No, coś się pojawiło, ale…

Żeby była jasność – mieszkam w podwarszawskiej wsi. W Warszawie – ciepło, widać wiosenkę w forsycjach między murami, a tu, u mnie – zimno. Zimno i sucho, a które rośliny to lubią? Pozwólcie mi zatem odrobinę znów pojęczeć, bo po kolejnej wyprawie  pt: „SZUKAM WIOSNY”  na drodze prowadzącej nad rzekę i do lasu znalazłam  PUSTKĘ. Nic się jakoś nie zieleni, ani nawet nie seledyni (chyba nie ma w użyciu takiego określenia!? Ale, co tam!

 Coś się jednak wykluło na moim, ha, areale, więc właściwie nie powinnam biadolić, chyba…że….sprawdzi się zapowiedź  incydentu o charakterze zimowym i oprócz mnie, zmarzną jakieś kolejne miłe mi, chociaż ubogie okazy  flory. 

Pytają się czasem moi mili  goście:

JUŻ CI KWITNĄ  WRZOSY?? ALEŻ SKĄD! TO WRZOŚCE!

(Wrzosy, owszem, też mam, ale kwitną przykładnie we wrześniu)

( Wrzosiec – Erica, to wieloletnia krzewinka, owszem, z rodziny wrzosowatych, ale trochę mniejsza. Na łodyżkach wyrastają listki jak drobne igiełki  i kolorowe kwiatki o kształcie zwisających dzbanuszków. Kwitną od końca lutego lub od początku marca i można je czasem podziwiać aż do maja.)  

I co jeszcze?

KRZAK TAWUŁY NIEŚMIAŁO WYPUŚCIŁ LISTKI Z RÓŻEM, A KWITNIE BIELĄ.

WYSKOCZYŁY KULKI HIACYNTÓW (mam małą grupkę) OBY ZAKWITŁY PRZED MROZEM!!

CEBULICZKI ODWAŻNIE SIĘ PRZEBIŁY PRZEZ STARE LIŚCIE – same się rozchodzą po działce.

PAN BEZ ( ten OD ŁEZ) TEŻ WYPUŚCIŁ OBRZMIAŁE PĄKI

Nie będę już się  bać, że będzie u mnie pusto, więc się do wszystkich wiosennie i ciepło-babciowo uśmiecham, mając nadzieję, że zapowiadane burze śnieżne otulą tylko miło moje początkujące roślinki i krzywdy im nie zrobią ! Hej!

W zapamiętaniu…

KU PRZESTRODZE!

Dobrze wiecie, że wbrew pozorom określenie „ZAPAMIĘTAĆ SIĘ” nie dotyczy bezpośrednio spraw związanych z pamięcią czy zapamiętywaniem, a określa stan łączący się często z wykonywaniem przez nas pewnych czynności. W/g SŁOWNIKA:

zapamiętanie – definicja, synonimy, przykłady użycia – Słownik ...

https://sjp.pwn.pl › slowniki › zapamiętanie

Słownik języka polskiego PWN* · zapamiętanie «stan intensywnego zajęcia się czymś» · zapamiętały. 1. «oddany czemuś całkowicie». 2. «będący wyrazem lub objawem …

Jestem przekonana, że znacie ten stan, kiedy nagle zaświtał wam jakiś pomysł na wpis i siadacie do komputera ( inaczej, dawniej: DO PIÓRA)

NO, to tak mi się zrobiło, a wstawiłam właśnie na gaz rondelek z wodą i garścią  mrożonego groszku i dosłownie na chwilę wyszłam z kuchni, bo przyszedł mi do głowy pomysł i chciałam go szybko zapisać, żeby nie umknął, więc zaczęłam go rozwijać bystrym opisem i się w  W TYM ZAPAMIĘTAŁAM !!

Świadomość wróciła mi w momencie, kiedy mój zmysł powonienia wyczuł coś odbiegającego od normalnych otaczających mnie domowych zapachów.

PONIŻEJ SKUTKI :

                          A  SMRODEK I DYM UTRZYMYWAŁY  SIĘ KILKA GODZIN.

