Przyszła?

Termin się zgadza, więc chyba jest, chyba przyszła ta wyczekiwana (tiu,tiu, pitu, pitu, ble, ble)) kochaniutka WIOSENKA. Dobrze przypuszczacie, uważając, że powyższe, pierwsze zdanie nie świadczy o mojej wielkiej do niej sympatii. I nawzajem. W zakamarku duszy przyznaję jej jednak rację, bo…

Przyszła dzisiaj….chyba… wcześnie rano,

rozchyliła kielichy  krokusa.

Rozwinęła liście trzem tulipanom,

rozejrzała się i 

w ogród dała dała susa.

A pytając, gdzie mam inne kwiatki,

nie skrywała swego oburzenia.

Patrząc na moje zdziczałe rabatki,

rzekła: -Nie mam miła,

tu nic do zrobienia.

I dodała: Nie dziw się, kochana,

znam podobne jak ten twój – przypadki.

Nie zostanę tu, a jutro od rana

kwiaty będą kwitnąć,

ale u sąsiadki.

Mam ją!

Niechętnie jakoś, ospale, ale doszła. Kurs, tu do mnie, pod Warszawę przerywała jej co dni parę stara ZIMA, która w tym roku wyjątkowo niechętnie ustępowała miejsca kolejnej, wiadomej porze roku. Mowa o WIOŚNIE, oczywiście. No, bo popatrzcie, był już marzec, a wyłażące z ziemi  zielone maluchy pokrył znów śnieg. Obserwowałam, dzięki Wam inne miejsca, błądziłam po blogowych ogródkach i pełna zazdrości  oglądałam porządnie już podrośnięte, kwitnące  roślinki.

Tak się zdarzyło w pierwszych tygodniach marca:

Tak było  25 marca:

„Rozbuchały” się za to przyzwoicie, po prostu wiosennie, moje  wrzośce, ale już 28 marca:

Jutro  rozpoczyna swoje działania KWIECIEŃ i jak sama nazwa wskazuje będzie kwiecisto, ale nie u mnie, nie u mnie, bo, co tu dużo gadać, kiedy po prostu należy powiedzieć krótko i z pełną samokrytyką: JAKI OGRÓD – TAKA WIOSENKA!

Puste, jeszcze nie zasiedlone kawalerki na drzewach – czekają, ale po porannych ptasich  piosenkach domyślam się, że już wkrótce….

IMG_9074