stres, matura i dygot

Rozejrzałam się i stwierdziłam, że w kręgu moich znajomych jest kilku tegorocznych maturzystów. Obejrzałam parę fotografii ze studniówek, pogawędziłam o maturze z kandydatami do tej życiowej próby i dotarło do mnie, że matura jest za niecałe trzy miesiące, a u niektórych młodych ludzi można już zauważyć pierwsze oznaki zbliżającego się stresu przedegzaminacyjnego. Bez stresu nie dałoby się żyć. No, cóż, STRES, zwłaszcza ten umiarkowany jest wręcz podstawą naszego rozwoju, pobudza nas do działania, daje nam sygnały, które mają zmobilizować organizm do szukania rozwiązań i utrzymania naszej równowagi. Tak, tak, drodzy maturzyści – do roboty.

IMG_6231

IMG_6234

STRES

Chyba wiesz, co to stres ?                                              IMG_6228

To nie DUCH, ani BIES

ani żadne wiruski paskudne.

STRES daje ci wzrost sił,

żebyś mógł, chciał i żył,

kiedy zdarza się coś, co jest trudne.

Rozwój świata ciut znasz?

A, więc czy przodek nasz

mógłby przeżyć bez stresu choć chwilę,

gdyby mózg nie dał znać:                                           IMG_6242

Na co czekasz? Masz wiać ! ! !

Nadlatują pterodaktyle ! ! !

Co ci mówi twój stres?

Nie udawaj, bo wiesz:

Gdy egzamin ci wisi nad karkiem

wykorzystaj swój mózg,

zrób powtórki i szlus,

dziennie jedną godzinę. Z zegarkiem.

I choć pot zlewa skroń,                                                  IMG_6229

boli brzuch, mdleje dłoń,

a dygocik już w środku narasta,

masz się uczyć, bo cóż,

innych dróg nie masz już,

to jedyna metoda i basta.

No i luz. Załóż dres.

i rozładuj swój stres

oddychając pięć razy głęboko.

Pomyśl, jak światem świat,

ktoś coś zdaje od lat,

zdasz i ty. Więc popracuj i spoko.

IMG_6240

A inne metody rozładowania tych umiarkowanych stresów ? Można wykorzystać nawet ten nasz własny, wewnętrzny DYGOT, który nas łapie od czasu do czasu w różnych sytuacjach stresowych ( nieprzyjemna rozmowa z szefem, konieczność publicznego wystąpienia, poinformowanie żony, że w tym roku nie pojedziecie na Majorkę, wgniecenie błotnika samochodu o kosz na śmieci, za długie oglądanie TVP itp) Ale ja już tej metody nie opiszę. To trzeba zobaczyć. Podaję namiary:

https://mamadu.pl/140573,metoda-tre-jak-poradzic-sobie-z-nagromadzonym-stresem-i-napieciem-ciala

Szkoła, stres, matura –  to już odległa przeszłość, ale  kręcą się przecież wśród nas nasi nastoletni następcy i chociaż na razie nieukształtowani – patrzmy na nich z optymizmem. Włączę tu więc jeszcze  PIOSNECZKĘ O JAKIMŚ NASTOLATKU: 

Rany Julek!

Więc gdzieś w Tatrach, pod Ornakiem

w jakiś skwarny i suchawy koniec lata,

moja mama się potknęła idąc szlakiem,

a na szlaku odpoczywał przyszły tata.

O początkach mego życia wiem niewiele,

tata chyba pizzę kroił, trzymał nóż

i tak miło zaczynali tę niedzielę,

kiedy mama powiedziała: – Och! TO JUŻ!

 

Refren: I oto jestem ja

I oto jestem ja,

normalny nastolatek.

W życiu każdego dnia,

chcę poznać, co się da,

gnać jak kosmiczny statek.

 

O, do licha!

Czas zasuwa jak torpeda.

Koniec budy i powtórki tu nie będzie,

jednak atom różnych wspomnień o tej szkole,

podejrzewam – będzie wlókł się za mną wszędzie.

