Przed wejściem tutaj nie musisz konsultować się z żadnym lekarzem, farmaceutą, a nawet z rodziną, gdyż treści tu zawarte z pewnością nie zaszkodzą Twojemu zdrowiu i życiu,
MNIEJ SŁÓW. I krótko gadać – I znów wspomnienie z przeszłości , i znów przykład kolejnej instrukcji Probierczyka dla piszących na jego konkurs czytelników: Poprosił o wierszyk ( zawsze 16 – to wersowy) namawiający do lakoniczności, ale mocny w wyrazie. Kto tu wchodzi, to wie, o co chodzi z tym Probierczykiem.
KRÓTKO – Jak żyć
Masz słuch – chwyć ton z fal rzek, jak pstrąg.
Masz wzrok – spójrz w dół zza drzew, jak nów.
Masz węch – weź woń jak wiatr, z dna łąk.
BEZ SŁÓW.
Masz cel? – więc dąż i bądź jak głaz.
Ktoś drwi? – czuj gniew i lęk, i złość.
Płacz, śmiej się, bój, lecz milcz choć raz.
SŁÓW DOŚĆ.
Masz głos? – To krzycz jak wilk, gdy ból.
Twój ruch? – Zrób krok i tańcz, gdy bal.
Zły czas? – Włącz spryt i graj sto ról.
SŁÓW ŻAL.
Bez słów, jak mim, daj znak, że kurz…
że liść, że dym, że nie, że tak,
że on, że my, że ty, że już,
ŻE ŚWIAT.
I żeby nie zaprzeczać samej sobie – na dzisiaj to tyle.
23 Marca 1950r weszła w życie konwencja o utworzeniu Światowej Organizacji Meteorologicznej, której celem jest zapewnienie wszystkim państwom i narodom dostępu do informacji o pogodzie i jej zmianach. I dziś z okazji Światowego Dnia Meteorologii, życzę wszystkim prognostykom trafnych przepowiedni pogodowych.
Większość z nas podskakuje z radości, bo nastał pierwszy dzień wiosny. Ale, różnie, oj, różnie bywało. Bo pierwszych ciepłych i otumaniających nas dniach, przychodził nagle śnieżny wysyp i mroziło przez kilka nocy wystające z ziemi, te pierwsze, odważne rośliny. Pamiętam kwietniowe mrozy i obsypane śniegiem kwiaty kasztanowców w Maju.
Taką podstępną, przeciągającą swoje dni zimę opisałam kiedyś, w ramach wspominanego już nie raz konkursu literackiego Probierczyka. Według instrukcji, mieliśmy napisać bardzo, bardzo długie zdanie jakiejś bardzo, bardzo długiej powieści. Nie wiem, czy ktoś będzie miał cierpliwość przeczytać to do końca, ale potraktujecie to jako ostrzeżenie i nie chowajcie czapek.
Najdłuższe zdanie, meteorologiczne zdanie, jakie kiedykolwiek napisałam:
W wygryzionych przez wozy, a kto wie,czy nie przez sanie raczej, śnieżnych, wąskich tunelach woda, już niby na dnie chlupotała dziamgliwie, granatowo połyskując tylko tam, gdzie w wężowato rozjechanych rowkach mróz ją jeszcze ściętą na szkło trzymał, a chociaż w białych, okrągłych lejkach, między z nagła poczerniałymi sosnami, a nadal mszasto oszronionymi brzozami, przebiśniegi i sasanki zupełnie bez rozumu głowy powystawiały, to nie znać było, że zima ma już czasu niewiele na swoje panowanie, bo i chaty w zaspach rozległych, jak baby wielkanocne rozrośniętych osadzone były, przy okapach ciągle uzbrojone w tęgie sopliska z piką na końcu, i dymy z kominów jak potężne słupy, jak mocarne, szare przęsła pięły się prosto w górę i tężały gdzieś w zimnej, nieskończonej, zielononiebieskiej jaskrawości niebiańskiego mostu, a kiedy człowiek zwykły, albo sarna, albo zając nawet odetchnąć chciał, to chrapy i nozdrza sklejało trzeszcząc przy wdechu, przy wydechu zaś zaraz obłokiem gęstym, wilgotnym i mroźnym głowę czy łeb obtulało, jakby co najmniej pierwszy miesiąc roku światem rządził, a przecież wedle ludzkich obliczeń najwyższa pora już była na pęcznienie kotek wierzbowych, na obnażanie turkusowych dywanów oziminy, na odsłonięcie lśniących tłustawo pod roztopami gliniastych ścieżek, na ujawnienie skib miedzianych jesienią jeszcze zaoranych, na pokazanie srogiej, zimowej pani, że już od dziś, od tej chwili, od zaraz, jej kadencja, chociaż od wieczności powtarzana, nareszcie dobiegła końca.
