.

Nagle, z drugiej strony żywopłotu dobiegły do jej uszu jakieś szepty, szurania i popiskiwania, wśród których, bez żadnych wątpliwości rozpoznała pomrukiwania swojego kota. Co tam się dzieje? – zaciekawiła się, ostrożnie podeszła bliżej i przez szparę w gęsto rosnących, chociaż jeszcze bezlistnych krzewach, które oddzielały ogródek kwiatowy od warzywnego zerknęła na drugą stronę. Docierały do niej pojedyncze słowa:

– Tak, musimy to zrobić! Musimy !!

– No pewnie, zwłaszcza, że się czegoś takiego nie spodziewa!

– Nawet nie wie, że takie rzeczy istnieją!

– Wyjaśnimy mu!

– Ale strzały? Po co te strzały??

– Bo tak powinno być! Kompletnie się nie znacie! – Kasia rozpoznała stanowczy głosik Betki. Co oni knują? Postanowiła posłuchać jeszcze przez chwilę, zanim zażąda wyjaśnień, zwłaszcza w sprawie tych strzałów.

– On może się przestraszyć – to był spokojny głos Murka.

– Och, chyba ty pierwszy skulisz uszy ze strachu, jak to zając zresztą – to znów Betka.

Kasia niczego nie rozumiała.

– Słuchajcie! – teraz odezwał się Psotek – czy koniecznie muszą być te głośne  f a j e r k i?

Kasia nie wytrzymała i krzyknęła: – F a j e r w e r k i, Psocie, F A J E R W E R K I! Na czyją cześć chcecie je puszczać? O co chodzi?

W ciągu kilku sekund cała trójka przyjaciół znalazła się przy niej, a Psotek zaczął gorączkowo tłumaczyć :

– To jest bardzo ważna sprawa, Kasiu. Słuchałaś rano radia, prawda?

– No tak, ale nikt nic nie mówił o fajerwerkach – odpowiedziała Kasia.

– Nie, ktoś mówił, że dziś obchodzą swoje święto Gertruda i Patryk. Gertrudy żadnej nie znamy, ale wymyśliliśmy, że mogą to być imieniny naszego Patryka. Jemu nikt, nigdy nie wyprawiał żadnych imienin, no…mnie też nie, ale ja, jako PSOTEK nie mogę się tego nawet spodziewać, prawda ?

– Możemy ci urządzić jakieś inne, tylko twoje święto, na przykład …

– A ja to pies? – krzyknęła oburzona Betka

– O ile wiem, jesteś wiewiórką i dla ciebie też możemy coś zorganizować – Murek nie lubił, kiedy Betka się złościła i starał się ją uspokoić, ale wtedy wtrąciła się Kasia: – Pomysł jest świetny, ale czy jesteście pewni, że Patryk już się wybudził ze swojego zimowego snu? Bo za wcześnie obudzony niedźwiedź może nie być w najlepszym humorze.

– Już trzy dni temu wygramolił się z tego swojego legowiska, widziałam, z daleka oczywiście, jak obgryzał jakieś gałązki. Jest znacznie cieńszy niż jesienią, to fakt – Betka pokiwała głową – a popołudniami trochę jeszcze drzemie.

– Więc już wiadomo, jakiego rodzaju prezenty będą przez niego mile widziane. Ja zaraz przygotuję placek na miodzie i dodam torebkę suszonych jagód – powiedziała Kasia.

– Lecę czegoś poszukać, głowę dam, że pod dębem zakopałam spory zapas orzechów! – krzyknęła Betka, a Murek cichutko szepnął: – HA! Nigdy nie wie, gdzie i co ma – a głośno oznajmił: – Spotykamy się tu, u Psota, a potem wszyscy razem pójdziemy  w y b a w i ć  Patryka z jego jaskini.

– W Y W A B I Ć! Nawet ja to wiem – tym razem to kotek Psotek poprawił Murka i z dumą popatrzył na Kasię. – Zgadza się ? – spytał

– Tak, o ile miałeś na myśli namówienie Patryka do wyjścia z domu – Kasia uśmiechnęła się do niego i poszła piec ciasto.

– Zastanawiam się, czy niedźwiedzie jadają marchewkę ? – Murek głośno zadał pytanie, mając nadzieję, że usłyszy je Kasia i nie pomylił się, bo w tym właśnie momencie Kasia wystawiła głowę przez okno i przytaknęła: – Jadają. To będzie świetny, zdrowy smakołyk dla głodnego Patryka.

– A jaki prezent ja mu mogę dać? Bo, o ile dobrze zrozumiałem, żadnych fa… to znaczy strzałów nie będzie ?

– Psotku, zastanów się, jak mógłby się poczuć Patryk, niedźwiedź, który po swoich latach spędzonych w cyrku szuka spokoju, a w dodatku bardzo niedawno wybudzony z zimowego snu?

– Niedobrze – zamruczał Psotek

– Wręcz okropnie – potwierdziła Kasia i zaproponowała, żeby Psotek przyniósł z piwnicy kilka jabłek, które od jesieni leżały ułożone na drewnianych półkach, bo jej zdaniem to będzie również dobry prezent dla ich przyjaciela.

– Skoczę po Mruczka – powiedział Psotek – pobiegł pędem do domku Babci Neli i o dziwo, tym razem babcia zgodziła się na wyjście Mruczka, a nawet dołączyła w formie prezentu paczkę suszonych żurawin.

