Łażę na te swoje starcze spacery – dla zdrowia oczywiście, aparat dynda mi na biodrze albo na szyi, wypatruję, bo jeszcze mogę tego i owego i dziś nad rozlaną od ostatnich opadów rzeczką, natknęłam się na ledwo co zaczynającego rozkwitać grzyba. Ciach, ciach, złapałam go i muszę się z wami nim podzielić, bo ciekawy to osobnik, a ja go w tym wczesnowiosennym stanie zobaczyłam chyba pierwszy raz w życiu. Istnieje oczywiście możliwość, że przewijał mi się przed oczami w innych momentach ale, jak wiecie, często patrzymy i nie widzimy, bo mamy – zwłaszcza w młodości, inne i o wiele wtedy ważniejsze sprawy na oku.

Poszłam na spacer, poszłam nad rzeczkę, patrzę, a rzeczka grubsza troszeczkę

Sporo deszczu popadało, rozlało się rzeczki ciało, a wody wciąż jeszcze mało.
I właśnie tu, na kawałku obumarłej brzozy rozpanoszyła się kolonia młodziutkich jeszcze grzybów – muszelek.
Musiałam sięgnąć oczywiście do popularnego źródła wiedzy, żeby je nazwać: TO ROZSZCZEPEK POSPOLITY. Nigdy nie rośnie samotnie. Ubrany jest w biały, lekko zmechacony sweterek. Czasem nazywany jest kosmatkiem. W Europie określony jako niejadalny, ale podobno w Chinach, w Etiopii. w Meksyku i Ghanie jest spożywany. Zaliczono go do rodziny ROZSZCZEPKOWATYCH – to dopiero fajne słowo dla cudzoziemców! i do rzędu pieczarkowców – to chyba o czymś świadczy i może w czasie głodu……