Święto Teatru uchwalono w roku 1961 na pamiątkę otwarcia TEATRU NARODÓW w Paryżu ( 27 Marzec 1957r). Dzień Teatru obchodzimy właśnie 27 Marca.
D L A D Z I E C I
Marzą mi się KÓŁKA TEATRALNE w każdej szkole i placówce oświatowej.
Tu, u mnie Dzień ten przybierze postać trochę zakręconej sztuczki ( bo nie SZTUKI) teatralnej pod tytułem „KOPCIUSZEK – INACZEJ”, którą napisałam kiedyś dla dzieci w wieku szkolnym (dla III – IV klas Szkoły Podstawowej). Wystawiliśmy ją dla rodziców i było sporo zabawy. Tak się złożyło, że uczniowie, którzy zostali wybrani do sztuki, to nie byli, oj, nie byli prymusami pod względem nauki. Nie byli to też ci najczęściej wybierani do szkolnych deklamacji. Na scenie sprawdzili się fantastycznie. Chcę wierzyć, że mieli z tego też trochę zabawy, a może któreś z nich uwierzyło też, że może więcej…? Chociaż święto Teatru jest za 15 dni – może ten tekst zachęci kogoś do wystawienia go z dziećmi 27 marca, więc wrzucam go wcześniej. A może, jeśli nie zdążycie – to na Dzień Wiosny, Dzień Matki, w Dniu Dziecka? Fatalne fotki ( cyknięte z wideo) mają być tylko dowodem na to, że sztuczka była grana. I nawet dobrze, bo nie widać twarzy moich aktorów – a szukać ich teraz i prosić o zgodę, ee… rzecz nie do wykonania.
KOPCIUSZEK – INACZEJ
Narrator:
Sto lat temu, może dwieście
ni to na wsi, ni to w mieście,
stał wdowiec na progu chaty,
ni to biedny, ni bogaty
i patrząc na letnie chmurki
wsłuchiwał się w głos swej córki.
Kopciuszek: – Tato, mama już nie wróci,
mnie to też szalenie smuci,
lecz mówiłam wielokrotnie,
że nie musisz żyć samotnie..
Przebolej już dawną stratę,
wyznacz wdowie ślubu datę.
Wiem, że masz na to ochotę,
więc to załatw. Już w sobotę.
Ojciec: – No tak, chętna z niej niewiasta,
piecze też wspaniałe ciasta,
a z ciebie jest mądre dziecię,
i nie żadne ecie – pecie.
Może wdowa z córeczkami
będzie też szczęśliwsza z nami?
A mężczyzna bez kobiety
trudno w życiu ma, niestety.
( nadchodzi wdowa, córki, kilku gości, zaczynają obracać się w tańcu – cicha muzyka?)
Narrator: – Jak mówili, tak zrobili.
Na weselu się bawili,
trochę jedli, kawę pili
i…jak ludzie mi mówili,
wszyscy byli bardzo mili.
Ale sza, ale sza. . . . . . .
dalszy ciąg ta bajka ma.
( Goście się rozbiegają, ojciec stoi przy Kopciuszku, córki coś do siebie szepczą, pokazują palcami itp)
Macocha: – ( do widowni i do Kopciuszka): –
Tylko w bajce wszystko kończy się weselem,
a w życiu wszystko się dopiero zaczyna
i w życiu nie ma śmiechu wiele.
(ogląda ją) O, to twoja córka? Ta dziewczyna?
Mówiły mi mądre panie:
Najważniejsze jest ubranie!