Okazało się, że nie musieli wywabiać Patryka z jaskini, bo on już kręcił się wokół i wyraźnie starał się wywąchać coś, co nadawałoby się do zjedzenia. Był znacznie chudszy niż wtedy, kiedy mówili mu “dobranoc” przed zimowym snem, więc nie zwlekając, wyjaśnili mu, na czym polega imieninowa uroczystość, a potem wszyscy wręczyli prezenty. Patryk był bardzo wzruszony i zadał im dziwne pytanie: – Czy ktoś z waszej trójki umie śpiewać ?

Betka roześniała się hałaśliwie – Nawet nie pytaj! Ja – po prostu skrzeczę, Murek popiskuje, może jedynie Psotek coś tam mógłby “odmruczeć “, bo nie odśpiewać, a dlaczego pytasz ?

– Hm…myślałem, że dla was i tylko dla was, mógłbym…z okazji tych imienin coś zatańczyć, ale skoro nie umiecie śpiewać, to może dobrze się składa, bo jak wiecie… – Patryk spojrzał na niech niepewnie.

– Nawet o tym nie myśl! – krzyknął kotek Psotek.

– Ani się waż! – oburzyła się Betka – czy nie dość już się w życiu natańczyłeś w tym cholernym cyrku? Wybaczcie, ale to słowo samo mi się wymsknęło

– Rozumiemy – powiedział Murek i zaczął tłumaczyć – solenizanci rzadko kiedy występują na swoich imieninach…

– A co robią? – spytał Patryk

– Siedzą, jedzą przysmaki i rozmawiają z gośćmi – odpowiedziała chórem cała trójka.

– To mi się podoba – zawołał Patryk, ale po chwili zapytał:

– A czy na takich imieninach mogą być jakieś inne występy?

– Oczywiście! – zawołała Betka – można śpiewać, robić przedstawienia, deklamować wierszyki, a co, chciałbyś…?

– No…bo…wiecie…ułożyłem kiedyś, dawno temu taki wierszyk. Siedziałem w klatce, spojrzałem na niebo, a tam…nie będziecie się śmiać?

– Jeśli będzie śmieszny, to dlaczego nie ? – zachichotała Betka, ale widząc dziwnie poważną minę Patryka, przestała i poprosiła: – zaczynaj, słuchamy!

Patryk wstał. Wyglądał trochę złowieszczo na tle nieba i gołych jeszcze drzew, coś cicho zamruczał i zaczął:

                                                               Orzeł

IMG_8341

Orzeł ma gniazda wysoko.

Aż w gwiazdach ?

Gdzieś w skałach?

Na wielkim drzewie ?

Orzeł ma szpony i dziób zakrzywiony,

a co robi w górze ? Nikt nie wie.

Powiedz mi, mamo,

czy mógłbym tak samo

jak on, polecieć, hen, w chmury ?

Zerknąłbym tylko przez króciutką chwilkę

jak ziemia wygląda, tam z góry.

Patryk skończył i usiadł. Przez chwilę panowało milczenie, a potem cała czwórka westchnęła: – Oooch !

– To było piękne, Patryku, wspaniałe i trochę smutne – cicho odezwał się Psotek

– No, no! – bąknęła Betka – wcale mi się nie chce śmiać, a z ciebie prawdziwy poeta.

– E, tam, każdy czasem coś potrafi zrymować, jak jest odpowiedni nastrój, czy nikt z was tego nie próbował ? – odezwał się Patryk.

– Ja tak – wyszeptał Murek – kiedy u siebie na łące zobaczyłem żurawie, to…

– Zaczynaj! – stanowczo powiedział Patryk – nich to będą takie poetyckie imieniny.

Murek też wstał, wyprostował swoje uszy i zadeklamował:

 
                                                                                       Żurawie

zuraw

Nad rzeką, po mokrej trawie dostojne dwa żurawie

brodzą w dziwnej zadumie.

Co taki żuraw umie?

A przecież ich hejnały budzą codziennie las cały

kiedy słoneczko wschodzi,

niech sobie żuraw brodzi !

– O, na wszystkie orzechy świata, nie wiedziałam w jakim towarzystwie się obracam, a, ty, Psocie, też masz jakiś wierszyk na sumieniu ?

– Hm, owszem, pamiętacie, jak często pytałem Syka, łabędzia, czy i jak myje szyję?

– Pamiętamy. – odpowiedzieli chórem, i co ?

– Wpadł mi do głowy taki wierszyk, kiedy patrzyłem na łabędzie z naszego pomostu.

I Psotek zaczął:

Łabędzie

IMG_0696

Łabędzie, białe łabędzie

mają tak długą szyję,

że czasem się zastanawiam:

Jak łabędź szyję – myje?

Łabędzie, białe łabędzie

skrzydła mają jak żagle.

Łopot, stukot o wodę

i odlatują nagle.

– O! Psotku, całkiem miła rymowanka – zachwycił się Mruczek, a cała reszta towarzystwa kiwnęła zgodnie łebkami.

Psotek, zadowolony, spojrzał na niego z roztargnieniem i zapytał: – A ty ?

– Co ja? – Mruczek doskonale wiedział o co chodzi, ale zwlekał, bo był, jak wszyscy wiedzieli trochę nieśmiały.

– Czekamy! – zawołała Betka

– Jak byłem mniejszy, to babcia Nela ciągle mnie przestrzegała przed taką sową – puchaczem, no wiecie, nie pozwalała mi wychodzić wieczorami i kiedyś przyszły mi do głowy takie słowa:

                                                              Puchacz

IMG_8379

Puchacz, gdy puchnie, to w lesie ruch.

