Dzień KOTA – 17 luty

Pławna ferie 2011 064

Z  OKAZJI DNIA KOTA wszystkie KOTY, a w szczególności te, które są mi bliższe, POZDRAWIAM SERDECZNIE ŻYCZĄC: miękkich, ludzkich kolan do przycupnięcia, ciepłych, głaszczących kiedy trzeba ludzkich rąk, miseczek wypełnionych zawsze kocimi pysznościami, wolnego czasu na kocie włóczęgi, oraz łagodnego starzenia się, bez utraty węchu i złamanych ogonów.

                                                                                         TRZYMAJCIE SIĘ KOCURY TEJ ZIEMI!

                                                               Wasza ciocia Krycha spod Warszawy

,wiosna 2012,ferie,adam 142   ,wiosna 2012,ferie,adam 147

.

ObrazWIOSNA 2O13 080

Światowy Dzień Kota – 17 Luty

IMG_8166

Większość danych o kotach, to są czcze wymysły

i to fakt, moi mili, a nie rzecz zmyślona,

bo nawet naukowiec, co umysł ma ścisły

nie zna nas tak dokładnie: od łba do ogona.

IMG_8167

Są tacy, którzy głośno, na co dzień się chlubią

tym, że wiedzą już wszystko, och, to zwykłe próby

udawania, że dobrze znają to, co lubią…

Nic to,…nam się przydadzą wszystkie  „KOCIOLUBY”.

Pławna lipiec 2011 097

Nawet dla ignorantów pierwszy fakt jest znany:

Kochani, kot normalny jest zły, kiedy pości,

fakt drugi: pięknie mruczy, kiedy jest głaskany,

więc mnie pogłaszcz i w miskę wrzuć rybkę ( bez ości!)

                                                        *

PS. Tu się chyłkiem myśl wykluwa ( zresztą, na podstawie danych):

TAK TEŻ PRZECIEŻ POSTĘPUJE DOBRY KRÓL –  WOBEC PODDANYCH.

Pławna lipiec 2011 008

 

 

 

Z okazji…Światowego Dnia Pierwszej Pomocy – 14 Wrzesień

IMG_7621

Dzień Pierwszej Pomocy ustanowiono w 2000 roku z inicjatywy Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Cel jest oczywisty: Im więcej ludzi będzie miało pojęcie o tym, jak udzielić pierwszej pomocy, tym większe są szanse na przedłużenie życia i uratowanie innych. I nie będę się dziś bawiła żadnymi rymkami. Wyjdźcie stąd i poszukajcie właściwych tekstów : Co robić i w jakiej sytuacji, żeby móc kogoś uratować.

A dla dzieciaków, kolejne zdarzenie z życia Kotka Psotka. I chyba trochę związane z dzisiejszym Dniem.

Pławna lipiec 2011 004

 

Mój Kotek Psotek też miał okazję do udzielenia pierwszej pomocy:

Kotek Psotek :” W trudnych sytuacjach niektóre koty też potrafią wpadać na dobre pomysły”

                                       Z A G I N I Ę C I E      M R U C Z K A

– Czy wiesz, co wczoraj robił Mruczek? Czy przypadkiem nie planowaliście jakichś wspólnych, tajemniczych zadań ? – głos Kasi lekko drżał i z niepokojem patrzyła na Psotka?

– Wczoraj się z nim nie widziałem, prawie cały dzień poganiałem motyle na łące.

– Goniłeś – poprawiła Kasia i zaraz dodała – Mruczek gdzieś zaginął, przed chwilą telefonowała babcia Nela i naprawdę jest bardzo zmartwiona, bo wczoraj w południe wyszedł na swoją kocią przechadzkę i nie wrócił do tej pory, a jego miseczki z jedzeniem nie są nawet zaczęte.

– O, to już poważniejsza sprawa! – głośno oznajmił Psotek – czy ktoś go szuka? Muszę n a t y c h m i a s t  rozpocząć akcję…i kotek Psotek wielkimi susami pobiegł w stronę domu babci Neli, która właściwie nie była babcią ani Kasi, ani tym bardziej Psotka, a tylko bardzo dobrą, starszą przyjaciółką mieszkającą w chacie z drewnianą werandą, na końcu wielkiej łąki, za którą zaczynał się ulubiony przez wszystkich brzozowy las.