Narrator poprawia:– Wychowanie! Wychowanie!
Macocha: – Sprzątnij! Naucz się gotować!
Masz nam suknie wyprasować!
Narąb drzewa! Wyczyść buty!
O! W gorsecie sterczą druty,
napraw mi to do wieczora.
Chodźcie dzieci, na nas pora,
czas na spacer, bo na zdrowie
spacer świetny – każdy powie!
A ty, mężu idź do pracy, och, mężczyźni to cudacy.!!
(ojciec zgaszony odchodzi, panie się przechadzają, Kopciuszek zakłada fartuch, czarną chustę, zamiata. Po chwili słychać głos trąbki posłańca królewskiego, na scenę wbiegają jeszcze 2-3 osoby. Posłaniec wyciąga pismo i czyta. Wszyscy zasłuchani.)
Posłaniec: – Wszystkie młode panienki!
Szyjcie ładne sukienki,
a w najbliższą sobotę,
przerwijcie swoją robotę.
Nie wchodźcie już na fejsbuka,
nasz książę TU żony szuka.
Bal na zamku wydamy,
na was panny, czekamy.
Uśmiechajcie się ładnie,
gdy mu któraś w serce wpadnie,
czy biedna czy bogata,
żoną będzie przez lata !!
(Kopciuszek smutno sprząta, a panienki z mamą pokrzykują)
Córka I: – Ja! Ja będę jego żoną!
Suknię włożę, tę złoconą
i gdy perły doszyć zdążę,
mnie wybierze piękny książę!
Córka II: – Kopciuszek niech ci przyszyje!
Córka I: – Tylko niech łapy umyje!
Córka II: – Mnie wybiorą na tę żonę!
Ty masz oczy wytrzeszczone,
krzywe nogi, nos jak kluchę!
Córka I: – Zamorduję tę dziewuchę! ! !
Klucha? Co ciebie napadło?
Lepiej sama spójrz w zwierciadło:
biodra – zero. Rzęsy? – marne,
ząbki jak perełki! CZARNE !
Włosy….jak…ogon u myszy !!
Macocha: – Ech, panienki, ciszej, ciszej !
Ty, Kopciuszku, rób maseczki,
śliczne mają być córeczki.
Z coca-colą zmiel ogórki, (Kopciuszek notuje)
dodaj czosnku cztery wiórki,
krem nivea, kwiat rosiczki,
zmieszaj, obłóż im policzki!!
Jako matka – wiem. Na pewno
któraś z nich będzie królewną!!
(córeczki wybiegają piszcząc, macocha dostojnie odchodzi, Kopciuszek coś tam robi przy stoliku, sala ciemnieje. Kopciuszek nuci smutno, machając miotłą)
Kopciuszek: – Żebym to ja wiedziała, żebym życie bardziej znała,
taty bym nie namawiała na ten ślub!
I to wszystko trochę złości, zero, zero przyjemności,
żadnych bali, żadnych gości, tylko wszystko rób i rób!
Inni chodzą na imprezki, mnie się w oczku kręcą
łezki, a rozrywek nie mam wcale, co tu kryć.
Czemu, czemu, ta macocha udawała, że pokocha,
trudno, trochę tu poryczę, ciężko żyć.
(ryczy, szlocha. Światło punktowo oświetla wchodzącą na scenę Wróżkę)
Kopciuszek: – Ktoś TY ??
Wróżka: – To ci zagadka!!
To ja, twoja chrzestna matka.
Różdżką jedno skinienie
i życie ci odmienię!
Pożyczyłam od Harry Pottera. ( do widowni)
No, niech się panna rozbiera!
Ściągnij wreszcie tę szmatę,
na tobie suknie bogate.
Jeszcze diadem, no i szal. ( podaje obie rzeczy)
Na zamku cię czeka bal !
(Kopciuszek ściąga z siebie wierzchnie szmaty, pod spodem ma piękną suknię)
Kopciuszek – : Och!! Nie wierzę!! Jak to tak??
Miałam dziś przebierać mak…
bo mi ktoś pomieszał z ryżem……
Wróżka: – Zrobią to ptaszęta chyże.
