Przed wejściem tutaj nie musisz konsultować się z żadnym lekarzem, farmaceutą, a nawet z rodziną, gdyż treści tu zawarte z pewnością nie zaszkodzą Twojemu zdrowiu i życiu,
I ZNÓW NIE WSZYSTKIE LOTNISKA PRZYJMUJĄ, I ZNÓW NIE MOGĄ POLECIEĆ W WYBRANYM KIERUNKU. NIE TA POGODA…
Nie rozumiem tego ŚWIATA. Może nie tyle ŚWIATA, ile NAS –zamieszkujących go i zarządzających nim LUDZI. Bo albo pożądamy zupełnie już zwariowanych i pozornie niezbędnych rzeczy, dóbr, urządzeń i przedmiotów, a dla zaspokojenia tej potrzeby jesteśmy gotowi popełniać porąbane, wstrętne, głupie, absurdalne, niesmaczne, czy wręcz ohydne uczynki, niszcząc w tym celu nasz DOM, czyli ZIEMIĘ, albo, co jest jeszcze gorsze, dla zaspokojenia chorych, własnych ambicji i żądzy władzy ATAKUJEMY, ZABIJAMY, MORDUJEMY WSPÓŁMIESZKAŃCÓW TEJ PLANETY. Nie rozumiem tego ŚWIATA. Ogarnia mnie strach, smutek i beznadziejnie olbrzymie poczucie bezradności. I nie tylko – momentami czuję też GNIEW, a ten może mnie przecież poprowadzić do agresji i marzeń o odwecie. Czy tak musi się toczyć nasz ŚWIAT? Ot, naiwna. Niby jak ma być inaczej?
Jakoś….takoś…dziwnie się złożyło, że dwójka blogerów do których zaglądam przytoczyła prawie równocześnie utwory literackie nawiązujące do poruszanych w blogu tematów. Jeden z wierszy to pamiętny „Paweł i Gaweł” Aleksandra Fredro – sprawdził się jako ilustracja komentowanej przez autora naszej, obecnej sytuacji. (blogWIDZIANE Z EKWADORU) Sięgnęłam też do wierszy Kazimierza Przerwy-Tetmajera (akilka innych przytoczyła niedawno BEZSZELESTNA) i nie mogę się powstrzymać, żeby wam nie przypomnieć treści wiersza PATRYOTA. Jakoś, takoś… dziwnie mi się skojarzyło, że już wtedy…..i dziś, w Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego przypomnijmy sobie nieco przestarzałą polszczyznę, która jednakowoż traktuje o ciągle aktualnym zjawisku.
„W zdrowym ciele zdrowa dusza! Hoc! Hoc! Hopsa! tylko śmiało! Jeszcze Polska nie zginęła! Co się stało, to się stało! Jak Bóg da, to odbierzewa! Hulaj dusza bez kontusza! Kto nie z nami, to hołota! Huha! Vivat »patriota«!
Rozum, wiedza, talent, praca U nas, bratku, nie popłaca! Postęp i cywilizacja W kąt gdzie wchodzi do gry nacja! I »guanem« wnet dostanie Kto nie z nami, mocium panie. Bo jest jedna tylko cnota, Byś był, wasze, »patriota«!
Możesz kpem być i cymbałem, Możesz dureń być siarczysty: Byleś z mocą i zapałem Kraj miłował macierzysty! Co się stało, odstać może! Jedno, drugie, trzecie morze…
Huha! Hopsa! Każdą nową Myśl witamy krzyżem pańskim — Precz z geniuszem Europy Farmazońskim i szatańskim! My o jedno tylko szlemy Modły k’ niebu z naszej chaty: By nam buty mogły śmierdzieć, Jak śmierdziały przed stu laty…
Gdzieś tam jakiś Francuz wściekł się — Bęc! Już sterczy na indeksie! Ojciec święty siedzi w Rzymie, Na plebanii ksiądz Walenty — Wara, chłystku, mi tu wnosić Swoje »ludzkie dokumenty«! Londyn, Berlin i Warszawa Niech ci krzyczy: sława! sława! Chociaż wiem, jak ci zależy, Abyś u mnie był przyjęty, Ja ci domu nie otworzę, Nie dla takiej on hołoty! U mnie w duszy cnota leży — Vivat skromność »patrioty«!