Spuchnięty puchacz to jest sam puch.

Puchacz, gdy huczy, to las aż drży.

Hu ! Hu ! Puchaczu, czy jesteś zły ?

– Bardzo zabawny wierszyk, Mruczku, naprawdę – roześmiał się Patryk, a wszyscy spojrzeli na Mruczka z uznaniem – i co robimy dalej ? – zapytał.

– Jak to, co? A ja? – ja też mam taką jedną rymowankę, po tej słynnej nocy w lesie z Psotem, Murkiem i Jeżem!

– Nie żartujesz ? – reszta przyjaciół spoglądała na Betkę z niedowierzaniem.

– Jasne, że nie! – fuknęła Betka i zaczęła:

                                      Jeż

żyjek

Nie wiem, czy ktoś mi uwierzy,

że nie lubię głaskać jeży.

Kiedy coś przestraszy jeża,

jeż okropnie się najeża.

Dziwny to jest zwierz.

Dotknij, czy już wiesz?

– Brawo, Betka, brawo – wszyscy krzyknęli, a ponieważ odrobinę zgłodnieli, Patryk poczęstował ich przyniesionymi przez nich darami

– To było najwspanialsze spotkanie imieninowe ze wszystkich, jakie sobie mogłem wyobrazić, bardzo, bardzo wam dziękuję – powiedział Patryk i widać było, że jest zadowolony – wymyślajcie dalej rymowanki, bo jak widać, one same nam przychodzą do głowy, kiedy coś jest dla nas ważne, albo ładne, albo radosne.

– Albo paskudne ! – wtrąciła Betka.

– Masz rację – dodał Patryk – a jego goście trochę się zamyślili.

Słońce, które jeszcze przed chwilą złociście oświetlało część polany przy rumowisku, rozjarzyło się czerwono i było wiadomo, że las zaraz ściemnieje.

Krople wody kapiące w ciągu dnia z wilgotnych drzew teraz zastygły, więc wyglądało na to, że wieczorem nadejdzie przymrozek, jak to w marcu.

– Trzeba wracać do domu – powiedział kotek Psotek i cała grupa przyjaciół po serdecznym pożegnaniu się z Patrykiem ruszyła przez las.

Nie mieli pojęcia, że za kępą wielkich jałowców Kasia i babcia Nela również szykowały się do powrotu. Babcia Nela, która była zaniepokojona wyprawą swego Mruczka do jakiegoś rumowiska z niedźwiedziem, postanowiła wybrać się także w te okolice, a Kasia nie chciała puścić jej samej. Obie nie żałowały.

W zdumieniu i z radością obserwowały, to, co się działo przy jaskini Patryka i obie stwierdziły: – Te zwierzaki są niesamowite !!

Czy jest ktoś, kto by się mógł z nimi nie zgodzić?

                        W     M I E Ś C I E

Kotek Psotek: „To powinna być bardzo krótka opowiastka, bo właściwie nic ciekawego się nie zdarzyło. Dowiedziałem się tylko jednej rzeczy: Wszyscy powinni mieszkać tam, gdzie się czują najlepiej.”

– Chciałbym to wszystko zobaczyć na własne oczy – mruknął Psotek siedząc koło Kasi na kanapie w swojej ulubionej pozycji, czyli zwinięty w kłębuszek. Oglądali telewizję. Na ekranie widać było mnóstwo ludzi kręcących się po ulicach, jeździły najrozmaitsze pojazdy, całe sznury różnych aut, autobusów, a wzdłuż ulic stały wielkie domy i kolorowe sklepy.

IMG_8663

– Tam wszystko tętni życiem, coś się ciągle dzieje, prawda ?

– Wszędzie się coś zawsze dzieje, mój kocie, ale jeśli bardzo ci zależy na poznaniu miasta, mogę cię tam zabrać jutro, załatwimy przy okazji kilka spraw. Podczas tej wycieczki będziesz jednak musiał być cały czas u mnie na rękach, wezmę tę kocią torbę, wytrzymasz?

– Wytrzymam, ale dlaczego nie mógłbym normalnie iść?

– Sam zobaczysz – odpowiedziała Kasia, wyłączyła telewizor i poradziła Psotkowi, żeby wcześnie poszedł spać, bo następny dzień miał być długi i męczący. I taki był. Bladym świtem Kasia zapakowała swego kota do torby i wyruszyli na przystanek autobusowy.

Podczas godzinnej podróży Psotek raczej się nudził. Autobus się trząsł, więc Psotkiem też rzucało, było duszno, a kocia torba Kasi nie była tak wygodna na jaką wyglądała. Była po prostu za ciasna i Psotek cały czas się wiercił nie mogąc się ułożyć w żadnej ze swoich ulubionych pozycji.

Co kilka minut wystawiał pyszczek i miaukliwie pytał Kasię:

Daleko jeszcze? Kasia nie odpowiadała, tylko głaskała go lekko i zamyślona wyglądała przez okno.

Wreszcie dojechali i wysiedli z autobusu. Psotek najpierw usłyszał miasto: wielki szum, dudnienie, terkotanie, stukanie, dzwonienie i głosy.Wiele, wiele mieszających się ze sobą różnych głosów. Wystawił łepek i zobaczył auta, autobusy, samochody, całe gromady samochodów jeżdżących, jak mu się wydawało w różne strony, i zobaczył ludzi, całą masę ludzi, tłumy ludzi, którzy też, jak mu się wydawało chodzili w różne strony. Spojrzał w dół i zobaczył plątaninę wielu, wielu nóg – no tak, gdybym opuścił torbę, mógłbym się w najlepszym przypadku zgubić – pomyślał. Spojrzał w górę i zobaczył tylko mały skrawek niebieskiego nieba, bo reszta zasłonięta była bardzo, bardzo wysokimi domami.