Zaraz wsiądziesz do karocy,
lecz pamiętaj, o północy,
nim godzinę dzwon wybije,
uciekaj na łeb i szyję.
Czar odejdzie, tak się stanie
Baw się dobrze! Pa, kochanie!
Kopciuszek: – Oczom, uszom nie wierzę
i kareta mnie zabierze? (wygląda przez “okno”)
tak, już czeka! Serce fika!
TO MERCEDES !!! ALE BRYKA!!
LIMUZYNA ! Nie do wiary!
Bo przecież prawdziwe czary
w życiu są naprawdę rzadkie. . .
Teraz muszę wyjść przed chatkę
(Kopciuszek wychodzi, sala ciemnieje, po chwili “wsnuwają się” tańczące pary, słychać jakąś wybraną przez reżysera muzykę, pary nucą, śmieją się, siostry też z kimś tańczą, tylko Macocha gniewnie obserwuje tańczącego księcia z Kopciuszkiem. Ojciec stoi obok. Dźwięki cichną, wchodzi narrator)
Narrator: – Ze sto panien z różnych stron!
Która z nich podzieli tron?
Część kołuje, część poguje,
każda wdziękiem nas czaruje.
Tańczą sambę? Czy to polka?
Żadnej dziś nie złapie kolka,
bo każda nadzieję ma:
Och! Księżniczką będę JA ! (odchodzi na bok)
Kopciuszek: – Teraz wiem, po co są bale!!
bawiłam się doskonale!
Książę, tańczysz wyśmienicie.
Książę: – Takie to książęce życie.
Lecz czas dojrzeć. Szukam żony,
Tobą jestem zachwycony,więc… (słychać zegar)
Kopciuszek: – Och, nie!! Północ już wybija,
to, co piękne szybko mija
Muszę biec, pa, pa, mój książę!
( Kopciuszek wybiegając zrzuca jeden but, znika za sceną)
Książę (biegnąc w miejscu): –
Nie dogonię jej, nie zdążę!
Co to była za dziewczyna?
Czy tu mieszka jej rodzina?
Czy ktoś zna ją?
Goście razem:– Nie, nie znamy!
Książę: – Więc od dzisiaj jej szukamy.
Pantofelek zabierajcie,
Wszystkim pannom przymierzajcie.
Na którą pasować będzie,
ta mą żoną w zamku będzie ! ! !
(goście się rozchodzą, światło gaśnie, po chwili widać znów na scenie Kopciuszka. Przebiera mak, czy coś tam. Nadchodzi macocha z córkami, za nimi Ojciec)
Macocha: – Skandal. Skandal nad skandale!!
Kiedyś z klasą były bale!!
Po zamku się szwenda jakaś przybłęda,
A książę, och, wpatrzony,
kompletnie zauroczony,
cały czas ją tylko niańczył!
Z wami nawet nie zatańczył!
Córeczki razem: – Ale mamo, przyznaj sama,
że to była piękna dama.
Trudno, mamo, takie życie.
Nie musimy być na szczycie!
Córka I: – Mnie… wpadł w oko główny krawiec
i choć mówią, że latawiec…
Córka II: – Cztery walce – handlarz złotem
tańczył ze mną…reszta… potem (tajemniczo)
Macocha: – OOOOch !!
Ojciec: – Ech, kochanie, już bez jęków,
obaj mają zawód w ręku.
Żaden kryzys ich nie zmyli,
byleby się oświadczyli! ( patrzy za scenę)
Goniec z butem tu przybywa,
Nic tu po nim, niech się zmywa.
Macocha : – Bzdury, bzdury, bzdury, bzdury!
Hej, posłańcu, tu są córy.
Przymierzcie im pantofelka. (bierze but, ogląda)
Stópka faktycznie, niewielka…
Bucik jak z prawdziwej bajki,
i firmowe. Patrzcie. “NAJKI”.
(uparcie próbuje córkom wcisnąć but, chociaż one się bronią, majtają nogami – posłaniec się rozgląda, zauważa Kopciuszka na ławie)
Posłaniec: – A tam, ta osoba drżąca, to kto ?
Macocha: – Ach, służąca …
Posłaniec: – Ale panna? I to młoda!
