„Internet” – nie ma liczby mnogiej

Bez tytułu

Starsza pani wyjechała na dni parę.

Piękny wrzesień! Wzięła plecak i gitarę,

bo w plenerze nic jej więcej nie potrzeba,

no, tak, racja, oprócz wody oraz chleba.

Gdy wróciła, zobaczyła, że, o rety,

ktoś jej zgarnął z komputerka INTERNETY!*

Czyżby przyszło jej, o zgrozo, po tej stracie

szukać bajek ukochanych gdzieś w POLSACIE?

Przeczytała wszystkie miłe jej książeczki,

wydziergała już dla wnuków skarpeteczki,

gotowała przez pół wieku dla rodziny,

urządzała imieniny, urodziny,

wychowała, to, co mogła z niezłym skutkiem –

a dziś zniknął jej INTERNET, a to smutne.

Choć odeszły dawno temu wszystkie ciocie,

miała przecież na fejsbuku ziomków krocie.

Część przyjaciół też już bawi w innym świecie,

ale miała stos znajomych w INTERNECIE!

I mówiła: – Moi mili, ja tam lubię

zerknąć jak ktoś piecze ciasto na jutubie,

Dziś zabrakło starszej pani tej podniety,

bo po prostu ktoś jej odciął INTERNETY

* nigdy tak nie mówimy!

PS. Nie mieliśmy INTERNETU przez kilka dni – stąd rymowanka.

Jeszcze raz…

Zapraszam, zapraszam – wróćcie ze mną raz jeszcze, na chwilę do  MAZURSKIEGO lata. Wielkie jezioro Śniardwy, na którym znów przebywaliśmy przez kilka wrześniowych dni obdarzyło nas tym razem PIĘKNEM i SPOKOJEM.  Wiatr się rozleniwił, więc żeglowanie też było powolne, wręcz spacerowe. I była  CISZA, bo znacznie mniej było też innych łodzi, ale:

Byliśmy na jednym długim koncercie ŻURAWI, które zwoływały się na ostatni sejmik przed odlotem – przez kilka wieczornych godzin krążyły akurat nad nami…

a słońce zachodziło, zachodziło i zaganiało do szuwarowych sypialni pary łabędzi, rybaków….a my usłyszeliśmy tęskne porykiwania jeleni gdzieś w pobliskich lasach…

a potem znów wzeszło słońce….i odsłoniło kilka kaczych rodzin (nocowały z nami?)…i usłyszeliśmy szum, ale to nie był wiatr, tylko przelatująca banda kormoranów….

a potem wszystko ucichło, wiatr się schował nie wiadomo gdzie, a my snuliśmy się po tym gładkim bezmiarze wody, sfalowanej tylko momentami przez przepływające inne łodzie…

aż dotarliśmy na ostatnią noc – już na jeziorze Bełdany, a w ostatni dzień, który zaczął się lekką mgiełką, a rozwinął się pełnym słońcem dobiliśmy do portu. I wróciliśmy do domu…

Wrzesień

Wrzesień.

Jesień?

A, skądże!

Wybaczcie, że znów się mądrzę,

ale to jeszcze nie jest JEJ CZAS.

Na drzewach przecież wszystkie liście

nadal zielone soczyście

i nie zbrązowiał las.

Wrzesień.

Jesień?

Ot, bzdura!

Niebo w świetlanych lazurach

i nadal blisko, tuż przy mnie

kwitnie mi ślicznie i zdrowo

begonia z rozwianą głową

i żółte cukinie.

I bez względu na poglądy oznajmiamy wszyscy zgodnie:

Lato jest i będzie z nami  jeszcze pełne dwa tygodnie.

Kwitną WRZOSY? Tak, bo WRZESIEŃ, ale to jeszcze nie JESIEŃ.