
Mija lato i nikt tego nie odwróci,
osowiała tkwi przy brzegu pusta łódka.
Noc wydłuży się (i po co?)), dzień się skróci,
a kolejka na gór szczyty już jest krótka.
Ot, gdzieniegdzie pozostanie ślad ogniska,
ktoś tam zwija letni domek na polanie.
Mam nadzieję, (bo się temu przyjrzę z bliska),
że nic po nim paskudnego nie zostanie.



Czas zostawić już jezioro, szum fal w trzcinie,
krzyk żurawi, białą czaplę w rannej mgle.
Rok jest teraz dziwnie krótki, szybko minie,
znów wrócimy? Może tak, a może nie?

Spójrz, piaszczysta plaża też już całkiem pusta.
Asfalt czeka. Czas już schodzić z letnich ścieżyn.
Żegnam ciebie, moje lato pocałunkiem – prosto w usta
pociemniałe od ostatnich, słodkich, pulchnych jeżyn.
Hej! Wracamy już z wakacji.
KOREK.
Nic to, Polak dzielny
znajdzie wyjście z sytuacji,
bo jest przecież nieśmiertelny. ( i było ich kilkunastu)