Moi drodzy i bliscy sercu memu BLOGERZY ! UWAŻAJCIE NA STAN ZAPAMIĘTANIA SIĘ!  Proszę o przykłady z waszego życia!

LAS. Jeszcze jest.

21 marzecŚWIATOWY DZIEŃ LASU, a las, Drodzy Państwo, jak podaje WIKIPEDIA, to:

„Las (biocenoza leśna) – kompleks roślinności swoisty dla danego kontynentu geograficznego, charakteryzujący się dużym udziałem drzew rosnących w zwarciu, wraz ze światem zwierzęcym i różnymi czynnikami przyrody nieożywionej oraz związkami, które między nimi występują.”

Pójdźmy do lasu. Las jak las – drzewa, drzewa, drzewa, drzewa – sosny, świerki, buki, dęby, pobielane brzozy ,opadłe. szeleszczące liście, trzeszczący dywan igieł, miękkie materacyki mchu, jeżowate szyszki, ostre krzaki jałowców, suche gałęzie, grzyby, a wśród nich ogrom różnorodnych istnień i wszystko ze sobą współpracuje. Las, to las, niby jeden do drugiego podobny, a jednak inny  w każdej porze roku, w każdej porze dnia i nocy.

A, że dziś jest także kalendarzowy początek wiosny i dzień wagarowicza, to zwiejcie od obowiązków i dajcie nura do lasu!

                      IDŹMY DO LASU. PÓKI JEST.

Jako ten ptak niebieski…

Dlaczego u mnie NIC nie rośnie??????

Przecież już wiosna ! Czy też  przedwiośnie?

Wykluł się, owszem, kiełek zielony,

chudy, bladawy, niedożywiony

i zerka na mnie wręcz z niechęcią,

więc chyba jasne, że mnie dręczą

brzydkie, gwałtowne zazdrości fale –

wszędzie coś kwitnie, a u mnie wcale!

Oglądam  w „sieci” kwietne  dywany:

u kogoś kwitną już tulipany,

ktoś sportretował swego narcyza,

( paskudna  zawiść we mnie się wgryza!),

gdzie indziej  pola żółtych żonkili,

( we mnie ze złości coś cienko kwili),

o, u sąsiadki  krokusów kłąb,

(a u mnie JEDEN zielony ZĄB!),

I nagle wnuczka  głośno spytała:

Babciu, a czy coś wcześniej zasiałaś?

NIE,  ALE JEDNAK COŚ ZNALAZŁAM:

A te poniżej to podobno jakieś krewne frezji. Z kwiaciarni. Na pocieszenie dostałam. Od męża.

Nie masz się czym martwić kobieto?!

Pizza Nic

O, PIZZO !

Kocham cię, moja okrągła i uwierz, że NIC – CO

ktoś, komuś przykrego o tobie opowiada,

do mnie nie trafia! Bo JA – ja  cię po prostu  zjadam!

JAK W NIEBIE !

Tak się czuję,  kochana, gdy się wgryzam w ciebie!

Ściągam serek chrupiący. Żując pomalutku

zawsze jestem szczęśliwa i nie czuję smutków.

NIE ZMIENIĘ

moich uczuć do ciebie, choć znam ostrzeżenie

o twym cholesterolu, tłuszczu, czy złym cukrze.

Ok! Pomyślę o tym, lecz może pojutrze?

O, PIZZO !

Ja wierzę w to, kochana, że naprawdę NIC – CO

inni ci wytykają, a  co siedzi w tobie,

memu sercu nie szkodzi. Ani też wątrobie.

TO –  NIE TO,

że wtłaczam w ciebie szpinak i przykrywam fetą.

Fakt, przyznaję, że dziwnie ozdabiam cię czasem,

ale nigdy kapustą, czy też ananasem!