IMG_8665

Szli i szli, i nic właściwie się nie zmieniało. Hałas, gwar, tłok, ludzie, samochody, domy,ludzie, autobusy, ludzie, domy, o! – Psotek zobaczył wielkiego, kudłatego psa prowadzonego na sznurku, czy czymś takim i już miał prosić Kasię o wyjaśnienie, kiedy nagle…..pies zawarczał dosyć niesympatycznie i ciągnąc z kolei na tym sznurku swoją panią, zaczął się dosyć szybko zbliżać do Kasi i Psotka. Niedobrze. Psotek schował się do torby, Kasia błyskawicznie zasunęła zamek i zaczęła się oddalać od tego coraz bardziej rozjuszonego psa, który groźnie sapał i węszył.

Biegli dłuższą chwilę, a właściwie to Kasia biegła, torba podskakiwała, a w jej wnętrzu zgrzany Psotek turlał się na wszystkie strony.

– Bardzo nieprzyjemnie mną rzuca, Kasiu – Psotek usiłował przekazać wiadomość Kasi, ale ona wcale nie zwróciła na to uwagi i biegła jeszcze szybciej.

Zatrzymali się dopiero w parku, gdzie było kilka wysokich drzew, na okrągłym klombie rosły kolorowe kwiaty, a na ścieżce, pod równo rosnącymi krzakami ustawiono ławki. Usiedli.

– Uff! – sapnął z ulgą Psotek kiedy Kasia otworzyła torbę i mógł zaczerpnąć świeżego powietrza. Co prawda nie było ono tak bardzo świeże. Psotek wyczuwał rozmaite zapachy, części z nich nie umiał nawet rozpoznać, ale kiedy Kasia wyciągnęła ze swojego plecaka kanapki, natychmiast wyczuł wspaniały aromat swojego ulubionego sera i zadowolony zabrał się do jedzenia. I wtedy, z krzaków dobiegły do niego głosy:

– E, zobacz jaki kiciuś siedzi u pańci w torebeczce! Pęknę ze śmiechu!

– Kiciuś Ficuś z sereczkiem w pysiu! Chyba ze wsi, co nie? Nasze miejskie domowce nie chodzą na spacerki tylko siedzą na podusiach.

– No. A ten w podróży, ha,ha,ha! I zobacz co dostał! 

– K a n a p e c z k ę!!!

– Te, kocurku, może się podzielisz z biednymi parkowcami, co?

– Wyskocz z tej torebeczki, chodź z nami, poznasz miejskie życie.

– No. Zapoznamy cię z dachowcami.

– I z kotami podwórkowymi!

– I z piwnicznymi!

– Patrz, nie rusza się, może on nie rozumie?

– A może to jakiś cudzoziemiec?

– Coś ty! Nasz, tylko pewno nieśmiały. A może tchórz?

– I ważniak, bo ma pańcię i chatę na wsi, co nie?

– I obżartuch, zobacz, jaki okrąglutki!

Kotek Psotek słuchał, słuchał, aż nagle jednym susem wyskoczył z torby i spojrzał w kierunku krzaków, z których dochodziły te niewątpliwie kocie głosy. Kasia też się odwróciła i oboje ujrzeli dwa wychudzone kocury. Pierwszy z nich miał rude, zmierzwione futro i przekrzywiony ogon, drugiemu brakowało samego czubka lewego ucha i jednego ząbka z samego przodu. Nie wyglądali zbyt przyjaźnie, ale kotek Psotek zebrał leżące na ławce wszystkie kanapki, które Kasia przygotowała im obojgu wcześniej na drogę i położył je przed kotami.

– Proszę.- powiedział – poczęstujcie się, szkoda, że nie mam więcej. I macie rację, ja zawsze mam co jeść, bo mieszkam z Kasią. Wyobrażam sobie, że tu, w mieście trudniej się żyje bezpańskim kotom. Szukać jedzenia i schronienia w tym gąszczu domów?! Brrr! Podziwiam was, j a chyba nie dałbym sobie rady!

Oba koty popatrzyły na siebie, a potem na kotka Psotka.

– O! On nie jest taki niemądry jakby się w pierwszej chwili mogło wydawać -mruknął Krzywy Ogon.

– No.- potwierdził Skrócone Ucho- to co? Chyba skorzystamy z propozycji i się poczęstujemy tymi przysmakami, hę?

– Nie wypada odmawiać – Skrócone Ucho pierwszy porwał kanapkę, to samo zrobił jego kolega i obaj dali szusa w krzaki. Po chwili do Psotka doszły niewyraźne słowa: – Ej Kiciusiu, dziękujemy! Jeśli jeszcze kiedyś chciałbyś nas odwiedzić i bliżej poznać życie wolnych, miejskich kotów, to zapraszamy, cześć!

Kotek Psotek odmiauknął im jakieś pożegnanie i popatrzył pytająco na Kasię:

– Czy możemy już wracać do  n a s z e g o, zamiejskiego domu? Już się trochę zorientowałem jak się żyje w mieście. .Myślę, że są tacy, co to lubią, ale j a jestem zdecydowanie kotem wiejskim i to nic złego, prawda, Kasiu?

