Ci, co otaczają opieką KOTY wymyślili dwa święta. Dzień Czarnego Kota, który, zwłaszcza we Włoszech był bardziej prześladowany z racji na „czarno – szatańskie” pochodzenie obchodzimy 17-go Listopada, 17-go Lutego swój DZIEŃ mają WSZYSTKIE KOTY JAKO TAKIE. CZARNY miał swoją rymowankę w „Okazjach… a inne?
Swego czasu napisałam „Opowieści z życia Kotka Psotka” z przypisem, że:
„Opowieści są przeznaczone dla rodziców, którzy lubią głośno czytać, dla dzieci, które lubią słuchać, trochę myśleć oraz zadawać pytania i ..dla kotów.”
Oświadczenie
Podobieństwo występujących w
opowieściach osób, zwierząt i kotów
do innych, które może znacie,
jest absolutnie przypadkowe.
A może nie?
Podjęłam, jak dotąd tylko jedną próbę ich wydania, ale nie będę się dalej o to starać. Chyba są spóźnione. Dziś czyta się co innego. Co jakiś czas wpadnę na tę stronę z kolejną opowiastką. Może trafi się jakiś dzieciak, który je polubi?
Kotek Psotek: – „To powinna być bardzo krótka opowiastka, bo właściwie nic ciekawego się nie zdarzyło. Dowiedziałem się tylko jednej rzeczy: Wszyscy powinni mieszkać tam, gdzie się czują najlepiej.„
W MIEŚCIE
– Chciałbym to wszystko zobaczyć na własne oczy – mruknął Psotek, siedząc koło Kasi na kanapie w swojej ulubionej pozycji, czyli zwinięty w kłębek. Oglądali telewizję. Na ekranie widać było mnóstwo ludzi kręcących się po ulicach, jeździły tam najrozmaitsze pojazdy, całe sznury różnych aut, autobusów, a wzdłuż ulic stały wielkie domy i kolorowe sklepy.
-Tam wszystko tętni życiem, coś się ciągle dzieje, prawda ?
– Wszędzie się coś zawsze dzieje, mój kocie, ale jeśli bardzo ci zależy na poznaniu miasta, mogę cię tam zabrać jutro, załatwimy przy okazji kilka spraw. Podczas tej wycieczki będziesz jednak musiał być cały czas u mnie na rękach, wezmę tę kocią torbę, wytrzymasz?
– Wytrzymam, ale dlaczego nie mógłbym normalnie iść?
– Sam zobaczysz – odpowiedziała Kasia, wyłączyła telewizor i poradziła Psotkowi, żeby wcześnie poszedł spać, bo następny dzień miał być długi i męczący. I taki był. Bladym świtem Kasia zapakowała swego kota do torby i wyruszyli na przystanek autobusowy.
Podczas godzinnej podróży Psotek raczej się nudził. Autobus się trząsł, więc Psotkiem też rzucało, było duszno, a kocia torba Kasi nie była tak wygodna na jaką wyglądała. Była po prostu za ciasna i Psotek cały czas się wiercił nie mogąc się ułożyć w żadnej ze swoich ulubionych pozycji.
Co kilka minut wystawiał pyszczek i miaukliwie pytał Kasię:
– Daleko jeszcze? – Kasia nie odpowiadała, tylko głaskała go lekko i zamyślona wyglądała przez okno.
Wreszcie dojechali i wysiedli z autobusu. Psotek najpierw usłyszał miasto: wielki szum, dudnienie, terkotanie, stukanie, dzwonienie i głosy. Wiele, wiele mieszających się ze sobą różnych głosów. Wystawił łepek i zobaczył auta, autobusy, samochody, całe gromady samochodów jeżdżących, jak mu się wydawało w różne strony, i zobaczył ludzi, całą masę ludzi, tłumy ludzi, którzy też, jak mu się wydawało chodzili w różne strony. Spojrzał w dół i zobaczył plątaninę wielu, wielu nóg – no tak, gdybym opuścił torbę, mógłbym się w najlepszym przypadku zgubić – pomyślał. Spojrzał w górę i zobaczył tylko mały skrawek niebieskiego nieba, bo reszta zasłonięta była bardzo, bardzo wysokimi domami.
Szli i szli, i nic właściwie się nie zmieniało. Hałas, gwar, tłok, ludzie, samochody, dom, ludzie, autobusy, ludzie, domy, o! – Psotek zobaczył wielkiego, kudłatego psa prowadzonego na sznurku, czy czymś takim i już miał prosić Kasię o wyjaśnienie, kiedy nagle…..pies zawarczał dosyć niesympatycznie i ciągnąc z kolei na tym sznurku swoją panią, zaczął się dosyć szybko zbliżać do Kasi i Psotka. Niedobrze. Psotek schował się do torby, Kasia błyskawicznie zasunęła zamek i zaczęła się oddalać od tego coraz bardziej rozjuszonego psa, który groźnie sapał i węszył.