Ba przecież człowiek ma czasem apetyt na coś  takiego jak PIZZA. Podczas pandemii a i teraz (bo niby chyli się ku upadkowi, ale jeszcze trwa) nigdzie do „pizzotwórców” nie chodziłam, z zamawianiem kłopot, bo mieszkam nieco dalej od lokali pizzę serwujących i w najlepszym wypadku przyjechałyby  wystudzone na amen, a takiej PIZZY nie lubię. No, powtórzyłam słowo PIZZA w jednym dłuższym zdaniu kilka razy, bo je też lubię (tzn. samo słowo i dźwięk jaki słychać przy jego wymawianiu. ( Tu szybko dodam, że mam w zapasie kilka innych, różnych słów, których brzmienie sprawia mi przyjemność, np. HUSQVARNA ! Spróbujcie sami powiedzieć to głośno z akcentem na HUS, brzmi jak fajne przekleństwo, a przecież samo słowo jest po prostu nazwą miasteczka w południowej Szwecji znanego oczywiście z elektronarzędzi. Coś mi się, do licha, wydłużył ten wstęp do PIZZY, a chodzi mi głównie o to, że jeśli miałam na nią ochotę, to musiałam musiałam nauczyć się jej wypiekania. Do tych działań zabieram się z ominięciem kulinarnych subtelnych czynności:

30 dkg mąki rozbełtuję z paczuszką suchych drożdży i dodaję:

3 łyżki oliwy,

łyżeczkę soli,

i na oko – ciepłą wodę.

Zagniatam kilka razy, uderzam sobie kulą ciasta o stolnicę rozładowując przy okazji jakiś tam gniew, znów zagniotę i odstawiam na bok przykrywając ściereczką. Niech sobie wzrasta w spokoju, a ja mogę w tym czasie przygotować sos pomidorowy : puszkę pomidorów, odrobinę cukru, soli i garść bazylii lub ziół prowansalskich wrzucam na podsmażony na oliwie spory ZĄB czosnku. Robię to na patelni, bo szybko odparowuje. Studzę.

Na blaszce rozciągam palcami ciasto i otulam sosem.  Reszta składników zależy od tego co  akurat mam w domu. Dziś to była wyłącznie zmielona kiełbasa myśliwska, która jakoś mi podeschła w zapomnieniu. Obsypałam nią ciasto z sosem- dało to powiew wędzonki, więc już tylko mozzarella na wierzch i 25 minut w piecu – ok.200 stopni. Lubię proste, bez nadmiaru składników.

Po wyjęciu z pieca swoją część obsypuję porwaną rukolą. Druga część, bez TRAWY należy do męża, czyli klasyka.

I dopiero jak skończyliśmy jeść zorientowałam się, że owszem, zrobiłam kilka fotek z przygotowań, ale KOMPLETNIE zapomniałam o portrecie gotowej PIZZY. Pamięć wróciła mi jak już jej nie było. Uwierzcie, że była całkiem ładna i pyszna. Mogłam tylko usiąść i trawić.

 

 

 

Przyleciały na obiad

Gdzie chowają się ptaki podczas zabójczych wichur?

Przecież, nawet przytulone do drzew, nawet, gdy wcisną się głęboko pod gęste gałązki, nawet, gdy się wbiją pazurkami w korę – wiatr chyba  MOŻE je strącić na ziemię? Czy nie? Kto wie? Kiedy się uspokaja – jeszcze do mnie przylatują, bo chociaż już bezśnieżnie i łatwiej sobie coś tam z ziemi wydziobać, to nadal zimno i bardziej chce się jeść.

Pierwsze jednak są zawsze SIKORY. Płochliwe. Szybkie. BOGATKI, UBOGIE, MODRASZKI i rzadziej CZUBATKI. Na lunch wpada DZIĘCIOŁEK. Powolny, je długo, z przerwami i jest znacznie mniej nerwowy od sikorek. Po długich namysłach przyleciały KOSY. Początkowo biegały wokół szeleszcząco rozrzucając zeszłoroczne resztki liści i próbując wygrzebywać jakieś robale, ale w końcu zdecydowały się na skosztowanie nasion słonecznika. Z furkotem lądują SÓJKI i wydziobują wszystko w mgnieniu oka. W końcu zawitał  GRUBODZIÓB. Nie zwracał uwagi na moją sylwetkę tkwiącą nieruchomo za szybą i wcinał, aż mu się piórka ( bo przecież nie USZY!) trzęsły. Cały czas przodem do mnie, więc dziób na fotce nie wygląda imponująco.