IMG_5706

– Oczywiście – odpowiedziała Kasia i oboje ruszyli w powrotna drogę.

                                PRAWIE  KONIEC

IMG_9001

   Wszyscy siedzieli na werandzie domku Kasi i spoglądali, a to na stół zastawiony rozmaitymi przysmakami, a to na białe, kłębiaste chmurki płynące po niebieskim niebie, a to na siebie nawzajem. Wiedzieli, że książka o życiu Kotka Psotka z wybranymi przez nich historiami zmierza do końca. Nie znaczyło to oczywiście, że nic już nie zostało do opowiedzenia. Wręcz przeciwnie, jeszcze przed chwilą przypominali sobie głośno różne zdarzenia, które ich zdaniem zasługiwały na zapisanie, ale Kasia stanowczo przerwała te próby.

– Spotkaliśmy się po to, żeby uczcić zakończenie tej książeczki, dobrze o tym wiecie, więc częstujmy się i cieszmy, że się udało – Jest lato i wszyscy będziemy mieć nowe przygody, prawda?

– Prawda. – odpowiedział Psotek – ale jak kończy się coś miłego, to robi się trochę…

– Głupawo??? – zachichotała dziwnie Betka.

– Nijako?? – cicho zapytał Murek

– Mrukliwie? – zamruczał Mruczek

– Smutno, tak chciałem powiedzieć – oznajmił Psotek

– I masz rację – wszyscy usłyszeli poważny głos Patryka, który wysunął nos zza krzaka bzu i dodał : – A ja mam jeszcze jedną prośbę.

Patryk bardzo rzadko o coś prosił, a już wszystkich bardzo zdziwił swoim pojawieniem się na tym spotkaniu. Wszyscy spojrzeli na niego pytająco.

– Marzę o tym, żeby w tej książeczce znalazła się jeszcze jedna opowieść.

W pewną lipcową noc w ubiegłym roku cicho przywędrowałem sobie tu do was, bo wiedziałem, że….hm…hm…zaczynają dojrzewać maliny – Patryk z niepokojem spojrzał na Kasię, ale nie widząc oburzenia na jej twarzy mówił dalej: – i wtedy podsłuchałem taką bajkę, którą Kasia opowiadała Psotkowi….

IMG_3147

– Czy to się zaczynało od księżyca ? – przerwała mu Betka

– Tak – odpowiedział Patryk – a bo co?

– No…też sobie tego słuchałam i nie powiem…było nawet w porządku!

– To było to, o tym niemądrym królu? – zapytał Murek – ja też wtedy przykucnąłem tu przy kilku marchewkach, ale tak się zasłuchałem, że ani jednej nie wyrwałem.

– Zgadzam się – powiedział Psotek – to była świetna opowieść, chociaż nie wszystko od razu rozumiałem. Musimy ją tu umieścić!

– Dobrze, ale zaraz po niej przygotujecie zakończenie, OK ? – Kasia z poważną miną spojrzała na wszystkich po kolei.

– O K. – powiedzieli chórem.

I tak było.

L I P C O W A        N O C

IMG_9031

  – Wiem, o czym teraz myślisz, Kasiu – powiedział kotek Psotek.  Siedzieli sobie z Kasią na ławce przed domem, a to jest jedno z najlepszych do siedzenia miejsc w ciepłą, lipcową noc. Na wprost, wydawało się nawet, że tuż nad nimi jaśniała wspaniała, trochę jak zwykle tajemnicza księżycowa kula.

– No, więc o czym ja myślę? – zaciekawiła się Kasia.

– Myślisz o tym, że chciałabyś mieć kawałek księżyca!

– Nie zgadłeś, kocie Psocie, to TY myślisz właśnie o tym.

– Skąd wiesz ? – zdziwił się Psotek, bo właśnie o tym myślał.

– Często tak bywa, że uważamy, że ktoś myśli o tym, o czym my myślimy w danej chwili, bo myślimy, że….ech, nie jest to łatwo wyjaśnić – Kasia bezradnie spojrzała na Psotka, ale on tylko zamruczał:

– Miałaś rację, myślałem o tym, o czym myślałem, że ty myślałaś – spojrzeli na siebie i jednocześnie się uśmiechnęli, a Psotek spytał:

– To o czym myślałaś ?

– Myślałam o tym, że to wspaniałe móc tak siedzieć w blasku księżyca i że to dobrze, że księżyc jest dla wszystkich, którzy lubią na niego patrzeć. Znam zresztą taką opowieść o jednym niemądrym, skąpym królu…..

.- Opowiedz, opowiedz, świetna noc na bajki i wcale nie chce mi się spać.

I Kasia zaczęła:

– “W pewnym bardzo dalekim kraju żył sobie król, który zbierał najrozmaitsze rzeczy z całego świata. Każdy, kto udawał się w najkrótszą nawet podróż musiał mu przywozić jakieś pamiątki, a jeśli zapomniał o tym obowiązku dostawał zakaz wyruszania na wycieczki.

krol

Pięćdziesiąt wielkich jaskiń było wypełnionych tymi skarbami, a pałac też zapchany był różnym rzeczami. Były tam kolorowe kamienie z całego świata, wspaniałe bransoletki i pierścionki, dwadzieścia tysięcy parasolek, cenne futra, łyżwy z całego świata, zestawy garnków, maszyny do szycia, radia, telewizory, pudełka kredek, około dwustu rowerów i foremki do ciastek.

