Tydzień temu leżałam złożona niemocą, owiana lekką mgiełką covidową i praktycznie obojętna na problemy tego świata. Późno sobie uświadomiłam, że był to Dzień Anioła Stróża ( 2 październik) i chociaż przez sekundę myślałam, czyby czegoś nie napisać – mój umysł się zaparł. „Nic z tego, kochana, leż i próbuj wyzdrowieć” – usłyszałam również głos miły i cichutki – czy to był mój osobisty aniołek stróżujący? I kilka dni potem przypomniałam sobie, że istnieje przecież rymowanka na ten temat. Jestem przekonana, że niewielu z moich gości ją wtedy czytało, czy w ogóle zauważyło. Pozwolę ją sobie przypomnieć, bo cały czas mam dziwne uczucie, że podczas mojej choroby coś, ktoś – nade mną czuwał i mnie pilnował. Ochroniarz osobisty? Bo przecież to nie mógł być mąż, co nie? A może? Ech, ta maligna….
Jestem, jestem
Myśl o mnie szorstkim odtrącasz gestem
i gdy ktoś mówi: – JEST. Twierdzisz: – PLECIE !
A przecież zawsze przy tobie jestem,
Byłem przy starcie, będę przy mecie.
Bo kto się włóczył mokrym oparem
za twoim OPLEM szepcząc ci w uszko:
Uważaj ! Traktor za tamtym STAREM,
zwolnij, przyhamuj! Już ! Z gazu nóżka !
Kto zajął obok krzesełko puste
na tym bankiecie przed dniami trzema
i strącał z łyżki kąski zbyt tłuste ?
A ty wciąż mówisz, że mnie to nie ma ?