
Nie jest to tegoroczny zbiór, niestety, ale może… 
Kania jak żywa i zżarta wczoraj
Dopóki klucz spóźnionych gęsi gdzieś w dal nie odleci,
dopóki wszystkich grzybów w lasach ktoś nie zbierze,
dopóki rdzawych kasztanów wciąż szukają dzieci –
ja w jesień nie uwierzę!
Dopóki się nie wciśnie w ściółkę stado bożych krówek,
by wspólnie, kropka w kropkę zapaść w sen zimowy,
dopóki krąży po mrowisku choćby siedem mrówek –
o jesieni nie ma mowy!
Dopóki wiatr nie rwie pajęczyn rozpiętych na drzewach,
dopóki liść klonu krwistą smugą się nie mieni,
dopóki wilga gwiżdże, a niedźwiedź nie ziewa –
nie może być jesieni.
Dopóki moja dynia jeszcze drzemie na łodydze,
Dopóki spadające słońce nie wydłuży cieni,
dopóki są trzy żagle na jeziorze Wdzydze –
jeszcze nie ma jesieni.


No – chodzi oczywiście o borówkowe jagody z dwóch moich krzaczków 
Dopóki wodna ważka błyskiem skrzydełek się chwali,
dopóki nie dojrzeje ostatnia jagoda,
dopóki jarzębina nie zrzuci korali,
to jesieni nie będzie! Szkoda?
Gdy wrzosy się rozpalą i posiwieje wrzesień –
przyjdzie, przyjdzie kolejna, jeszcze jedna jesień.







