A propos resztek…

mandaryny

TAK WYGLĄDAŁY  w  NOC SYLWESTROWĄ

Nie pierwszy raz opieram się na  RESZTKACH. Dosyć często powołuję się na nie przy różnych okazjach. Były resztki tkanin w patchworkach i poduszkach, były resztki stolarskie, a ostatnio, w styczniu – resztki poświątecznych wypieków, a dziś chcę  podzielić się z Wami ( nie bez pewnego wstydu) moim odważnym przedsięwzięciem kulinarnym opartym na dziesięciu na wpół wyschniętych mandarynkach. Tak. Leżały od Sylwestra. Nie zrobiłam zdjęcia, bo już były niefotogeniczne, ale oto fotka tego, co z nich zrobiłam:

IMG_8137       IMG_8143

Dziesięć podsuszonych, całych mandarynek

po umyciu przekręciłam przez kuchenny młynek,

(kto trzymał je też tak długo, ten łatwo uwierzy,

że ich miąższ okazał się jeszcze całkiem świeży!)

Pocukrzyłam tę miazgę, rzekłabym – rzetelnie

i wrzuciłam  na patelnię.

Dodałam sok cytrynowy, cynamon, dwa goździki,

poddusiłam – mieszając i oto wyniki:

IMG_8135

Chwalić się czymś w tym kraju raczej nie wypada,

ale wyszła mi, kochani, pyszna marmolada!!

I MUSZĘ TU POWTÓRZYĆ BLISKIE MI PRZESŁANIE:

NIE WYRZUCAJMY RESZTEK – PANOWIE I PANIE !!!

Były czasy, że różne resztki były bardziej doceniane, szanowane i brały udział w wewnętrznym, domowym recyklingu. Robiąc  (HA!!!)  niedawno  (HM!!!) porządek (NO…) w jednej z  najbardziej  przepastnych (UF!!) naszych szaf wyciągnęłam (BO ZIMA!!??)  dwa  SWETRY  Z  INNYCH  SWETRÓW ( starych, poprutych, rozerwanych, brzydkich, przebrzmiałych po prostu!), które dziergałam dla naszej rodziny i nie tylko, a wszystkie były w kształcie podobne, bo innych nie potrafiłam.

IMG_8148          IMG_8150