 

Nowa buda? Może studia gdzieś w Madrycie?

Patrzę w przyszłość i z tych planów jestem rad.

Kurde, każdy nastolatek marzy skrycie,

by poprawić po dorosłych ten nasz świat.

 

Lecz wy wiecie, że w upalny dzień bez chmurki

w Tatrach, albo w innym świata gdzieś zakątku

wpadnie na mnie przyszła mama mojej córki

i się wszystko zacznie znowu od początku.

 

Refren: Mówicie nam jak żyć-

nam często chce się wyć,

bo chociaż wam wierzymy,

wie o tym cały świat,

jest tak od wielu lat:

Część błędów powtórzymy!

Nie bądźcie na nas źli,

bo przecież MY…. to WY

i chociaż mamy wpadki,

spróbujcie, proszę WAS,

bo szybko biegnie czas –

POLUBIĆ NASTOLATKI!

Ja lubię. I wszystkim nastolatkom życzę zdania tego pierwszego, ważnego egzaminu, a także różnych innych, kolejnych oraz , oczywiście – tych życiowych. Trzymajcie się!

 

 

 

 

17 Luty – Dzień KOTA jako takiego i bajka z cyklu Psotek

Ci, co otaczają opieką KOTY wymyślili dwa święta. Dzień Czarnego Kota, który, zwłaszcza we Włoszech był bardziej prześladowany z racji na „czarno – szatańskie” pochodzenie obchodzimy 17-go Listopada, 17-go Lutego swój DZIEŃ mają WSZYSTKIE KOTY JAKO TAKIE. CZARNY miał swoją rymowankę w „Okazjach… a inne? wigilia 2012 + ferie 2013 078

Swego czasu napisałam „Opowieści z życia Kotka Psotka” z przypisem, że:

„Opowieści są przeznaczone dla rodziców, którzy lubią głośno czytać, dla dzieci, które lubią słuchać, trochę myśleć oraz zadawać pytania i ..dla kotów.”

                         Oświadczenie

Podobieństwo występujących w

opowieściach osób, zwierząt i kotów

do innych, które może znacie,

jest absolutnie przypadkowe.

A może nie?

Podjęłam, jak dotąd tylko jedną próbę ich wydania, ale nie będę się dalej o to starać. Chyba są spóźnione. Dziś czyta się co innego. Co jakiś czas wpadnę na tę stronę  z kolejną opowiastką. Może trafi się jakiś  dzieciak, który je polubi?

p1010824

Kotek Psotek:  To powinna być bardzo krótka opowiastka, bo właściwie nic ciekawego się nie zdarzyło. Dowiedziałem się tylko jednej rzeczy: Wszyscy powinni mieszkać tam, gdzie się czują najlepiej.

                                                W  MIEŚCIE

– Chciałbym to wszystko zobaczyć na własne oczy – mruknął Psotek, siedząc koło Kasi na kanapie w swojej ulubionej pozycji, czyli zwinięty w kłębek. Oglądali telewizję. Na ekranie widać było mnóstwo ludzi kręcących się po ulicach, jeździły tam najrozmaitsze pojazdy, całe sznury różnych aut, autobusów, a wzdłuż ulic stały wielkie domy i kolorowe sklepy.

-Tam wszystko tętni życiem, coś się ciągle dzieje, prawda ?

– Wszędzie się coś zawsze dzieje, mój kocie, ale jeśli bardzo ci zależy na poznaniu miasta, mogę cię tam zabrać jutro, załatwimy przy okazji kilka spraw. Podczas tej wycieczki będziesz jednak musiał być cały czas u mnie na rękach, wezmę tę kocią torbę, wytrzymasz?

– Wytrzymam, ale dlaczego nie mógłbym normalnie iść?

– Sam zobaczysz – odpowiedziała Kasia, wyłączyła telewizor i poradziła Psotkowi, żeby wcześnie poszedł spać, bo następny dzień miał być długi i męczący. I taki był. Bladym świtem Kasia zapakowała swego kota do torby i wyruszyli na przystanek autobusowy.

