Listopadowy śnieg

Pierwszy śnieg, więc wyszłam. Oblepił mnie całą

i wróciłam do domu ubrana na biało.

Pierwszy śnieg i choć płatki padały dość krótko,

stłumił dźwięki i nagle wokół jest cichutko.

Szepnęłam także cicho oraz delikatnie:

OK! Dziś pierwsze spotkanie, ale nie ostatnie ?

Listopadowe limeryki

Lubię je, zwłaszcza te mniej sensowne, zwariowane i absurdalne. Jestem przekonana, że każdy, oznajmiony choć odrobinę ze słowami – nosi w sobie kilka limeryków. Spróbujcie!

Pani Lilka, jak wieść gminna niesie

całkiem naga snuje się po lesie.

Fakt, mgła LISTOPADOWA

na skórę bardzo zdrowa,

ale Lilce ładniej było w dresie.

                                     *

Józio Z Pucka zawsze w LISTOPADZIE

jeździł z Jolką po plaży na quadzie.

Wczoraj omdlał ze strachu

i zarył głową w piachu.

Bo go żona złapała na zdradzie.

Patrząc w okno na jesienny opad,

Łukasz z Bielska kompletnie z sił opadł.

Namówił więc swą żonkę,

by upiekła golonkę.

Tak źle działa na niego LISTOPAD!

                                       *

Już LISTOPAD! – krzyknął Krzyś z Łańcuta,

muszę, kurcze, pomyśleć o butach,

choć normalnie już w maju

chodzę boso po kraju,

dziś wydziergam sobie coś na drutach.

Bardzo często w noc LISTOPADOWĄ

Jaś z Otwocka igrał z pewną wdową.

Robił to bez umiaru,

nabawił się kataru

i od tego odszedł – daję słowo!

                                            *

W LISTOPADZIE kuzynka Helenka

miewa bóle i cały czas kwęka.

Przez tydzień zamaszyście

grabi gdzieś w lesie liście

i od tego wysiada jej ręka.

                                     *

Dziś i ja jestem w takim bezsensownym, LISTOPADOWYM nastroju. Stąd to przypomnienie pewnej piosenki. Dla wszystkich pań i nie tylko.

Listopadowa dynia

Nie wiem, czy wśród Was są też tacy, którzy lubią ROZGNIEŚĆ na papkę, zrobić widelcem MIAZGĘ – na przykład z ziemniaków, buraków, z dodatkiem odrobiny mięska z klopsa, albo ze szpinaku w podobnym towarzystwie. Niektórych pewnie to brzydzi, rozumiem, ale ja, niestety, LUBIĘ. Nie znaczy to, że rozgniatam całość na talerzu, nie, ależ skąd! Po prostu szykuję sobie małe porcyjki tej mieszaniny zgarniając do każdej odrobinę sosu i już. W listopadzie czeka zawsze na mnie DYNIA.

Wybieram niedużą, popularną ostatnio dynię hokkaido, rozłupuję na pół, usuwam wnętrzności i obgotowuję 15 minut w lekko osolonej wodzie. Ona się gotuje, a ja podsmażam cebulkę i czosnek, a na 3 minuty przed końcem dodaję drobniutko pokrojony kawałek czerwonej papryki. Do ok. 30 dkg. mielonego mięska ( jakie, to zupełnie nieistotne, takie, jakie lubicie) wwalam pieprz, sól, szczyptę gałki i trochę takich przypraw, jakie mam pod ręką ( np.przyprawę do drobiu, albo jakieś ziółko.) Rozumiem, że każdy ma swój dobrze opanowany sposób doprawiania mięsa mielonego, więc róbcie to po swojemu. Kreatywna improwizacja w kuchni jest zawsze wskazana, byle by zachować odrobinę umiaru. Dodaję 2 łyżki ugotowanego ryżu, omijam jajko i tym farszem, porządnie wymiąchanym nadziewam obie dyniowe połówki. Zapiekam ok.40′,w 175 stopniach, a kilka minut przed końcem kładę na szczyty plasterki ulubionego serka. Zjadana jako taka- jest pyszna, ale czasem dogotowuję kilka ziemniaczków, co by mieć materiał na „ROZGNIECIUCHĘ”

 Może zachęcę kogoś do potraw z dyni?  Spróbujcie!                               SMACZNEGO!