Kilku podróżników przywiozło też komputery i inne dziwne urządzenia, ale nikt niczego nie używał.

Były tam też książki, stosy książek, których nikt nie czytał i którymi król nie był w ogóle zainteresowany, chyba że były takie z samymi obrazkami.

Pewnego razu król siedział na tarasie swego wielkiego zamku, zerknął w górę na księżyc w pełni i mruknął: – Tego mi brakuje. On musi być tylko mój!

Wezwał sekretarzy i kazał im ogłosić w całym państwie, że ten, kto zdobędzie dla niego choćby kawałek księżyca dostanie w nagrodę ćwierć królestwa i rękę księżniczki-córki na dokładkę. Powstało wielkie zamieszanie.

luna

Mnóstwo ludzi próbowało wymyślić jakiś sposób na zdobycie kawałka księżyca. Ktoś zaczął budować drabinę, ktoś zaczął myśleć nad wielkim balonem i skupował gumy do żucia, a drobni oszuści przynosili królowi kawałki skał, zwłaszcza w te noce, kiedy nie było już pełni. Wskazując na niebo przysięgali, że zmniejszony księżyc to ich sprawka. Nic z tego.

Król markotniał coraz bardziej, królowa jadła coraz mniej, a księżniczka też chodziła naburmuszona, bo bardzo się bała, że zdobywcą księżyca i jej ręki może zostać ktoś niezbyt miły.

Król całymi nocami przesiadywał na tarasie i nawet przestał wydawać rozkazy. Pewnego dnia jeden z sekretarzy zaproponował królowi spotkanie ze starą, mądrą czarodziejką, o której wszyscy już dawno w królestwie zapomnieli, a która mieszkała gdzieś w głębokich lasach w małej, drewnianej chacie.

– Podobno umie rozwiązywać różne problemy – królowa poparła pomysł i król, choć niechętnie, wyraził zgodę.

Któregoś popołudnia stanęła przed królem wysoka, ubrana w kolorowe szale kobieta, która wysłuchała pragnień króla, rozejrzała się bacznie dookoła i zażądała trzech dni na przemyślenie problemu.

– A co to jest  m y ś l e n i  e?zapytał król.

Czarodziejka parsknęła gromkim śmiechem, od którego zatrzęsły się zamkowe ściany:

– No tak, przypuszczałam, że w tym kraju nie dzieje się dobrze, ale żeby aż TAK? To już przekracza ludzkie pojęcie, nic dziwnego, że ci się zachciewa gwiazdki z nieba, skoro nawet nie masz pojęcia co to znaczy MYŚLEĆ!!

Nie o gwiazdę chodzi, a o księżyc – burknął król – masz o tym pamiętać, bo inaczej nici z nagrody. Czarodziejka wzruszyła ramionami i wyszła.

Przez trzy dni i noce czarodziejka zwiedzała jaskinie ze skarbami, rozmawiała z mieszkańcami królewskiej stolicy, obserwowała życie ludzi i cały czas kręcąc głową mruczała pod nosem: Niesamowite, niesamowite! Co za ciemnota! Co za zacofanie! W dzisiejszych czasach!! Nie do wiary!!

Wieczorem trzeciego dnia usiadła na tarasie obok zniecierpliwionego króla, poprosiła o szklankę wody i dwie kanapki z serem, zjadła, spojrzała na niego i zaczęła: – Twoje królestwo i ty, królu zostaniecie wkrótce zniszczeni!

– Przez kogo? – odważył się szepnąć trochę zaniepokojony król.

– Nie przez KOGOŚ, tylko przez COŚ. Przez głupotę, przez niewiedzę.

Cały świat się rozwija, ludzie wymyślili cudowne rzeczy, masz nawet kilka w tych swoich skarbcach. A tu co? NIC! NIC! Wszystko pochowane, ludzie jacyś smutni i leniwi. Królestwa ze smokami i rękami księżniczek w nagrodę dawno wyszły z mody, chociaż muszę przyznać, że różne czarodziejki nadal się cieszą pewnym powodzeniem na całym świecie. W TYM królestwie NIKT o NICZYM NIE WIE i WSZYSTKO SIĘ PSUJE. Czy wiesz, na przykład, co to jest? – czarodziejka odwinęła przyniesiony przez siebie długi, okrągły pakunek i umocowała dziwny przedmiot na statywie.

Było w jaskini numer 5 – podejdź i spójrz!

InkedIMG_5927_LI

Król spojrzał i oniemiał. W absolutnym bezruchu patrzył jak jego księżyc jest coraz bliżej i bliżej, a czarodziejka kręcąc różnymi śrubami zbliżyła się do jego ucha i opowiadała mu o planetach, układzie słonecznym, kosmicznych podróżach i o samym księżycu też.

Król słuchał zafascynowany, kilka razy szepnął: No, tak, no, tak – i wreszcie zmęczony pacnął na swoje królewskie, miękkie krzesełko.

– O, nie! – zawołała czarodziejka – teraz popatrz na swoje królestwo, zobacz, zobacz jakie jest piękne w blasku księżyca. Nie zmarnuj go.

– To, co mam robić ? – zapytał bezradnie król.

– Och, najpierw trochę POMYŚL, a potem zrób wielka loterię, rozdaj swojemu ludowi większość skarbów pod warunkiem, że każdy się nauczy jak z nich korzystać. Sprowadź nauczycieli, niech uczą ciebie i poddanych. Księżniczce też się przyda trochę wiedzy zanim wyjdzie za mąż. Nocami możesz się zachwycać księżycem i jego blaskiem, ale nigdy nie zapominaj, że on jest dla wszystkich, którzy żyją na ziemi.