Podczas godzinnej podróży Psotek raczej się nudził. Autobus się trząsł, więc Psotkiem też rzucało, było duszno, a kocia torba Kasi nie była tak wygodna na jaką wyglądała. Była po prostu za ciasna i Psotek cały czas się wiercił nie mogąc się ułożyć w żadnej ze swoich ulubionych pozycji.

Co kilka minut wystawiał pyszczek i miaukliwie pytał Kasię:

Daleko jeszcze? – Kasia nie odpowiadała, tylko głaskała go lekko i zamyślona wyglądała przez okno.

    Wreszcie dojechali i wysiedli z autobusu. Psotek najpierw usłyszał miasto: wielki szum, dudnienie, terkotanie, stukanie, dzwonienie i głosy. Wiele, wiele mieszających się ze sobą różnych głosów. Wystawił łepek i zobaczył auta, autobusy, samochody, całe gromady samochodów jeżdżących, jak mu się wydawało w różne strony, i zobaczył ludzi, całą masę ludzi, tłumy ludzi, którzy też, jak mu się wydawało chodzili w różne strony. Spojrzał w dół i zobaczył plątaninę wielu, wielu nóg – no tak, gdybym opuścił torbę, mógłbym się w najlepszym przypadku zgubić – pomyślał. Spojrzał w górę i zobaczył tylko mały skrawek niebieskiego nieba, bo reszta zasłonięta była bardzo, bardzo wysokimi domami.

Szli i szli, i nic właściwie się nie zmieniało. Hałas, gwar, tłok, ludzie, samochody, dom, ludzie, autobusy, ludzie, domy, o! – Psotek zobaczył wielkiego, kudłatego psa prowadzonego na sznurku, czy czymś takim i już miał prosić Kasię o wyjaśnienie, kiedy nagle…..pies zawarczał dosyć niesympatycznie i ciągnąc z kolei na tym sznurku swoją panią, zaczął się dosyć szybko zbliżać do Kasi i Psotka. Niedobrze. Psotek schował się do torby, Kasia błyskawicznie zasunęła zamek i zaczęła się oddalać od tego coraz bardziej rozjuszonego psa, który groźnie sapał i węszył.

Biegli dłuższą chwilę, a właściwie to Kasia biegła, torba podskakiwała, a w jej wnętrzu zgrzany Psotek turlał się na wszystkie strony.

– Bardzo nieprzyjemnie mną rzuca, Kasiu – Psotek usiłował przekazać wiadomość Kasi, ale ona wcale nie zwróciła na to uwagi i biegła jeszcze szybciej.

Zatrzymali się dopiero w parku, gdzie było kilka wysokich drzew, na okrągłym klombie rosły kolorowe kwiaty, a na ścieżce, pod równo rosnącymi krzakami ustawiono ławki. Usiedli.

– Uff! – sapnął z ulgą Psotek kiedy Kasia otworzyła torbę i mógł zaczerpnąć świeżego powietrza. Co prawda nie było ono tak bardzo świeże. Psotek wyczuwał rozmaite zapachy, części z nich nie umiał nawet rozpoznać, ale kiedy Kasia wyciagnęła ze swojego plecaka kanapki, natychmiast wyczuł wspaniały aromat swojego ulubionego sera i zadowolony zabrał się do jedzenia. I wtedy, z krzaków dobiegły do niego głosy:

– E, zobacz jaki kiciuś siedzi u pańci w torebeczce! Pęknę ze śmiechu!

– Kiciuś – Ficuś z sereczkiem w pysiu! Chyba ze wsi, co nie? Nasze miejskie domowce nie chodzą na spacerki tylko siedzą na podusiach.

– No. A ten w podróży, ha,ha,ha! I zobacz co dostał! K a n a p e c z k ę!!!

– Te, kocurku, może się podzielisz z biednymi parkowcami, co?

– Wyskocz z tej torebeczki, chodź z nami, poznasz miejskie życie.

– No. Zapoznamy cię z dachowcami.

– I z kotami podwórkowymi!

– I z piwnicznymi!