Wszyscy przepadali za babcią Nelą, bo była zawsze w dobrym humorze, umiała każdego rozweselić śmiesznymi piosenkami, nigdy nikomu nie odmawiała mleka, soku czy herbaty, potrafiła też służyć dobrą radą, a chyba takie powinny być babcie, prawda? Wszyscy też doskonale wiedzieli, że jest bardzo przywiązana do swojego kota – może nawet odrobinę za bardzo – przemknęło przez głowę Psotkowi, bo nie zawsze puszczała go na ich wspólne wyprawy. I to tym bardziej niepokoiło. Gdzie on się mógł podziać?

Psotek zbliżył się do werandy sapiąc ze zdenerwowania i zobaczył babcię siedzącą w wiklinowym fotelu i wpatrującą się gdzieś w dal. Przed nią, na drewnianym schodku werandy stały różnej wielkości miseczki wypełnione najbardziej ulubionymi smakołykami Mruczka – jedna z mlekiem, następna ze smażoną wątróbką, jeszcze inna z roztartym ze śmietanką twarogiem.

– I wszystko na nic, Psotku – szepnęła babcia – rozstawiam, przekładam, dokładam różne pyszności, żeby poczuł i wrócił, a tu nic, nie ma twojego przyjaciela.

– To wszystko dla niego ?? – zdziwił się Psotek, bo Babcia Nela nie miała w zwyczaju przekarmiać Mruczka.

– Tak, wszystko dla niego – potwierdziła smutnym głosem – zastawiłabym nawet całą werandę, byle by tylko wrócił, może się czymś poczęstujesz ? – dodała w jakimś roztargnieniu.

– Niczego bym teraz nie przełknął – krzyknął Psotek – idę go szukać. Musiało się COŚ stać – burknął po cichu – przecież go znam, zapach wątróbki wyczułby nawet z odległości chyba stu kilometrów !

Psotek już nie zwlekał, tylko popędził przez łąkę tak szybko, jak tylko pozwalały mu na to jego kocie łapki, aż zagłębił się w lesie i wtedy zaczął ostrożnie obchodzić każdy krzak i drzewa. Nic z tego.

W żadnej ze znanych mu, ulubionych kryjówek nie było ani Mruczka, ani jego śladów, nawet jednego kłaczka z jego ciemnego futerka.

Pławna ferie 2011 031

O, tu jest ten płaski kamień, na którym nieraz wygrzewał się z Mruczkiem podczas ich kocich wypraw. A tam, za tą rozwidloną, starą brzozą ukryli się kiedyś przed rozzłoszczoną czymś Betką, teraz nie było tam ani Betki, ani Mruczka.

– Ciekawe, czy wie i czy go szuka? Gdyby tak rozejrzała się po okolicy z czubków drzew, może coś by wypatrzyła, ale z Betką nic nie jest pewne – Psotek westchnął ciężko i wszedł w mniej sobie znana część lasu. Rosło tu więcej sosen, jałowców, między nimi rozciągały się polany mchu, albo wysokich, suchych traw, albo krzaków jagodowych

Przychodzą tu czasem z Kasią zbierać owoce, ale teraz, nie, za żadną kępą nie było nic, co mogłoby choć odrobinę przypominać Mruczka.

Psotek krążył i nasłuchiwał, denerwowały go wszystkie leśne dźwięki, które do tej pory lubił, bo żaden z nich nie był znanym mu, trochę chrapliwym mrukiem jego przyjaciela.

Zaczęło się zmierzchać i cienie drzew się wydłużyły, a łapki Psotka coraz wolniej niosły go w głąb lasu.

Nagle usłyszał jakiś dziwny dźwięk. Co to było ? Ptak ? Ale jaki ? Czy to mógł być skrzek sójki ? Nie, nie, one drą się na cały las, a może to nie ptak ? W takim razie co, albo kto? Co to było ? Ostatni podmuch wiatru przed zachodem?

– E, tam, skąd ten pomysł, to raczej był jakiś słaby pisk!

Zamarł w bezruchu z podniesioną jedną łapą i starał się złowić ten dźwięk jeszcze raz i nagle usłyszał : – Miau ! Ratunku ! Miau! Miau!

