Tara

Minęło kilkanaście dni od chwili, kiedy nasza codzienność z psem zmieniła się na pustą, smutną codzienność BEZ PSA. BEZ TARY. Tara, Tareczka, Tarinka, Dziunia, Sukijaki, Druhna, Kudłata Przyjaciółka. Znała te wszystkie ksywki i nic jej nie dziwiło. Była członkiem naszej rodziny 14 lat. Musiała odejść, bo cierpiała coraz bardziej. Nie dziwcie się, że zamieszczam tu  wpis właśnie o niej. To takie dodatkowe wspomnienie. Ciągle trudno jest się nam przyzwyczaić do jej nieobecności. 

I tylko jeszcze przytoczę tu fragment wierszyka z wpisu PSIE NIEBO z dnia 5 lutego 2021 – którym żegnałam kilku psich znajomych.

Czy was, psy tego świata, też dręczy potrzeba,

(którą ludzie zgłaszają często, chociaż mgliście)

żeby odejść z tej ziemi prościutko do nieba?

Chodzi o to wasze –  PSIE NIEBO, oczywiście!

Czy marzycie o miskach pełnych kruchych kości,

czystej wodzie, spacerach i ciepłym posłaniu?

O biegu przez bezkresne polany – z radości,

na myśl o udziale w rajskim polowaniu?

Mazury – Latofotki 2/2023

Na wodnym parkingu w Mikołajkach „wetknęliśmy się”  między  dwie potężniejsze od nas mieszkalne motorówki, nazywane pieszczotliwie przez niektórych żeglarzy „Motokrowami.” Jedna z czajnikiem, druga z ręczniczkami – były spokojne i  tu nie sprawiały nam przykrości. Czasem anektują jakieś ciche zatoki, czy przewężenia i wiążąc się tworzą towarzyskie platformy –  niech, tam, każdy odpoczywa jak lubi, chociaż momenty w których słychać głośne pokrzykiwania i jeszcze głośniejszą  muzykę (głównie disco) nie należą. do najprzyjemniejszych. 

A czego najbardziej nie znosimy na jeziorach? Wodnych skuterów o potężnej mocy silnika, często wyposażonych w równie potężne głośniki. Płyną z dużą prędkością, nie zwracając uwagi na inne jednostki i wzbudzając taką falę, że przy wytworzonych przez  nią przechyłach trudno  „ustać na nogach”, a z jaskółek ( półeczki jachtowe) wypadają różne przedmioty.  Toteż przez niektórych są obdarzeni przydomkiem „skutersyny” Nie robiłam im zdjęć.

Tak więc, po pobycie i zakupach w Mikołajkach  przemieściliśmy się przy pomocy zarówno wiatru jak i silnika na jezioro Tałty, później  jezioro Ryńskie. Kolejny, krótki postój w porcie, w ślicznym Rynie gdzie znów trzeba było uzupełnić zapasy. Dlaczego?

Bo na wodzie apetyt dopisuje. Co jadaliśmy? Zrobiłam kilka potraw „słoikowych”, a nasza spirytusowa kuchenka spisuje się świetnie.

I po Rynie wracamy tą samą ( a ciągle inną) trasą , tą samą (a ciągle inną) wodą. Ostatnia noc  z widokiem na wysepkę na jeziorze Bełdany. Nazajutrz – my w drogę do domu, a spakowana „Pigwa”  jeszcze została na Mazurach. 

Fotkę Pigwy na Wodzie  „strzelił” znajomy, bo selfie jest oczywiście niemożliwe. Brak odpowiednio długiego KIJA.

Mazury – latofotki 1/ 2023

Tak, wróciłam i nareszcie mogą odpocząć. Nie ma się z czego śmiać! Włażenie na łódkę po drabinie, zmienianie burt  podczas rejsu, schodzenie i wchodzenie do ciasnawej kabiny po trzech wąskich schodkach  i to wszystko przez dwa tygodnie – to dla starszej osoby, którą jestem, wcale nie było takie zabawne. No, ale sama chciałam i poniekąd jestem zadowolona, że mi się udało.

Doznania płynące z bliskości natury mają dużą przewagę nad fizycznymi dolegliwościami, stąd  decyzja kolejnej wyprawy/. W takich miejscach jak gdyby  „zapomina się” o własnych słabościach, a  wrażenia, widoki i samo prowadzenie łodzi nie pozwalają ( i dobrze!) skupiać się za bardzo na  różnych bolączkach, smutkach i problemach. Czas płynie tu zupełnie inaczej niż w domowej rutynie.

MAZURY – NIEBO I CHMURY

Czasem dostojne, czasem szare i smutne:

Czasem ponure i odrobinę złowieszcze:

Zaczęliśmy od  polskiego”morza śródlądowego” czyli ŚNIARDW. Lubimy tę wodną przestrzeń, a w tym roku wydawała nam się jeszcze większa niż wcześniej, bo nie było zbyt wielu pływających łodzi i jachtów. Taka „samotność” na tym jeziorze robi niesamowite wrażenie, zwłaszcza wtedy, gdy tak jak my – śpimy w kabinie zakotwiczeni na skraju trzcin.

ŚNIARDWY:

Ze Śniardw pomknęliśmy w stronę Mikołajek i po zacumowaniu w lokalnej marinie, czyli porcie uzupełniliśmy zakupy spożywcze i wodę. Na szczęście było miejsce, chociaż musieliśmy się wtulić między dwa, potężniejsze od nas motorówki „mieszkalne.” Dotrę do zdjęć i zainteresowanym zaprezentuję je w drugiej części tych moich „latofotek”. Tymczasem zapuszczę się w Wasze blogowe teksty.