– Patrz, nie rusza się, może on nie rozumie?

– A może to jakiś cudzoziemiec?

– Coś ty! Nasz, tylko pewno nieśmiały. A może tchórz?

– I ważniak, bo ma pańcię i chatę na wsi,     co nie?

–  I obżartuch, zobacz, jaki okrąglutki!

Kotek Psotek słuchał, słuchał, aż nagle jednym susem wyskoczył z torby i spojrzał w kierunku krzaków, z których dochodziły te niewątpliwie kocie głosy. Kasia też się odwróciła i oboje ujrzeli dwa wychudzone kocury. Pierwszy z nich miał rude, zmierzwione futro i przekrzywiony ogon, drugiemu brakowało samego czubka lewego ucha i jednego ząbka z samego przodu. Nie wyglądali zbyt przyjaźnie, ale kotek Psotek zebrał leżące na ławce wszystkie kanapki, które Kasia przygotowała im obojgu wcześniej na drogę i położył je przed kotami.

– Proszę – powiedział – poczęstujcie się, szkoda, że nie mam więcej. I macie rację, ja zawsze mam co jeść, bo mieszkam z Kasią. Wyobrażam sobie, że tu, w mieście trudniej się żyje bezpańskim kotom. Szukać jedzenia i schronienia w tym gąszczu domów?! Brrr! Podziwiam was, j a  chyba nie dałbym sobie rady!

Oba koty popatrzyły na siebie, a potem na kotka Psotka.

– O! On nie jest taki niemądry, jakby się w pierwszej chwili mogło wydawać – mruknął Krzywy Ogon.

No. – potwierdził Skrócone Ucho – to co? Chyba skorzystamy z propozycji i się poczęstujemy tymi przysmakami, hę?

– Nie wypada odmawiać – Skrócone Ucho pierwszy porwał kanapkę, to samo zrobił jego kolega i obaj dali szusa w krzaki. Po chwili do Psotka doszły niewyraźne slowa: – Ej Kiciusiu, dziękujemy! Jeśli jeszcze kiedyś chciałbyś nas odwiedzić i bliżej poznać życie wolnych, miejskich kotów, to zapraszamy, cześć!

Kotek Psotek odmiauknął im jakieś pożegnanie i popatrzył pytająco na Kasię:

– Czy możemy już wracać do n a s z e g o, zamiejskiego domu? Już się trochę zorientowałem jak się żyje w mieście. Myślę, że są tacy, co to lubią, ale j a jestem zdecydowanie kotem wiejskim i to nic złego, prawda, Kasiu?

– Oczywiście – odpowiedziała Kasia i oboje ruszyli w powrotna drogę.

nowy folder 078Głosków jesień 2009 067

Walentynki – 14 luty

DRODZY MOI, bardzo mi przykro, ale wśród kilku rzeczy, które mi się jakoś tam kojarzą z WALENTYNKAMI,  (oprócz Walencji,   Św.Walentego, albo jednego, czy drugiego Walencjusza, na pierwsze miejsce wysuwa się  „WALENTYNA  TWIST” Kto z Was jeszcze pamięta?  Przytoczę kawałeczek tekstu:

Walentyna, Walentyna

Już gwiazd kraina ją dobrze zna        

Były kwiaty dla Gagarina,  

A Walentyna TWISTA ma.

Walentyna, Walentyna

To pierwsza w świecie podniebna miss,

Jej imieniem się dziś zaczyna

Najnowszy „WALENTYNA TWIST”

(Tekst: Włodzimierz Patuszyński, śpiewały słynne przed wiekami FILIPINKI

A ponieważ imię Walentyna ma swoje źródło w łacińskim słowie VALENS – mocna, silna, pracowita, zdrowa – wszystko pasuje. Musiała być taka. Kto nie wie, kim ona była – niech sobie poszuka w internecie.

