

Tak było, tak jest i zawsze będzie
i to się w naszym życiu nie zmieni,
że oprócz blasków, snuje się wszędzie
dość nieprzyjemny tłum różnych cieni.

Ot, pierwszy z brzegu – cień wątpliwości:
Przyjdzie? Nie przyjdzie? (Choć obiecała!)
Lubi? Nie lubi? – cień niepewności,
cień niepokoju: Czego się bała?



Jeśli odejdzie,, co ze mną będzie?
Cień strachu, złości, lęku i smutku,
łażą złe cienie za nami wszędzie,
ciszej, bądź głośniej i pomalutku.
Te cienie nie zawsze są widoczne.


Są jednak inne cienie, te dobre, widzialne, istnienie których zależy wyłącznie od intensywności blasku światła słonecznego, nocnej lampki, świecy, czy ogniska. Wszyscy je znamy, a ja czasem lubię poobserwować te moje domowe, które się zmieniają razem z porą roku i dnia chociaż występują w podobnych miejscach. Niektóre są, owszem, lekko ponure, ale inne budzą we mnie CIEŃ RADOŚCI i UŚMIECHU, a nawet CIEŃ NADZIEI, że nie wszystko jest beznadziejne. Dlaczego? Bo jak je widzę, to mam pewność, że znów świeci słońce. Kilka z nich dziś Wam przedstawiam.
Macie też swoje cienie? A jakie swawolą w Waszym domu?