Brzmiało to słabo, cicho, ale zrozumiale i Psotek pobiegł w kierunku głosu. Zapomniał o zmęczeniu, biegł jak szalony kot i raptem znalazł się nad brzegiem sporego dołu, który ktoś tu wykopał, chyba w poszukiwaniu piasku.

Zbliżył się ostrożnie do krawędzi i…. co za radość, na dnie zobaczył ciemną, futrzaną, popiskującą kulkę, która była niewątpliwie Mruczkiem.

– Mruczku, trzymaj się, zaraz coś wymyślę i będziesz uratowany ! Ale co? Psotek patrzył bezradnie na nieskuteczne próby wydobycia się przyjaciela z tej podstępnej dziury. Po każdym kroku w górę, Mruczek zjeżdżał trzy kroki w dół razem z obsypującym się z piachem i nawet kocie pazury nie pomagały.

Widać było, że Mruczek jest osłabiony, miał brudne, pozlepiane futerko, smętną minę i kiedy spojrzał na Psotka stojącego na krawędzi wykopu, nawet się nie ucieszył, tylko zamruczał : Uważaj, bo ty też zaraz wpadniesz.

Psotek kręcił się niespokojnie wokół własnego ogona i pomrukiwał cicho: – pracuj głową, pracuj głową – i za chwilę już wiedział, co powinien zrobić.

Stękając i mrucząc z wysiłku przyciągnął nad brzeg dziury suchą gałąź sosnową i cieńszy jej koniec spuścił na dno jamy.

– Hej ! Spróbuj Mruczku wejść po tym patyku, utrzyma cię, jesteś lekki i przecież zwinny jak kot ! No, ostrożnie, wolno, wspaniale – zachęcał przyjaciela do wysiłku.

I udało się. Po chwili, która Psotkowi wydawała się bardzo długa z dołu wynurzył się chwiejnie osłabiony Mruczek.

– Niczego nie zauważyłem – szepnął, a wąsy miał bezradnie opuszczone – nagle nie było mnie tu na górze, tylko byłem tam, w dole, uff, dziękuję ci Psotku – przytulił się do Psotka.

– Czy mam ci udzielić jakiejś pierwszej pomocy? – zapytał Psotek wpatrując się uważnie w Mruczka.IMG_7619

– To znaczy? – wysapał Mruczek – przecież uratowałeś mi życie!

– No nie wiem, może potrzebujesz sztucznego oddychania, albo masażu?

-Oddycham – jęknął Mruczek – możesz mnie tylko lekko podtrzymywać w drodze do domu. I tak zrobili.

Babcia Nela już z daleka zobaczyła swojego kota i szybko dostawiła kolejne miseczki z przysmakami, bo na werandzie przysiadła cała grupa innych poszukiwaczy.

Była i Kasia, i zając Murek, i Betka, a nawet dwie sąsiadki babci Neli.

Wszyscy bili brawo, ale kotek Psotek nie bardzo wiedział – dlaczego ?

Był bardzo zmęczony, ale też szczęśliwy i z przyjemnością patrzył na siedzącego u stóp babci Mruczka, który uśmiechał się do niego i gryzł z rozkoszą kawałek wątróbki.

Kasia i babcia patrzyły na niego, na Psotka, obie miały łzy w oczach i tego Psotek też nie rozumiał, bo przecież wszystko skończyło się szczęśliwie!

Pławna ferie 2011 045.jpg

17 Luty – Dzień KOTA jako takiego i bajka z cyklu Psotek

Ci, co otaczają opieką KOTY wymyślili dwa święta. Dzień Czarnego Kota, który, zwłaszcza we Włoszech był bardziej prześladowany z racji na „czarno – szatańskie” pochodzenie obchodzimy 17-go Listopada, 17-go Lutego swój DZIEŃ mają WSZYSTKIE KOTY JAKO TAKIE. CZARNY miał swoją rymowankę w „Okazjach… a inne? wigilia 2012 + ferie 2013 078

Swego czasu napisałam „Opowieści z życia Kotka Psotka” z przypisem, że:

„Opowieści są przeznaczone dla rodziców, którzy lubią głośno czytać, dla dzieci, które lubią słuchać, trochę myśleć oraz zadawać pytania i ..dla kotów.”

                         Oświadczenie

Podobieństwo występujących w

opowieściach osób, zwierząt i kotów

do innych, które może znacie,

jest absolutnie przypadkowe.

A może nie?

