Las, ciągle LAS

No, wiem, wiem, kilka dni temu już był jesienny las, ale wczoraj (sobota) znów polazłam w te rejony, żeby sprawdzić jak postępuje praca PANI JESIENI i NIE MOGŁAM SIĘ POWSTRZYMAĆ!!! Umówmy się, że większość z Was, którzy tu do mnie wpadają będzie już znudzona, więc, proszę, nie oglądajcie. Natomiast polecam serdecznie tym z Was, którzy dawno nie byli w jesiennym lesie, tym którzy mieszkają daleko od lasu i w zupełnie innym świecie, oraz tym, którzy jak ja ( a wiem, że tacy istnieją) mogą na to patrzeć w nieskończoność. I możliwe, że to jeszcze nie ostatnia moja włóczęga po lesie tej JESIENI.

Warzywka i owocki

Nie wiem dlaczego, ale właśnie GAZETA.PL podała informację, że dziś obchodzimy DZIEŃ WARZYW I OWOCÓW( możecie sprawdzić!) Z tego, co mi wiadomo ten dzień był 18 października – ale ja o nim nie pamiętałam. Korzystam z tego bałaganu, żeby jednak coś zaznaczyć, zareklamować, przypomnieć itp.

Zacznijmy od dosyć znanego powiedzenia w wersji angielskiej ( a, co?!):

An apple a day keeps the doctor away.

czyli, parafrazując nieco: JESIEŃ – ZDROWYCH JABŁEK PORA – ZJESZ I ZIMA BEZ DOKTORA!

ZJESZ KAPUSTĘ I CEBULE – OPUSZCZĄ CIĘ WSZELKIE BÓLE.

PYSZNY CZOSNEK ORAZ NATKA  NIGDY TĘTNIC CI NIE ZATKA,

A GDY CO DZIEŃ JESZ SELERA – NIC CIĘ NIGDZIE NIE UWIERA!

MASZ TRUDNOŚCI W TOALECIE? ŚLIWKA ŚMIECIE CI WYMIECIE,
JEŚLI ŚLIWKA JUŻ CI ZBRZYDŁA  NIE MARTW SIĘ I JEDZ POWIDŁA!

JESZ CUKINIE ORAZ DYNIE – KAŻDY SMUTEK CIĘ OMINIE!

ODRZUĆ DZISIAJ SCHAB I DRÓB – ZJEDZ BOGATY W BIAŁKO BÓB!

A GDY CZUJESZ W DUSZY RANĘ – OPATUL  JĄ BAKŁAŻANEM!

A JA ( CZEGO CIUT SIĘ WSTYDZĘ)

ZJEM MARYNOWANE RYDZE,

ŚLEDZIA, FRYTKĘ, BIAŁY SEREK

I BORÓWKI NA DESEREK!

Jesienne malowanie

DATA:  Dzień dzisiejszy, czyli 19 września 2024r – sobota

MIEJSCE: LAS w podwarszawskiej wsi, gdzie mieszkam

CZYNNOŚĆ : Powolne włóczenie się z aparatem fotograficznym

SKUTEK:

Bolące kolana, zawiana głowa i wystawa pt: MALUJĄCA JESIEŃ. Bez zbędnych słów.

Idę, idę dalej…może jakiś grzyb namalowany?

Innych grzybów już nie było. Zimne noce, proszę państwa!

Pójdę też na wystawę listopadową – tanie bilety!

Znikające skrzynki

Rymowanka pocztowa, ciągle aktualna i pełna nadziei, że oprócz zawiadomień z ZUS-u, ktoś wrzuci jeszcze do wiszącej na płocie skrzynki jakiś PRAWDZIWY LIST, tylko kto by to mógł być? Prawdziwego listonosza też dawno nie widziałam.

Napisz do mnie list, no, napisz, bardzo proszę,

taki prawdziwy, w kopercie, koniecznie z ładnym znaczkiem

i bez stempla „OPŁACONE” (tych stempli nie znoszę),

i możesz pisać krzywo, kulfonami, albo  drobnym maczkiem.

Opisz mi w nim pogodę, swój dzień, jakąś scenkę,

opis może być smutny, śmieszny lub złowrogi,

bo chcę raz jeszcze usłyszeć tę starą  piosenkę:

„Hej, jedzie pan listonosz, ludzie zejdźcie z drogi!” 

Co jeszcze możesz opisać? No, sama nie bardzo  wiem…

może to, na co patrzysz w tej właśnie chwili,

albo zdradź mi, czy nadal wymyślasz sobie przygody przed snem

lub, co sądzisz o ludziach wokół, źli są, czy raczej mili?

Napisz, czy też uważasz, że to lato było pełne słońca, 

lub o tym, że świat  twym zdaniem utknął w  dziwnej matni,

i że podobno siedem lat tylko dzieli nas od końca,

i że to być może  list jeden z tych ostatnich.

Co zostaje po lecie?

Jesień się rozwija, dorasta, właściwie jest już w wieku dojrzewania. Jeszcze tu i tam, będąc w okresie młodzieńczej niepewności kusi nas złudnym ciepełkiem, jeszcze pozwala jakiejś roślince zachować kilka kwiatów, albo nawet rozwinąć parę nowych, ale my wiemy, że to tylko psikusy i zabawa. Jeszcze tydzień, lub dwa i rozwinie się w pełni szarymi porankami, zimnymi kroplami deszczu, powiewami chłodnych wiatrów, ale zaraz, zaraz…czeka nas chyba jeszcze krótki czas KOLOROWYCH liści, kiedy to bawi się w malarza. Poczekajmy. Dziś kilka resztek po lecie.

Z OGRÓDKA: Ostatnie begonie, ostatni kwiat nagietka. Za chwilę, po pierwszym przymrozku opadną z sił, stracą płomienne barwy i znikną. Ostatnia kania, bo jaki grzyb lubi wyłazić na zimno? Chyba tylko te, które zwą opieńkami.

NA DRODZE DO LASU: Żółte, zupełnie świeże kwiatki – nie znam prawidłowej nazwy, chociaż przypominają topinambury i rozrośnięte odnogi CHMIELU, nieźle wyglądają, ale cóż samodzielnie piwka z niego nie uwarzę. Może do wazonu? W rzeczce mało, nadal mało wody.

NA BRZEGU LASU: Smętna gałązka z owockami jarzębiny, przytulony do pieńka grzyb, albo raczej porost(?), świeże odrosty ściętej sosny (och, chcę znów wyrosnąć w górę!), jeszcze zielona ściana lasu i pełno chrustu oraz odsłoniętych korzeni starszego drzewnego pokolenia.  

CZEKAM  NA PEŁNIĘ JESIENI, ale wiele bym dała za sen zimowy podczas  jej najgorszych dni!