Macocha:- Tak, lecz czasu na nią szkoda.
Na balu nie była,
bo ogród plewiła i tyle. I tyle.
Posłaniec: – Droga Pani, daj mi chwilę,
przymierzyć tylko przecież mogę ?
Chodź panienko, pokaż nogę.
(Macocha wzrusza ramionami rzuca pantofel w stronę Kopciuszka, która mierzy, wstaje i tańczy.)
Wszyscy: – OCH ! Och !
Posłaniec: – UFF! Nareszcie. But pasuje.
Książę tak się denerwuje,
kolano mu lewe drgało,
bo szukanie długo trwało.
No, panienko, umyj rączki,
bo czekają dwie obrączki
i na zamku szybki ślub !!
Kopciuszek: – Będę wierna aż po grób.
I wcale nie chodzi o to,
że to książę i ma złoto.
Gdy go pierwszy raz ujrzałam,
już wiedziałam, już wiedziałam,
że go szczerze pokochałam.
Ojciec: – Przyznaj teraz, moja żono,
Tak na prawdę, nie wiadomo
kogo, jaki czeka los.
No, już dobrze, wytrzyj nos. ( daje jej chusteczkę)
(MUZYKA. Na salę “wtańcowują” różne pary, książę z Kopciuszkiem, macocha z ojcem, siostry ze swoimi wybrańcami i kilka innych par. Zaczyna się cichy podkład muzyczny „Krakowiaczek jeden…” na scenę powraca narrator i oznajmia)
Narrator: – MORAŁ NUMER JEDEN!
Grupa wybrana śpiewa:-
Nigdy nie wiadomo, co się komu zdarzy,
więc dlatego człowiek zawsze o czymś marzy.
Jeden chciałby kasę, drugi gnać po świecie,
drugi chce być wójtem w opolskim powiecie
Nie wszystko się spełnia, rzecz to całkiem pewna,
lecz czasem z Kopciuszka wyrasta królewna…
Wszyscy: – Szalejemy ?
(tańczą kawałek np. salsy i zatrzymują na chwilę rodziców wygłaszając drugi morał )
Narrator: – MORAŁ NUMER DWA!
Macocha i ojciec razem: –
I wszystkim rodzicom dzisiaj dobrze radzę,
Morał naszej bajki miejcie na uwadze.
Morał dosyć prosty, a nawet banalny:
Nie tak ważne to na starcie, lecz produkt finalny!!
Kilka dni temu też sobie przebierałam mak. Zobaczcie, ile zostało mi popiołu. Mak zużyłam do tej strucli po prawej. Nie mogę pokazać od strony maku, bo go prawie nie widać. Ubrałam się w sukienkę, zrobiłam kawę, zjadłam kawałek strucli. Księcia nie zauważyłam. Też dobrze.
Dziś chciałabym zaznaczyć, że rola Kobiet w naszym świecie jest bardzo, bardzo ważna i to między innymi, ze względu na nasze tak zwane „babskie gadanie” ( wiem, jest też „austriackie” – to okropne). Kto się nie zgadza, jest uprzejmie proszony o kliknięcie kursorem na przykład w: „ocet jabłkowy, a zdrowie człowieka,” lub „dermatolodzy jej nienawidzą.”
BABSKIE GADANIE
Co to jest BABSKIE GADANIE ?
Na ten temat też mam zdanie :
Otóż, przyznać wam się muszę,
słodzi miodem moją duszę.
Rysunki KOBIET są autorstwa najmłodszej KOBIETY w rodzinie
Dziś zwracam się do dzieci , do harcerzy i nie harcerzy i do tych wszystkich, którzy wiedzą, że jeśli nie pomyślimy o przyszłości NASZEJ PRZYRODY, NASZEJ PLANETY- będzie ŹLE ! Wstawiłam tu dosyć znaną „ogniskową” piosenkę, bo do jej melodii proponuję trochę zmieniony tekst. Może właśnie tę wersję zaśpiewa ktoś na jakiejś szkolnej uroczystości ? Czy była już śpiewana? Tak.
Wśród paproci puszek stosy,
ktoś opony wgniótł w mrowisko.
Jakie będą ziemi losy ?