Hoc ha! Hopsa! Byle zdrowo, Zdrowa dusza — zdrowe ciało! Niechaj śmierdzi, jak śmierdziało, Byle tylko narodowo! Wolę polskie ….. w polu, Niż fiołki w Neapolu! Swojsko, polsko, po naszemu, Hoc! Hoc! Hopsa! Tak, jak wtedy Gdy nas naprzód tłukły Szwedy, Potem Niemcy i Moskale — Hoc! Hoc! Hopsa! Doskonale! Po swojemu! Po staremu! Lepiej dostać w łeb w kontuszu, Niż we fraku natrzeć uszu! Niechaj żyje stara cnota! Daj nam dalej kisnąć Boże! Jedno, drugie, trzecie morze — Vivat »prawy patriota«!…”
Wyjąć z szafki kręciołka i pojemnik. Do pojemnika skroić kawałki masła (1/4 kostki), wsypać 3/4 szklanki drobnego cukru i rozpocząć kręcenie, które idzie trudno, bo masła mało, a cukru dużo. No, to…zostawić sobie z 4-ech jajek 2 białka, a resztę wbijać stopniowo, kręcąc dalej i zarzucając to wszystko kawałkami z 2 kostek miękkiego TWAROGU (0,5kg) który wcale nie musi być zmielony. Kręcimy, kręcimy, aż masa będzie mniej lub bardziej gładka, ale może być też kostropata. A, co tam! Dodajemy pod koniec 1 i 1/2 łyżki mączki ziemniaczanej oraz co kto lubi, czyli albo jakieś rodzynki, albo skórki pomarańczowe, albo nie dodajemy niczego tylko delikatnie wkręcamy 2 białka ubite na bałwanka. Piecyk – na 170 stopni i do rozgrzanego ładujemy wypełnioną masą foremkę ( u mnie tortownica o średnicy +- 25 cm. Po upłynięciu około 45 minut – serniczek gotowy. Nie za niski, nie za wysoki, klasycznie lekko wklęsły, bardziej serowaty niż puszysto- budyniowaty.
I JUŻ !
O, ludziki! Zapomniałam o spodniej, pod sernikowej bazie: najczęściej miksuję jakieś kruche herbatniki, ale ten na fotce ma w sobie paczkę okrągłych biszkopcików do której dorzuciłam na oko kawałek masła, wlałam łyżkę mleka i wtarłam 1/2 tabliczki gorzkiej czekolady. Ubiłam na tortownicy i wrzuciłam na to ser. Nie podpiekałam.
„Miłość daje, ale niczego nie żąda” ( Lew Tołstoj)
Wiosną – uczucie nie byle jakie
złączyło JĄ (ptaka) z NIM (też ptakiem),
a już jesienią, to ptasie stadło,
uwierzyć trudno, lecz się rozpadło!
I wieść się rozniosła na ptasi kraj,
że On się ożenił tylko dla jaj!
A kiedy już dostał to, czego chciał,
po prostu ( nikczemnik!) – zwiał.
„Prawdziwa miłość warunków nie stawia”
( autor nieznany)
Wiewióreczko najmilsza, gdybyś mnie kochała,
orzeszki byś rozgryzała
dla mnie,
rano, już przed świtem.
Gdybyś mnie, wiewióreczko, choć trochę kochała,
co wieczór byś szczotkowała
moją,
przyznaj, że piękną – rudą kitę!
„Miłości nie udowadnia się słowami”
( Mikołaj Gogol)
Jeśli mocno, prawdziwie kocha męża Pani Jeżowa
to, gdy on się do niej zbliża – ona swoje kolce chowa,
choć wie, że nigdy nie będzie tak miękka jak puchu kula,
to przecież milej jest Jeżowi, gdy żonę swą przytula.
” Kropla miłości znaczy więcej, niż ocean rozumu”
( Blaise Pascal)
Czy błyszczące przeźroczyście i nieważkie ważki
znają miłość, czy wyłącznie miłosne igraszki?
Gonią się nad wodną mgiełką szybko i świetliście,
od furkotu ich skrzydełek drżą nadbrzeżne liście,
od ich migotliwych błysków zielono lśnią fale.