Sądząc jednak po reklamach w sieci, wzmożonym ruchu w sklepach z upominkami, w kwiaciarniach, w cukierniach i w  innych takich – kupa ludzi uznała, że to Święto Zakochanych.  Wysyłają sobie nawzajem listy miłosne, słówka słodkie jak czekoladki, czekoladki słodkie jak miód, kwiatki w papierze z różowymi serduszkami, uśmiechnięte żółte pysie z czerwonymi sercami i kupują upominki.

Handlowcy zadowoleni. Proponują i biżuterię, i słuchawki, i bieliznę (Och, cud!), ale też szczotki do prostowania włosów dla ukochanej i nową golarkę dla ukochanego.  Uważam. że  esemesowe i elektronicznie wyznawanie uczuć w tym dniu. nie powinno się liczyć! Powinno być wręcz  z a b r o n i o n e !  Prawdziwe wyznanie – to wyznanie piórem, na papierze, w prawdziwej kopercie, przez prawdziwą pocztę dostarczone! 

Znalazłam w sieci propozycje różnych wierszyków tzw. „na – pocztówkowych” związanych z walentynkowym wyznawaniem uczuć. Dorzucę jeszcze kilka:

IMG_6220

Ptysiu! Odstaw ten tort niewalentynkowy!

(wiesz przecież, że powinien być większy i różowy).

Po prostu wpadnij, kochany: – mam domowe pączki!

Przytulisz mnie i potrzymamy się za rączki.

IMG_4371

Kocham Cię, bo gdybym Cię nie kochała,

już dawno bym się, miły, przed Tobą schowała

i byłbyś dziś sam jak pieniek – już od wielu lat.

Dobrze wiesz, ile pięknych kryjówek ma świat.

A fakt mojej przy tobie ciągłej obecności

jest przecież dowodem największej miłości !?

Czyż nie tak?

IMG_4288

Nie kupuj mi pierścionka, ani szczotki prostującej włosy.

Nie przynoś mi kwiatów, czy słodkich pomadek.

Chodź, pośpiewamy sobie dzisiaj na dwa głosy:

ja – Twoja sikoreczka i Ty – mój niedźwiadek.

No, cóż, KAŻDY dzień, w którym można dodatkowo wyznać sobie uczucia jest na wagę złota. Zatem ja też załączam dla  wszystkim ukwiecone serce. Kochajmy się.  Choćby  w te WALENTYNKI.

img_6036

ON:  

Czy jestem lekko zarośnięty, czy gładki,( taki bez zarostu) –

Kochaj mnie, kochaj mnie, po prostu.

Czy gorzej pachnę po robocie, czy raptem zionę Bossem (Hugo) –

Kochaj mnie, kochaj, jeszcze długo.

Czy cię obrzucam bukietami, czy raczej rzadko kwiat przynoszę –

Kochaj mnie, kochaj, miła, proszę.

Czy jestem blady po chorobie, czy różowawy (no, od słońca) –

Kochaj mnie, kochaj mnie do końca.

ONA:    

Czy mam migrenę i marudzę, czy krzyczę, że już brak mi siły –

Kochaj mnie, kochaj mnie, mój miły.

Czy milczę często przy obiedzie, czy gadam dużo o poranku –

Kochaj mnie, kochaj, bez ustanku.

Czy jeszcze cieszę się urodą, czy może inne są ciekawsze…-

Kochaj mnie tylko, kochaj zawsze.

Czy ci przerywam, jęczę, czy śpiewam – co przecież działa ci na nerwy –

Kochaj mnie jednak, kochaj bez przerwy.

 

 

 

 

 

Budujemy dom ze śmieci

Tralala, ciąg dalszy ferii czyli kolejny bałagan pod tytułem: CO I  Z  CZEGO”?