Czy się zmieni w wysypisko ?
Dym fabryczny łzy wyciska,
żrącą chmurą gdzieś się wznosi.
czarną falą rzeka błyska,
czyjś głos w smętnej ciszy prosi:
Refren:
Żeby został po nas świat
z czystą wodą, z ptaków śpiewem,
nie licz zysków, bój się strat,
bo co dalej będzie – nie wiem…
Żeby każda ziemska noc
drżała jasnym, czystym niebem,
żeby oddech dawał moc,
czy tak będzie ? Tego nie wiem.
Coraz więcej ust spragnionych
gdzieś padają kwaśne deszcze
orzeł skrzeczy przerażony: –
Co człowiek zepsuje jeszcze ?
Część PRZYRODY według pewnego Pięciolatka.
Choć na chwilę się zatrzymaj
Stań i popatrz dookoła,
a usłyszysz głos PRZYRODY,
ona też do ciebie woła:
Refren:
Niech już nie schnie żaden kwiat,
niech nie ginie żadne zwierzę.
Uda się obronić świat ?
Ja w człowieka jeszcze wierzę.
Żeby ziemia mogła trwać
wciąż zielona, piękna, zdrowa,
musisz także o nią dbać,
by dla wnuków ją zachować.
Zróbmy coś, proszę, póki jeszcze czas.
Nie było nas – był las.
Las nie przeżyje – nas też nie będzie.
Stal, beton, plastik i pustka. Wszędzie.
Dziś właśnie, 2 Marca 2019 r w TVN24 wpadłam na spot World Wide Fund for Nature – Polska promujący kampanię „Godzina Dla Ziemi” ( w wykonaniu Marcina Dorocińskiego) Zachęcam do obejrzenia.
Co do losów ptaszków, grzybków, ssaków, much, pajączków, gadów –
w nawiązaniu do opadów, ich nadmiaru, albo suszy –
myślę, że człowiek nie skruszy siły, jaka tkwi w PRZYRODZIE.
Czy pod wodą, czy na wodzie, zawsze będzie jakieś życie
i w Poznaniu, i w Madrycie, w Himalajach – gdzieś na szczycie,
i w Pekinie, i w Jarocku (choć podobno tonie w błocku?)
Będzie życie tu – na Ziemi, chyba, że Ją… rozgnieciemy.
Jednak, może COŚ zostanie w jakimś cichym gdzieś zakątku?
COŚ, od czego znów się zacznie nowe życie. Od początku.
Myślę jeszcze przytomnie, więc NIE, nie chodzi o mnie.
Chodzi mi o rzeczy, czytający to człowieku,
które są w podobnym do mojego – wieku,
lub nawet, tralala, starsze niż ja.
Gdzie te dziewczynki, które były szczęśliwe posiadając TAKIE LALKI ? Hej, hej. tu! Jestem tu jeszcze. To MOJA lalka. I myślicie, że nie płakałam, kiedy odbiła sobie kawałek nosa spadając z mego łóżka? Ryczałam. Było, minęło, ale ONA mi przypomina, że i JA byłam kiedyś małą dziewczynką. Bo teraz, choina jasna, jestem, no…młodszą starocią – babcią. A lalki są zupełnie inne. Czy wszystkie starocie mają w sobie COŚ ODBITEGO?
A gdzie te ciocie i wujkowie, którzy siedząc przy okrągłym stole na werandzie obrośniętej winoroślą – obierali rumiane koksy, skrawali skórki z brzoskwini, przepoławiali pomarańcze TYMI DESEROWYMI NOŻYKAMI ? Nie mam pojęcia! Ale przecież musieli być, żyć i kroić, chociaż ja tego nie widziałam. Były od zawsze, ja też je używałam. Teraz ich ostrza stępiały nieodwracalnie. Czy wszystkim starociom OSTRZA zawsze tępieją?
Weźmy taki młynek do mielenia kawy. Też staroć, bo mielić nim twarde ziarenka kawy – można tylko dla zabawy. Stępiało mu coś, co mieliło, to w środku. Czy każdej staroci TO COŚ w środku musi stępieć? Wiem o nim tylko to, że zanim trafił do nas, (prezent) przechodził z kuchni do kuchni. I jest na zasłużonej rencie w Domu Spokojnej Starości. dla Staroci.