Czy kochają się króciutko, czy też może wcale?
” Kochaj, żeby żyć, żyj, żeby kochać” ( Dionisos Solomos)
Cytat z Kubusia Puchatka – AA Milne’a:
” A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiowi łapkę – co wtedy?
– Nic wielkiego – zapewnił go Puchatek – posiedzę tu sobie i na ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.”
Śnieg, wiatr, deszcz, deszcz,wiatr, śnieg, mżawka, deszcz, zamieć, mrozek i deszcz od nowa, a między tym wszystkim króciutkie chwile jasnej jasności, a może i jasnej pomroczności. Straciłam już rozeznanie czy to jest prawdziwy, klasyczny LUTY, czy jakaś podróbka.
Bo przed południem niebo jest takie, a po południu już takie:
I przez moment z moich łańcuchów wyprowadzonych z rynienki nad gankiem prawidłowo ścieka woda, za chwilę zamarza w zimowe korale, przez chwilę za oknem robi się mglisto i już coś zaraz pudruje krzaki tawuł i zacina bielą przez podwórko wręcz koszącym lotem.
I w tym lutowym zamieszaniu czuję dziwne zmysłów pomieszanie, sama już nie wiem czego chcę i co mam robić – więc resztę słów chowam, bo i zdania mi pokraczne jakieś wychodzą ,więc zostawiam tu tylko kilka lutowych fotek, serdecznie was wszystkich pozdrawiając.
PS. Pierwsze przyleciały sikorki! Mała sesja zdjęciowa w następnym programie. Proszę zostać przed ekranikami.
Ze mnie taka jest kobieta, która nie zna słowa DIETA! (Spokojnie, to tylko okrzyk medialny)
O!! To mi się podoba! Jedzenie, oprócz tego, że jest niezbędne dla naszego życia i zdrowia, powinno też dawać RADOŚĆ SMAKOWANIA., a z kolei ta radość pomaga w prawidłowym trawieniu i przyswajaniu tego, co dla nas najlepsze. Należę do zwolenników JEDYNEJ ROZSĄDNEJ dla utrzymywania zdrowia, DIETY „ŻP” ( żryj połowę) – brzydko brzmi, ale przynosi najlepsze skutki, jeśli chcemy zmienić swoje kształty na bardziej wiotkie. Stosując zasadę ŻP możemy jeść wszystko to, co lubimy, na co mamy apetyt, jeśli, oczywiście nie mamy przeciwwskazań z powodu konkretnych chorób. Bardzo często nasz organizm sam daje nam sygnały, o tym, czego mu brakuje, co powinniśmy uzupełnić, ale wydaje mi się, że straciliśmy umiejętność słuchania go i zamiast zjeść to, na co mamy w danej chwili straszną ochotę, zatracamy się w tysiącach porad, przebieramy w tysiącach suplementów. Małym dziewczęciem będąc skubałam i chrupałam tynk ze ścian – po prostu dlatego, że mi brakowało wapnia.
I DZIŚ JEM TO, O CO PROSIŁ OSTATNIO MÓJ ORGANIZM I CO ZA MNĄ „CHODZIŁO”:
PIERWSZE DANIE: ZUPA WIŚNIOWA Z MAKARONEM:
Z PASZTETU REZYGNUJĘ. NIE CHODZI ZA MNĄ.
Torebkę wspaniałych, mrożonych wiśni zalałam trzema szklankami wody, wrzuciłam dwa goździki, szczyptę soli i cukier ( tyle, ile pragniecie). Pogotowałam kwadrans i chcąc, żeby zupa była zupą, a nie kompotem – starodawną metodą babć, które jadały niezdrowo, ale często żyły długo – „zaciągnęłam” zupę łyżką mąki rozbełtaną w odrobinie mleka i trzema łyżkami śmietanki (18%) – znów chwilę pogotowałam. Makaronik gotuję osobno, to jasne.
DRUGIE DANIE: NIE BĘDĘ OPISYWAĆ – WYSTARCZY SPOJRZEĆ:
S M A C Z N E G O !!
A do ptasiej miseczki na zewnątrz wsypałam ziarna słonecznika. Wiem, co kto lubi i mogę się założyć o porcję rybki „po grecku”, że pierwsze przylecą SIKORKI.