Love for Sale?

Przypomnienie, wspomnienie:

Wśród kilku rzeczy, które mi się jakoś tam kojarzą z WALENTYNKAMI,  (oprócz Walencji,   Św.Walentego, albo jednego, czy drugiego Walencjusza, na pierwsze miejsce wysuwa się  „WALENTYNA  TWIST” Kto z Was jeszcze pamięta?  Przytoczę kawałeczek tekstu:

Walentyna, Walentyna

Już gwiazd kraina ją dobrze zna        

Były kwiaty dla Gagarina,  

A Walentyna TWISTA ma.

Walentyna, Walentyna

To pierwsza w świecie podniebna miss,

Jej imieniem się dziś zaczyna

Najnowszy „WALENTYNA TWIST”

(Tekst: Włodzimierz Patuszyński, śpiewały słynne przed wiekami FILIPINKI

Imię Walentyna ma swoje źródło w łacińskim słowie VALENS – mocna, silna, pracowita, zdrowa – wszystko pasuje. Musiała być taka. Kto nie wie, kim ona była – niech sobie poszuka w internecie.

Sądząc jednak po reklamach w sieci, wzmożonym ruchu w sklepach z upominkami, w kwiaciarniach, w cukierniach i w  innych takich – kupa ludzi uznała, że to Święto Zakochanych.  Wysyłają sobie nawzajem listy miłosne, słówka słodkie jak czekoladki, czekoladki słodkie jak miód, kwiatki w papierze z różowymi serduszkami, uśmiechnięte żółte pysie z czerwonymi sercami i kupują upominki.

Handlowcy zadowoleni. Proponują i biżuterię, i słuchawki, i bieliznę (Och, cud!), ale też szczotki do prostowania włosów dla ukochanej i nową golarkę dla ukochanego.  Uważam. że  esemesowe i elektronicznie wyznawanie uczuć w tym dniu. nie powinno się liczyć! Powinno być wręcz  z a b r o n i o n e !  Prawdziwe wyznanie – to wyznanie piórem, na papierze, w prawdziwej kopercie, przez prawdziwą pocztę dostarczone! 

Znalazłam w sieci propozycje różnych wierszyków tzw. „na – pocztówkowych” związanych z walentynkowym wyznawaniem uczuć, ale pozwólcie, że dołączę kilka swoich:

IMG_6220

Ptysiu! Odstaw ten tort niewalentynkowy!

(wiesz przecież, że powinien być większy i różowy).

Po prostu wpadnij, kochany: – mam domowe pączki!

Przytulisz mnie i potrzymamy się za rączki.

IMG_4371

Kocham Cię, bo gdybym Cię nie kochała,

już dawno bym się, miły, przed Tobą schowała

i byłbyś dziś sam jak pieniek – już od wielu lat.

Dobrze wiesz, ile pięknych kryjówek ma świat.

A fakt mojej przy tobie ciągłej obecności

jest przecież dowodem największej miłości !?

Czyż nie tak?

IMG_4280

Nie kupuj mi pierścionka, ani szczotki prostującej włosy.

Nie przynoś mi kwiatów, czy słodkich pomadek.

Chodź, pośpiewamy sobie dzisiaj na dwa głosy:

ja – Twoja sikoreczka i Ty – mój niedźwiadek.

 KAŻDY dzień, w którym można dodatkowo wyznać sobie uczucia jest na wagę złota. Zatem ja też załączam serduszko z walentynkowych serwetek. Jak już, to już! Kochajmy się.  Choćby  w te WALENTYNKI.

IMG_8850

ON:  

Czy jestem lekko zarośnięty, czy gładki,( taki bez zarostu) –

Kochaj mnie, kochaj mnie, po prostu.

Czy gorzej pachnę po robocie, czy raptem zionę Bossem (Hugo) –

Kochaj mnie, kochaj, jeszcze długo.

Czy cię obrzucam bukietami, czy raczej rzadko kwiat przynoszę –

Kochaj mnie, kochaj, miła, proszę.

Czy jestem blady po chorobie, czy różowawy (no, od słońca) –

Kochaj mnie, kochaj mnie do końca.

ONA:    

Czy mam migrenę i marudzę, czy krzyczę, że już brak mi siły –

Kochaj mnie, kochaj mnie, mój miły.

Czy milczę często przy obiedzie, czy gadam dużo o poranku –

Kochaj mnie, kochaj, bez ustanku.

Czy jeszcze cieszę się urodą, czy może inne są ciekawsze…-

Kochaj mnie tylko, kochaj zawsze.

Czy ci przerywam, jęczę, czy śpiewam – co przecież działa ci na nerwy –

Kochaj mnie jednak, kochaj bez przerwy.

A na koniec – stary utwór (1930 r) Cole Portera, ale w nowszym wykonaniu:

 

 

 

Ech!

     W ciągu kilku ostatnich dni było, jak często określa złą pogodę moja szwagierka,” SZARO, BURO I PONURO.” Opis ten wyjątkowo pasuje również do stanu mej duszy, psyche, czy też jestestwa, (jak go zwał, tak go zwał). Jestem pewna, że Was też nie omija to zróżnicowanie nastroju. Jak w życiu, tak i w pogodzie:

     Z Wami też się nie spotykałam, bo w tym okresie sponurzałam, zszarzałam i….co zrobić z tym BURO… bo przecież nie mogę użyć wyrażenia, że ZBURACZAŁAM, chociaż…też by pewnie pasowało. Dość powiedzieć, że wpadłam w to oglądając i słuchając wieści z kraju i ze świata. Nie będę opisywać, bo sami doskonale wiecie, jak to wygląda i co się dzieje, a jeśli ktoś nie jest zorientowany to, proszę, niech się trzyma z daleka od wszelkich środków masowego przekazu, o ile to możliwe, ale przecież wiem że NIE. I tak zniechęcona tym światem – zaniechałam pisania.  Poprawiło mi się odrobinę po telefonie od Grażyny, z którą łączy mnie „współbabciowość” – mamy po prostu te same wnuki, ale nie tylko, bo przez kilka sekund ostro chichrałyśmy opisując sobie wzajemnie bóle, troski i poczynania. Krótki i histeryczny, babski incydent. Wykorzystując tę chwilę, chcę się Wam zatem przypomnieć krótkim, może nie histerycznym, ale babskim tekstem.

Dziś, zgodnie z bloga profilem

poświęcę króciutką chwilę

na moje wariackie rymki.

Znajdę przaśne przymiotniki,

i wykwintne rzeczowniki,

a nawet przyimki.

Ktoś mądry mi zaraz powie,

oj, źle się zabawiasz słowem,

no, cóż, moi mili, trudno,

ale żeby nie głupotki,

durne rymki, bzdurne plotki,

to byłoby nudno.

Ojej, ojej, ojej, olej,

grzałam na patelni olej

i wrzucałam, och, holender ,

szczypior, miętę i kolendrę!

Jasny jest dla wielu żon,

fakt, że świeży kardamon

i wszelkie przyprawy zielne

wysypane na patelnie

skwierczą bardzo, bardzo cicho,

nie pilnujesz, niech to licho,

spalą się! I to się stało,

wszystko w kuchni mi śmierdziało,

i choć mieli zjeść go goście,

obiad leży na kompoście.

Moi goście mieli za to

chleb – z masłem, z dżemem, z herbatą.

I DOBRZE!

PS. Dżem agrestowy też od Grażyny! Dziękuję.