Podjęłam, jak dotąd tylko jedną próbę ich wydania, ale nie będę się dalej o to starać. Chyba są spóźnione. Dziś czyta się co innego. Co jakiś czas wpadnę na tę stronę  z kolejną opowiastką. Może trafi się jakiś  dzieciak, który je polubi?

p1010824

Kotek Psotek:  To powinna być bardzo krótka opowiastka, bo właściwie nic ciekawego się nie zdarzyło. Dowiedziałem się tylko jednej rzeczy: Wszyscy powinni mieszkać tam, gdzie się czują najlepiej.

                                                W  MIEŚCIE

– Chciałbym to wszystko zobaczyć na własne oczy – mruknął Psotek, siedząc koło Kasi na kanapie w swojej ulubionej pozycji, czyli zwinięty w kłębek. Oglądali telewizję. Na ekranie widać było mnóstwo ludzi kręcących się po ulicach, jeździły tam najrozmaitsze pojazdy, całe sznury różnych aut, autobusów, a wzdłuż ulic stały wielkie domy i kolorowe sklepy.

-Tam wszystko tętni życiem, coś się ciągle dzieje, prawda ?

– Wszędzie się coś zawsze dzieje, mój kocie, ale jeśli bardzo ci zależy na poznaniu miasta, mogę cię tam zabrać jutro, załatwimy przy okazji kilka spraw. Podczas tej wycieczki będziesz jednak musiał być cały czas u mnie na rękach, wezmę tę kocią torbę, wytrzymasz?

– Wytrzymam, ale dlaczego nie mógłbym normalnie iść?

– Sam zobaczysz – odpowiedziała Kasia, wyłączyła telewizor i poradziła Psotkowi, żeby wcześnie poszedł spać, bo następny dzień miał być długi i męczący. I taki był. Bladym świtem Kasia zapakowała swego kota do torby i wyruszyli na przystanek autobusowy.

Podczas godzinnej podróży Psotek raczej się nudził. Autobus się trząsł, więc Psotkiem też rzucało, było duszno, a kocia torba Kasi nie była tak wygodna na jaką wyglądała. Była po prostu za ciasna i Psotek cały czas się wiercił nie mogąc się ułożyć w żadnej ze swoich ulubionych pozycji.

Co kilka minut wystawiał pyszczek i miaukliwie pytał Kasię:

Daleko jeszcze? – Kasia nie odpowiadała, tylko głaskała go lekko i zamyślona wyglądała przez okno.

    Wreszcie dojechali i wysiedli z autobusu. Psotek najpierw usłyszał miasto: wielki szum, dudnienie, terkotanie, stukanie, dzwonienie i głosy. Wiele, wiele mieszających się ze sobą różnych głosów. Wystawił łepek i zobaczył auta, autobusy, samochody, całe gromady samochodów jeżdżących, jak mu się wydawało w różne strony, i zobaczył ludzi, całą masę ludzi, tłumy ludzi, którzy też, jak mu się wydawało chodzili w różne strony. Spojrzał w dół i zobaczył plątaninę wielu, wielu nóg – no tak, gdybym opuścił torbę, mógłbym się w najlepszym przypadku zgubić – pomyślał. Spojrzał w górę i zobaczył tylko mały skrawek niebieskiego nieba, bo reszta zasłonięta była bardzo, bardzo wysokimi domami.

Szli i szli, i nic właściwie się nie zmieniało. Hałas, gwar, tłok, ludzie, samochody, dom, ludzie, autobusy, ludzie, domy, o! – Psotek zobaczył wielkiego, kudłatego psa prowadzonego na sznurku, czy czymś takim i już miał prosić Kasię o wyjaśnienie, kiedy nagle…..pies zawarczał dosyć niesympatycznie i ciągnąc z kolei na tym sznurku swoją panią, zaczął się dosyć szybko zbliżać do Kasi i Psotka. Niedobrze. Psotek schował się do torby, Kasia błyskawicznie zasunęła zamek i zaczęła się oddalać od tego coraz bardziej rozjuszonego psa, który groźnie sapał i węszył.

Biegli dłuższą chwilę, a właściwie to Kasia biegła, torba podskakiwała, a w jej wnętrzu zgrzany Psotek turlał się na wszystkie strony.