Budujemy DOMEK ze śmieci? Wnuczęta zaczynają się uśmiechać porozumiewawczo do siebie i z powątpiewaniem kręcą głowami. Na stole leżą śmieci: różnej wielkości opakowania po babcinych lekach, folia aluminiowa, skrawki tkanin, jakieś słomki, patyczki do szaszłyków, stare korki, kolorowe papiery, resztki modeliny i różne inne drobiazgi. Obiekt główny to pudełko tekturowe po czymś tam – u nas o wymiarach 50x25cm i o wysokości 25 cm. z przygotowanymi wcześniej „ściankami działowymi.”  – Resztę trzeba wymyślić – mówi babcia i demonstruje jeden kredens z pudełek po czymś tam. Gdzie kuchnia? Z czego? Gdzie łazienka? Z czego stół? A jakiś obrazek? A zegar, a telewizor, jeszcze łóżko, garnki, pralka, jeszcze....i DOMEK POWSTAŁ

IMG_5735
TO  TEN PIERWSZY KREDENS
IMG_5759
WIDOK OGÓLNY DOMKU
IMG_5773
OGÓLNE SPOJRZENIE NA KUCHNIĘ ( jeszcze przed porządkami, widać, oj, kurz!)

Kuchenkę obklejono srebrnym i czarnym (piekarnik) papierem. Zlew wycięto z cienkiego styropianu, okap z papieru owiniętego w folię aluminiową, a garnki z takich blaszanych pasków, którymi często owinięte są bukiety kwiatów.

IMG_5746
ziemniaki z modeliny odcedzone
IMG_5710
KĄCIK JADALNY.  Ktoś zostawił otwartą gazetę i niedojedzone kanapki
IMG_5762
kinkiet nad łóżkiem ze sztucznej perły.

 

IMG_5768
STOJĄCA LAMPA dostała klosz z „gniazdka”, w których siedzą czekoladki. Świetny materiał na luksfery.

Poniżej widok na salon. Firanki – z firanki, fotel z gąbki, ekran telewizora z fragmentu starego opakowania , w którym kiedyś siedziały klisze filmowe. Desery na stole, to wycięte odpowiednio pojemniczki po różnych pastylkach, a reszta wazoników to plastelina i kawałki suchych (ale prawdziwych) roślinek. Książki na regale trzeba było, niestety zszyć w odpowiednim formacie. IMG_5711

IMG_5717.jpg
ŁAZIENKA.  Wanna –  pojemnik po serku jakimś, gąbki i  mydełko prawdziwe, chociaż malutkie.
IMG_5743
Rura odpływowa z karbowanej słomki do picia, kosmetyki z plasteliny, ściereczka ze ściereczki, mydełko z mydła, blat ze styropianu, zlew wyłożony folią aluminiową. Szczotki do zębów – kawałki zapałek.

IMG_5742     IMG_5740  IMG_5794

Wanna – pojemnik po serku, główka prysznica to wciśnięta w rurę z folii aluminiowej pinezka. Mydło z mydła, gąbka z gąbki oczywiście. Otwór pralki zrobiono z gwintowanej nakrętki buteleczki z jakimś lekarstwem. Sedes ze styropianu, łańcuszek do spuszczania wody (bo to stary system) świetnie zastąpiła złota nić, papier –  z papieru, ale nakręcony na zapałkę.

A poniżej przykład domu miejskiego, kilkupiętrowego. Klatka schodowa oddzielała dwa segmenty, które samodzielnie zagospodarowywały dwie odrębne wnuczki. Górne piętra mają szyby foliowe, ale są puste – na wynajem, parter, to jak widzimy herbaciarnia i sklep. W herbaciarni fajny barek i krzesełka, a w sklepie oprócz kasy, zamrażarki i lady z wędlinami widać wory z warzywami.

img_5965

Jeżeli kogoś zachęciłam do takich robótek, to nie ma na co czekać. Ostrzegam, że trudno jest przerwać, bo w trakcie pracy przychodzą współtwórcom do głowy kolejne pomysły: a może tak jeszcze gabinet lekarski, garaż ( och, z maleńkimi autkami!), komnatę księżniczki, dyskotekę, igloo i kajak, i góry lodowe (styropian?). I co jeszcze…?

PS 1. Chyba się domyślacie, że takich zabaw mogą się podjąć tylko dziadkowie dysponujący czasem emerytalnym ( i posiadający co najmniej DWA STOŁY – bo przy tym mniejszym można będzie jeść).