Biegli dłuższą chwilę, a właściwie to Kasia biegła, torba podskakiwała, a w jej wnętrzu zgrzany Psotek turlał się na wszystkie strony.
– Bardzo nieprzyjemnie mną rzuca, Kasiu – Psotek usiłował przekazać wiadomość Kasi, ale ona wcale nie zwróciła na to uwagi i biegła jeszcze szybciej.
Zatrzymali się dopiero w parku, gdzie było kilka wysokich drzew, na okrągłym klombie rosły kolorowe kwiaty, a na ścieżce, pod równo rosnącymi krzakami ustawiono ławki. Usiedli.
– Uff! – sapnął z ulgą Psotek kiedy Kasia otworzyła torbę i mógł zaczerpnąć świeżego powietrza. Co prawda nie było ono tak bardzo świeże. Psotek wyczuwał rozmaite zapachy, części z nich nie umiał nawet rozpoznać, ale kiedy Kasia wyciagnęła ze swojego plecaka kanapki, natychmiast wyczuł wspaniały aromat swojego ulubionego sera i zadowolony zabrał się do jedzenia. I wtedy, z krzaków dobiegły do niego głosy:
– E, zobacz jaki kiciuś siedzi u pańci w torebeczce! Pęknę ze śmiechu!
– Kiciuś – Ficuś z sereczkiem w pysiu! Chyba ze wsi, co nie? Nasze miejskie domowce nie chodzą na spacerki tylko siedzą na podusiach.
– No. A ten w podróży, ha,ha,ha! I zobacz co dostał! K a n a p e c z k ę!!!
– Te, kocurku, może się podzielisz z biednymi parkowcami, co?
– Wyskocz z tej torebeczki, chodź z nami, poznasz miejskie życie.
– No. Zapoznamy cię z dachowcami.
– I z kotami podwórkowymi!
– I z piwnicznymi!
– Patrz, nie rusza się, może on nie rozumie?
– A może to jakiś cudzoziemiec?
– Coś ty! Nasz, tylko pewno nieśmiały. A może tchórz?
– I ważniak, bo ma pańcię i chatę na wsi, co nie?
– I obżartuch, zobacz, jaki okrąglutki!
Kotek Psotek słuchał, słuchał, aż nagle jednym susem wyskoczył z torby i spojrzał w kierunku krzaków, z których dochodziły te niewątpliwie kocie głosy. Kasia też się odwróciła i oboje ujrzeli dwa wychudzone kocury. Pierwszy z nich miał rude, zmierzwione futro i przekrzywiony ogon, drugiemu brakowało samego czubka lewego ucha i jednego ząbka z samego przodu. Nie wyglądali zbyt przyjaźnie, ale kotek Psotek zebrał leżące na ławce wszystkie kanapki, które Kasia przygotowała im obojgu wcześniej na drogę i położył je przed kotami.
– Proszę – powiedział – poczęstujcie się, szkoda, że nie mam więcej. I macie rację, ja zawsze mam co jeść, bo mieszkam z Kasią. Wyobrażam sobie, że tu, w mieście trudniej się żyje bezpańskim kotom. Szukać jedzenia i schronienia w tym gąszczu domów?! Brrr! Podziwiam was, j a chyba nie dałbym sobie rady!
Oba koty popatrzyły na siebie, a potem na kotka Psotka.
– O! On nie jest taki niemądry, jakby się w pierwszej chwili mogło wydawać – mruknął Krzywy Ogon.
No. – potwierdził Skrócone Ucho – to co? Chyba skorzystamy z propozycji i się poczęstujemy tymi przysmakami, hę?
– Nie wypada odmawiać – Skrócone Ucho pierwszy porwał kanapkę, to samo zrobił jego kolega i obaj dali szusa w krzaki. Po chwili do Psotka doszły niewyraźne slowa: – Ej Kiciusiu, dziękujemy! Jeśli jeszcze kiedyś chciałbyś nas odwiedzić i bliżej poznać życie wolnych, miejskich kotów, to zapraszamy, cześć!
Kotek Psotek odmiauknął im jakieś pożegnanie i popatrzył pytająco na Kasię:
– Czy możemy już wracać do n a s z e g o, zamiejskiego domu? Już się trochę zorientowałem jak się żyje w mieście. Myślę, że są tacy, co to lubią, ale j a jestem zdecydowanie kotem wiejskim i to nic złego, prawda, Kasiu?
– Oczywiście – odpowiedziała Kasia i oboje ruszyli w powrotna drogę.
To jedna z moich ulubionych bajek o Kotku Psotku – co wiele znaczy z ust zagorzałej miastoholiczki!
PolubieniePolubienie
Hey hey, Barca przekazała mi z Twojego komentarza u mnie, przeczytałem, jestem pod wrażeniem, zresztą Barca też jest. Chcemy więcej takich opowiadań 😁 Pozdrówki!
PolubieniePolubienie