Ale się ucieszyłam! Wiwat! Wreszcie ktoś rozsądny, mądry i doświadczony życiowo oznajmił, że my, Polacy nie musimy marznąć w zimie, nawet wtedy, kiedy sytuacja kraju związana z opałem i paliwami jest trudna. Przecież każdy z nas ma kupę rzeczy, które nadają się do spalenia i ogrzania naszych domostw. Stare stołki, zepsute szafki, wetknięte w kąt niepotrzebne, nieczytane książki, zużyte kiecki, garnitury – dziś już za małe na pana domu, masy tekturowych pudeł po zakupach online, a nawet te różne, poutykane w skrzypiących szafach paczki z gazetami z dawnych lat, listy, rachunki, (nie mówiąc już o tej wysłużonej, cepeliowskiej szafie, nabytej sto lat temu z POŻYCZKI DLA MŁODYCH MAŁŻEŃSTW). Palmy, kochani czym się da! Polak nie może marznąć tylko dlatego, ze coś się komuś popieprzyło na temat ilości węgla w naszej ziemi, czy perturbacji z chimerycznymi dostarczycielami źródeł ciepła. PALCIE! WSZYSTKIM! POZA OPONAMI! I innymi takimi rzeczami (?)

(zrzut z ekranu):

Kaczyński: palić „wszystkim poza oponami i podobnymi rzeczami”.
*
Nasze alternatywne zapasy opałowe:



My zresztą jesteśmy przygotowani! Już w maju zakupiliśmy trochę drewna, więc się jakoś ogrzejemy w te paskudne, nadchodzące zimne dni, a jak doniosę chrustu w zapasce na plecach i przejrzę papiery w kątach przygotuję makulaturę, to ho, ho! Kilka starych mebli też się znajdzie.