PS 2. Jak już jesteśmy przy odpadach papierowo – tekturowych to jeszcze przedstawię wam  RAKIETĘ, na którą było, całkiem niedawno  zapotrzebowanie w naszej rodzinie. Osoba zamawiająca ( lat 4 ) pomalowała główny kadłub oraz przytrzymywała narzędzia.

         IMG_5118img_5536

 

Najpierw była taka mocna, tekturowa tuba, na której nawinięte są różne folie do pakowania. Dodano głowicę z tekturowego rożka i  uzbrojono srebrną taśmą i ołówkiem. Przymocowanie stateczników wymagało, niestety, pistoletu z gorącym klejem.

gotowa do startu

Teraz wisi, czekając na start.

 

 

Z OKAZJI…DNIA POZYTYWNEGO MYŚLENIA – 2 Luty

Dzień Pozytywnego Myślenia ma nam pomóc w uwierzeniu, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, że jesteśmy w stanie świadomie podjąć próbę zmiany naszego złego nastawienia do rzeczywistości. Inspiratorką tego DNIA była, co poniekąd oczywiste, pewna psycholog. Z USA.

Więc zmieniam nastawienie do rzeczywistości i spojrzę optymistycznie, OK?

Patrzę pozytywnie, choć trochę mnie złości,

że czasem myśl durna w mózgu mym się lęgnie

i ulegam chwilom jasnej pomroczności.

Często, ale nie dzisiaj. Bo przecież jest pięknie!?

xi - xii 2013 055

Dziwny jest ten świat…”śpiewał Czesław Niemen.

Sądzę, że miał na myśli Syrię? Somalię? Jemen?

My, Polacy, jesteśmy jako dzieci Boże:

U nas się nie zabija. Ni strzelbą ni nożem,

i na pewno nie krzywdzi nikogo złym słowem.

Ktoś tu krzyczy: NIEPRAWDA !!!?

Później mu odpowiem!

img_6214_li

U nas ZŁEGO nie spotkasz i jeśli ktoś wierzy,

że u nas, jak w Ameryce są łotrzy, gangsterzy

i że u nas, jak wszędzie, łamane są prawa,

to będzie, moi drodzy już inna zabawa!

Taki ktoś, kto na kraj własny podłym słowem pluje,

niech się natychmiast, żądam:

z Polski wymelduje!!

My, Polacy, więksi, średni, czy też mali

jesteśmy dla siebie mili. I wyrozumiali.

Tu nie grasują bandy, mafie czy mordercy,

(Trafiliście na kilku? Tak ?? To…innowiercy).

Bójki? Ot, to niesnaski. Polak jest świadomy.

Nigdy nie krzywdzi bliźnich, dzieci ani żony.

img_6217_li

Każdy PRAWDZIWY POLAK – ubóstwia przyrodę.

No.. jeśli ta przyroda wchodzi mu gdzieś w szkodę,

trzeba działać i trudno mu nie przyznać racji:

Żuraw nam zżera żyto? Żuraw – do kasacji!

Dziki niszczą ziemniaki? Dziki – do kastracji(?)

pławna lipiec 2011 063    nowy folder 078

Koty miauczą w osiedlu? Koty – wytrujemy!

Gołębie brudzą parapet? -To je wybijemy!

 Bo Polak ma mieć życie godniejsze i lepsze,

już ma wspaniałe szkoły, horyzonty szersze,

a, że ktoś chce wyjechać? Niech jedzie.

Zobaczy i przyzna, że nie ma lepszego kraju

niż nasza Ojczyzna!

Polak, (jeśli prawdziwy) – niczego nie niszczy,

bo sam powstał jak feniks!

Z wieloletnich zgliszczy.

I nikt tu, ( jak gdzie indziej) nie przymiera głodem!

Cóż, po prostu jesteśmy wybranym narodem!

Jednym słowem : W tym naszym, ukochanym kraju

żyjemy jak w raju.

Drodzy moi, mając dzisiaj  pozytywne nastawienie,

powiem krótko:

Niczego w tym tekście nie zmienię!