– Bardzo nieprzyjemnie mną rzuca, Kasiu – Psotek usiłował przekazać wiadomość Kasi, ale ona wcale nie zwróciła na to uwagi i biegła jeszcze szybciej.

Zatrzymali się dopiero w parku, gdzie było kilka wysokich drzew, na okrągłym klombie rosły kolorowe kwiaty, a na ścieżce, pod równo rosnącymi krzakami ustawiono ławki. Usiedli.

– Uff! – sapnął z ulgą Psotek kiedy Kasia otworzyła torbę i mógł zaczerpnąć świeżego powietrza. Co prawda nie było ono tak bardzo świeże. Psotek wyczuwał rozmaite zapachy, części z nich nie umiał nawet rozpoznać, ale kiedy Kasia wyciagnęła ze swojego plecaka kanapki, natychmiast wyczuł wspaniały aromat swojego ulubionego sera i zadowolony zabrał się do jedzenia. I wtedy, z krzaków dobiegły do niego głosy:

– E, zobacz jaki kiciuś siedzi u pańci w torebeczce! Pęknę ze śmiechu!

– Kiciuś – Ficuś z sereczkiem w pysiu! Chyba ze wsi, co nie? Nasze miejskie domowce nie chodzą na spacerki tylko siedzą na podusiach.

– No. A ten w podróży, ha,ha,ha! I zobacz co dostał! K a n a p e c z k ę!!!

– Te, kocurku, może się podzielisz z biednymi parkowcami, co?

– Wyskocz z tej torebeczki, chodź z nami, poznasz miejskie życie.

– No. Zapoznamy cię z dachowcami.

– I z kotami podwórkowymi!

– I z piwnicznymi!

– Patrz, nie rusza się, może on nie rozumie?

– A może to jakiś cudzoziemiec?

– Coś ty! Nasz, tylko pewno nieśmiały. A może tchórz?

– I ważniak, bo ma pańcię i chatę na wsi,     co nie?

–  I obżartuch, zobacz, jaki okrąglutki!

Kotek Psotek słuchał, słuchał, aż nagle jednym susem wyskoczył z torby i spojrzał w kierunku krzaków, z których dochodziły te niewątpliwie kocie głosy. Kasia też się odwróciła i oboje ujrzeli dwa wychudzone kocury. Pierwszy z nich miał rude, zmierzwione futro i przekrzywiony ogon, drugiemu brakowało samego czubka lewego ucha i jednego ząbka z samego przodu. Nie wyglądali zbyt przyjaźnie, ale kotek Psotek zebrał leżące na ławce wszystkie kanapki, które Kasia przygotowała im obojgu wcześniej na drogę i położył je przed kotami.

– Proszę – powiedział – poczęstujcie się, szkoda, że nie mam więcej. I macie rację, ja zawsze mam co jeść, bo mieszkam z Kasią. Wyobrażam sobie, że tu, w mieście trudniej się żyje bezpańskim kotom. Szukać jedzenia i schronienia w tym gąszczu domów?! Brrr! Podziwiam was, j a  chyba nie dałbym sobie rady!

Oba koty popatrzyły na siebie, a potem na kotka Psotka.

– O! On nie jest taki niemądry, jakby się w pierwszej chwili mogło wydawać – mruknął Krzywy Ogon.

No. – potwierdził Skrócone Ucho – to co? Chyba skorzystamy z propozycji i się poczęstujemy tymi przysmakami, hę?

– Nie wypada odmawiać – Skrócone Ucho pierwszy porwał kanapkę, to samo zrobił jego kolega i obaj dali szusa w krzaki. Po chwili do Psotka doszły niewyraźne slowa: – Ej Kiciusiu, dziękujemy! Jeśli jeszcze kiedyś chciałbyś nas odwiedzić i bliżej poznać życie wolnych, miejskich kotów, to zapraszamy, cześć!

Kotek Psotek odmiauknął im jakieś pożegnanie i popatrzył pytająco na Kasię:

– Czy możemy już wracać do n a s z e g o, zamiejskiego domu? Już się trochę zorientowałem jak się żyje w mieście. Myślę, że są tacy, co to lubią, ale j a jestem zdecydowanie kotem wiejskim i to nic złego, prawda, Kasiu?

– Oczywiście – odpowiedziała Kasia i oboje ruszyli w powrotna drogę.

nowy folder 078Głosków jesień 2009 067