
Co by było, Proszę Państwa, co by było, gdyby…
gdyby raptem w naszych domach rosły sobie grzyby?
Nie gdzieś w lasach, na polankach, tylko w domciu, blisko,
można byłoby z kanapy patrzeć na zjawisko,
można byłoby bez trudu pobrać na omlecik
borowika, kurkę, smardza, a nie żadne śmieci,
w których, co się często zdarza, kryje się paskudny
muchomorek cytrynowy (do strawienia trudny)
Wśród różnorakich zabawek przyniesionych nam przez Mikołaja w ostatnie święta (byliśmy grzeczni) znalazła się dziwna, wielka i ciężka „grzduła” wyglądająca jak omotany ściśle folią słomiany snopek.
Z załączonej instrukcji wynikało, że może stać wszędzie, byleby w jasności i nie w upale. Niech sobie stoi, a my mamy obserwować. I stało. Pod oknem. No i zobaczcie, co z tego wyszło:








I były omlety, smażone a’ la chińszczyzna ( z makaronem) oraz normalne kotleciska. Kilka kiści musieliśmy podarować rodzinie. Tak, to BOCZNIAKI. Czekamy na kolejny RZUT.