A te krzywe buteleczki? Do mleka, do naleweczki? Zmętniały i zmatowiały, dawno płynu nie widziały? Może od wody, którą dostają, żeby przedłużyć życie gałązkom wsadzanym do nich na wiosnę. Kiedyś w takiej zakwitła rózga, którą ktoś z rodziny dostał, niestety, od Św. Mikołaja i to była dobra wróżba. Czy każda staroć musi zmętnieć?
Jeden zbiera muszle, znaczki, drugi się lubuje w złocie,
trzeci szuka młodych blondyn, czwarty czyha na starocie.
Ja nie zbieram niczego, ale wiem, że każdy przedmiot, każdy znaczek, muszla, stary talerz, cukiernica, czy zegar, ma swoją historię. A nawet młoda blondyna. I próby poznania tych historii, to wartość dodana do samego zbieractwa.
ZEGAR – żaden z niego antyk, ot, po prostu kilkudziesięcioletnia staroć. Wymagał nakręcania co 24 godziny, ale jego godzina była taka sama, jak te godziny dzisiejsze, które w odpowiednim czasie, gdzieś się tam wyświetlają. I, poproszony – budził. Teraz, nastawiony od wielu lat na stałą godzinę stoi sobie i rdzewieje na zewnątrz, i od środka. Czywszystkie starocie muszą rdzewieć i wymagać nakręcania?
ŻELAZKO – I co to, TOTO prasowało? Mankieciki? Falbanki żabotów? (Ile osób, z tych młodszych wie, co to żabot?) A to żelazko, jeśli mu się nie rozgrzało porządnie DUSZY – nie prasowało, nie działało. Dusza gdzieś się zagubiła, a gdyby nawet była, to w jakim żarze i gdzie można byłoby ją rozgrzać? Czy dusze wszystkich starociwymagają rozgrzewania, żeby działać i tak łatwo się gubią?
To chyba najstarsza STAROĆ w naszym domu. Musze ją przedstawić w ten Dzień Staroci – ma ponad 100 lat! TEŻ wypadła z obiegu.
1903 rok- wydawano „Moje Pisemko” – dwutygodnik dla dzieci, których już dawno nie ma. Moja prababcia czytała to mojej babci, moja babcia odeszła przed moim urodzenie, więc mi czytała to mama, potem ja czytałam to sama, a później już nikt nikomu „Mojego Pisemka” nie czytał.
Okładki i druk zbladły, papier lekko skruszał, bo czyż niekażda staroć kruszeje i blednie?
Moje dwie ulubione bajki Kiplinga, ale jest tam też opowieść o przygodach chłopca – Marchewki (bo włos miał rudy). Też wzbudzała różne emocje.
Mój ulubiony wierszyk Or- Ota, czyli Artura Oppmana (1867-1931) polskiego poety okresu Młodej Polski, który sporo pisał dla dzieci.
Były to też czasy z działającą cenzurą – jak widać. Tylko trochę inną.
Kto ma ochotę, niech rozwiąże ten rebusik zamieszczony w „Moim Pisemku” w 1903 roku.
Jeszcze jedno wspaniałe urządzenie. Wygląda trochę jak jakieś szczypczyki do tortur i jestem pewna, że w razie potrzeby, sama umiałabym je do tego użyć, ale nie, nie – to dawna lokówka, (albo prostownica) do włosów. Wystarczyło ją odpowiednio rozgrzać w płomieniach pieca, kominka, czy nawet na gazie, złapać kosmyk włosów i nakręcić go – w jedną, czy w drugą stronę. Pięknie pachniały lekko podpieczone loki mojej mamy, kiedy się sposobiła do wypadu na kanastę z koleżankami.
Późno się zorientowałam, że jeszcze mam coś, co STAROCIĄ można nazwać, ale nie mam pojęcia z jakich lat pochodzi. Dostałam od córki: – ” Jeśli wysiądzie prąd, a będzie sroga zima, niech tu mama wleje wrzątku i w łóżeczku trzyma.” Więc nie wyrzucam.