-Tak zrobię – zadecydował pewniejszym już głosem król – co za to wszystko chcesz? Czy wystarczy ci ćwierć królestwa, bo rozumiem, że ręką mojej córeczki nie jesteś zainteresowana?

– A po cóż mi królestwo? Wystarczy mi moja chata na polanie, chociaż szczerze mówiąc chciałabym ją trochę unowocześnić i odnowić. Nie pogardzę też komputerem i jeśli uda ci się założyć tu internet, żebym mogła się wymieniać nowinami z innymi czarodziejkami, to już niczego mi nie będzie brakować, to jak?

– Zgoda – odrzekł król i już następnego dnia zadowolona czarodziejka odeszła do swojej pustelni z zupełnie nowym komputerem, który znaleziono w pralni królewskiej pod haftowaną serwetą.

I wcale nie była taka samotna.

Bardzo często odwiedzali ją zadowoleni ludzie, a czasem i tacy, którzy prosili ją o różne porady, a wokół domu zawsze się kręcił jej ulubiony kot.”

InkedIMG_8735_LI

– To piękna i mądra opowieść – szepnął kotek Psotek- nie zrozumiałem kilku zaledwie słów. Była trochę f i z o l o f i c z n a, prawda?

– F i l o z o f i c z n a – poprawiła Kasia i dodała – ale nie za bardzo, bo każdy, kto tylko trochę p o m y ś l i,  zrozumie jej sens. Tak, jak ty, prawda ? – spojrzała na swojego kota, ale on już spał w blasku księżyca.

I Kasia też poszła spać. I inne zwierzaki, które, jak się to okazało pod koniec wszystkich opowieści, podsłuchiwały ich w tę ciepłą, księżycową, lipcową noc.

                     Z A K O Ń C Z E N I E

Kotek Psotek: ” Koniec”

Jeśli w książkach jest na początku wstęp, a przecież był, to powinno być też zakończenie, prawda?

Przyznam, że to Betka miała wielką ochotę sama wymyślić kilka ostatnich zdań i była nawet lekko obrażona, kiedy się na to nie zgodziłem. Wiecie, ja nigdy nie mam pewności, co może jej strzelić do tej wiewiórczej głowy, więc trochę się bałem tego, co mogłaby tu napisać. Już jej przeszło, a ja ją i tak lubię. Jeśli coś ma początek, to najczęściej ma też koniec. Na przykład ktoś zaczyna zajadać pysznego loda, a tu nagle hop, ostatnie liźnięcie! Ktoś zaczął się bawić ulubionymi zabawkami, bawi się, bawi, a tu nagle hop, trzeba kończyć, bo czas iść spać! Na szczęście, podobnie jest i z innymi, niezbyt miłymi zdarzeniami: zaczyna się choroba, mamy katar, gorączkę, ale po kilku dniach wszystko przechodzi i hop, jesteśmy zdrowi!

Opowieści i bajki też się zaczynają i kończą, tak, jak i nasze.

Jeśli polubiliście nas chociaż trochę, to jesteśmy bardzo, bardzo zadowoleni. Zapraszamy wszystkich nad nasze jezioro i do lasu. Tu jest tak pięknie!

nowy folder 080

To tyle. Wasz kotek Psotek

To ja, Betka: Wiedziałam, że coś będzie źle!! Czasem ten Psotek się wymądrza i wymądrza i nie może skończyć. A ostatnie zdanie powinno być takie: “Pozdrawiamy Was, kotek Psotek i p r z y j a c i e l e!!!“

Betka! To nie jest list!! Nie trzeba nikogo pozdrawiać w książkach! Murek

Hej, to ja, Mruczek : Co wam się nie podoba? Psotek napisał świetne zakończenie!

ZAWSZE go broni ! Betka.

A od czego są przyjaciele?? Psotek

Ha! Ha! Ha! Betka

Kłótnie też chyba mają początek i koniec, więc kończcie, bo Kasia zaprasza nas na podwieczorek! – to ja, Patryk

H U R R R A!!! – to MY WSZYSCY

Może jeszcze kiedyś się spotkamy – to ja, Kasia

PAMIĄTKOWE WPISY GOŚCI

„Bardzo, bardzo jestem zadowolona z tych opowieści. Po ich przeczytaniu wpadło mi do głowy kilka pytań, a najważniejsze z nich brzmi: – Czy nie jestem czasem zbyt opiekuńcza wobec mego kota? Może Mruczek jednak potrzebuje więcej tej kociej wolności ? Muszę to z kimś omówić.”     BABCIA NELA                                                                                    

Baba Nela

„Nie mam nic do powiedzenia na temat tej głupiej książki o złodzieju serów!! IMG_9047SROKA

 

„Powiem jedno: – żałuję, że nie mieszkałem tu wcześniej.”   Bąbel  

   ferie 2015 040

InkedIMG_8734_LI

„Całkiem miła książeczka. Korzystając z okazji informuję, że Smyk wyrósł na przyzwoitego młodego łabędzia i nie było z nim, wbrew temu, co niektórzy zapowiadali, żadnych większych problemów, no…oprócz tego, że sprzeciwiając się naszym jesiennym wyprawom w cieplejsze okolice, zmusił całą rodzinę do zimowania w kraju. Ale nie żałujemy.”    SYK

InkedIMG_8735_LI

 