SIKORECZKI

IMG_6287

DZIĘCIOŁEK. I czekająca SÓJKA

KOSY

IMG_6256

SÓJKI

I GRUBODZIÓB

OSTATNIE PRZYLECIAŁY CZYŻYKI

CZEKAŁAM NA WIEWIÓRKI, BO ZAWSZE TEŻ KORZYSTAŁY Z TEJ STOŁÓWKI – NIE PRZYSZŁY W TYM SEZONIE. DLACZEGO? WYPROWADZKA? „WIEWIÓROBÓJSTWO? ZNISZCZONE WIEWIÓRCZE OSIEDLE? TE PONIŻEJ – Z ZESZŁEGO ROKU.

IMG_3348

I jak dotąd nie przybył do mojej restauracji ANI JEDEN WRÓBEL!! CO SIĘ Z NIMI STAŁO??

8 marzec

Nie świętuję, czasem komentuję.

Dziś zachwyciły mnie, jak zwykle, propozycje prezentów dla pań. Są nieco inne niż te, które pamiętam z dawnych czasów, ale rola kobiet zmieniała się przez lata, więc pewnikiem i podarunki też. Przedstawiam je tu dla zachęty oczywiście. Zacznijmy jednak od znalezionych przeze mnie w sieci okolicznościowych wierszyków. („Życzenia na Dzień Kobiet”). Ludzie! Ja też potrafię napisać coś durnowatego, ale na szczęście TE nie są mojego autorstwa:

Śliczne i oryginalne, nieprawdaż? Tylko zmieniłabym w „róż bez końca” na RÓŻ BEZ KOLCA, bo u nas, kobiet,  wazony mają pewną ograniczoną pojemność. A teraz prezenty:

I JESZCZE  KOLEJNY WIERSZYK. Wybierzcie i prześlijcie kobietom. Byle nie mnie!!

I na zakończenie mój rymowany „wstępniak” z okazji Dnia kobiet z poprzednich lat:

O, rety! O, rety! To dziś jest Dzień Kobiety?

Nie obchodzę go, niestety, już od lat.

Dziś nie czuję, moi drodzy, tej radochy,

jaką było mydło, goździk (taki kwiat),

albo ręcznik, albo talon na pończochy,

wspomnę tylko, że wspaniały był to świat!

Obdarowywano równo wszystkie Panie.

I co z tego, że za pokwitowaniem?

Na przekór

Jeśli lubicie podśpiewywać, to proszę, zanućcie sobie cichutko. (na melodię starej piosenki „A mnie jest szkoda LATA”)

A mnie jest szkoda zimy,
zimowych, mroźnych wspomnień,
niech mówią „głupia” o mnie,
a mnie jest żal…
Za oknem szaro, smutno,
a jeszcze przed miesiącem
sikorki z zimna drżące
tu miały bal…
Po prostu żal mi zimy,
i jest mi dziwnie smutno,
już się nie bieli Kutno,
śnieg odszedł w dal…
To tak, jak gdyby ktoś kochany nagle odszedł,
i zabrał czystość świata, a zostawił łzy.
Dlatego żal mi zimy
i ludzi żal, i nieba
po którym już harcują
wiosenne mgły(?)
To nie auto, to nie traktor, ani żaden quad!
Sikoreczka szła na spacer, zostawiła ślad.
Miękki, lekki i ulotny jak muśnięcia piórka,
oj, tańczyła chyba tutaj na samych pazurkach.

Oj, chyba jeszcze odrobinę popada to takie białe, puchate, okrągłe, ciche, zimne, rzeźbione – czyli ŚNIEG.

ostatki

Może te wytwory nie są zbyt piękne, ale były pieczone  w pewnym oszołomieniu. Ręce robiły, umysł błądził zupełnie gdzie indziej. Już wieczór, zostawiam obsesyjne wręcz ostatnio przeglądanie wiadomości  i zapraszam was na słodkie  OSTATKI z nadzieją, że nie będą one OSTATNIE.