
Wyskoczyłam przed zachodem na swą łąkę.
(Bardzo trudno znoszę z łąką mą – rozłąkę,
zwłaszcza przez te puste, zimowe miesiące,
kiedy skaczą po niej tylko dwa zające..)

Chciałam z Pasikonikiem zamienić słówko,
chwilkę sobie poplotkować z Bożą Krówką,
znów wydeptać własne ścieżki w miękkiej trawce,
i za siwe łebki potargać dmuchawce.
Zanim znów to lato tak, jak zwykle, minie
miałam zamiar się wytarzać w koniczynie.


Krok, dwa, łup…i już zderzenie ze stworzonkiem,
które wzięłam w pierwszej chwili za biedronkę.

Ponoć w naszym świecie dosyć często bywa,
że się ktoś pod kogoś innego podszywa,
więc roztropnie, rozgarnąwszy perzu snopki,
policzyłam cichusieńko wszystkie kropki.

I w pełnej świadomości wynik ogłaszam:
To była biedronka, lecz obca, nie nasza.
Nasza Boża Krówka, jest siedmiokropkowa,
ta – miała dwadzieścia i żarła jak krowa.