„Zamiast jak wszystkie rozsądne jeże siedzieć w ciągu dnia w swoim liściastym gnieździe, wybrałem się, niemądry, na dłuższą przechadzkę po lesie. No i co? Też zostałem opisany. Tylko dlatego, że trafiłem do szałasu jakiegoś kota!  A co miałem robić? No, właściwie, dzięki niemu przeżyłem tę potworną burzę, a moim dzieciakom i sąsiadom musiałem tyle razy opowiadać całą historię, że stałem się dosyć znanym jeżem w naszej okolicy. Nie narzekam.” JEŻ

                              K  O  N  I  E  C   

ferie 2015 032 

To jeszcze jeden z naszych znajomych. Odwiedził nas w dosyć dziwnym stanie, bo, jak twierdził był na urodzinach kuzyna , gdzie wypił za dużo maślanki. I został na noc.

nowy folder 056

Styczeń. Zima? Przyjdzie?

Tak było od 1-go do 5-go stycznia, ale dziś chyba znów się zaczyna kształtować coś na kształt ZIMY? – więc musiałam dopisać to zdanie.

Wyszłam. Zerkam, Patrzę w górę,

a tam zwisa niebo bure.

Gdzie ta zima? Gdzie ten mróz?

Z kołder strzepnąć muszę kurz,

wynieść je gdzieś na pobocze,

by zamrozić złe roztocze,

zamordować, wziąć pod nóż!!

Bo nas pożrą, no i już!

IMG_5999

Gdzie ten śnieg, gdzie ten śnieg?

Gdzie zajęczy w śniegach ścieg?

Oj, chyba popełnię gafę,

i polecę ździebko Staffem:

ON:

„O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno…
Jęk szklany… płacz szklany… a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny…
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny.
.(Leopold Staff „Deszcz Jesienny”)

a ja dalej:

W żaluzje walnęło i bębni bez przerwy

i myśl rozkojarza, basem szarpie nerwy,

przycicha…i wraca, echem warczy w głowie,

zabrzęczy, zapluszcze…pytam: Kto? Nie powie.

Nie jesień, nie zima, jakaż jest to pora?

Przyszła do nas jakaś klimatyczna zmora?

Bluzgnęło jękliwie po szybie, balkonie

i spłukało gniazdo sroce w drzew koronie.

Dusza mi paruje, mrowią mokre ręce,

tętno rwie arterie w bezmiernej udręce,

Nie śnieży, nie mrozi, a po prostu moczy.

W tym sezonie nie wymrożę cholernych roztoczy!

Drogie Dzieci! Ja też się nie boję złej zimy! Zima jest mi też bardzo potrzebna, bo pogubiłam się kompletnie w porach roku! Czego innego mnie kiedyś uczono na temat naszego klimatu, a was uczą o klimacie? Zmienia się, czy nie?  Poprośmy razem, żeby wreszcie przyszła, bo niedługo ferie, a po błocie fatalnie się zjeżdża na sankach, nartach, deskach, plastikowych jabłuszkach, karton-gipsie i nawet na zwykłej pupie!

I wiecie co, wyszłam przed chwilą na późny, krótki spacer i coś mnie zaczęło podszczypywać w nos. Idzie mrozek?

Boimy się tej nocy

Nie udały mi się nocne fotki, pstrykałam byle jak, bo w moim pokoju wciśnięta głęboko pod biurko drżała moja suczka TARA. Musiałam być przy niej. A dziś, właśnie w tej chwili znów POPRAWINY – ktoś się wczoraj nie wystrzelał. Opublikuję to za moment, Tara znów przywarła do moich nóg.

                        BOJĘ SIĘ!!

https://www.adopciaki.pl/blog/1737

Gdzieś czytałam, że nie tylko psy boją się tych dźwięków. Podobno ogłuszone bliskim hukiem ptaki giną spadając z drzew, wiewiórki mają szansę na zawał, i do jasnej Anielki – my też!

https://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/7,35612,27962084,nie-tylko-psy-i-koty-cierpia-w-sylwestra-mnostwo-ptakow-ginie.html

Huk, hukiem, ale okazało się, że na moście i pod nim, na wodach naszej małej rzeki – zalegają złociste skrawki plastikowych konfetti (?) – czy to resztki „wzbogaconych” fajerwerków? O, ludzie! Jeszcze tego brakowało!

Z okazji Świeżego 2022 roku

ŻYCZĘ WAM WSZYSTKIM ZNACZNIE LEPSZEGO ROKU NIŻ TEN POPRZEDNI! WIĘC:

JEŻELI BĘDZIECIE GDZIEŚ JECHAĆ – ŻYCZĘ DRÓG BEZPIECZNYCH –

CZYLI ŻYCZĘ WAM  (jak to się mówi) WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO

                      POSTANOWIENIA   NOWOROCZNE

Od Pierwszego Stycznia – stanowczo przestaję palić!

Od Pierwszego Stycznia – na nic nie będę się żalić!

Od Pierwszego Stycznia – będę milsza dla rodziny

(i zapiszę kto, kiedy obchodzi urodziny.)

Zaraz po Nowym Roku – wyrzeknę się słodyczy,

przestanę się też wściekać, że ktoś za głośno krzyczy.

Oznajmiam, że w Nowym Roku będę człowiekiem lepszym

i przyrzekam, że skończę z pisaniem durnych wierszy.

Chciałabym mądrze zakończyć, lecz co tu dodać mam?

Patrzę na stare postanowienia – a tekst rok w rok TAKI SAM!

M