Niechętnie jakoś, ospale, ale doszła. Kurs, tu do mnie, pod Warszawę przerywała jej co dni parę stara ZIMA, która w tym roku wyjątkowo niechętnie ustępowała miejsca kolejnej, wiadomej porze roku. Mowa o WIOŚNIE, oczywiście. No, bo popatrzcie, był już marzec, a wyłażące z ziemi zielone maluchy pokrył znów śnieg. Obserwowałam, dzięki Wam inne miejsca, błądziłam po blogowych ogródkach i pełna zazdrości oglądałam porządnie już podrośnięte, kwitnące roślinki.
Tak się zdarzyło w pierwszych tygodniach marca:



Tak było 25 marca:





„Rozbuchały” się za to przyzwoicie, po prostu wiosennie, moje wrzośce, ale już 28 marca:





Jutro rozpoczyna swoje działania KWIECIEŃ i jak sama nazwa wskazuje będzie kwiecisto, ale nie u mnie, nie u mnie, bo, co tu dużo gadać, kiedy po prostu należy powiedzieć krótko i z pełną samokrytyką: JAKI OGRÓD – TAKA WIOSENKA!
Puste, jeszcze nie zasiedlone kawalerki na drzewach – czekają, ale po porannych ptasich piosenkach domyślam się, że już wkrótce….

