DLA DZIECI
Kiedyś, kiedyś, włóczykijami nazywano średniowiecznych studentów, którzy wędrując od miasteczka do miasteczka zarabiali na życie, popisując się różnymi sztuczkami, śpiewając, recytując poezje i dając krótkie przedstawienia. Teraz, Dzień Włóczykija, który obchodzimy w Polsce właśnie 23 Lipca, bardziej nam się kojarzy ze słynną postacią z książek o Muminkach. Włóczą się ludzie, zwierzęta i wszelkie większe i mniejsze stworzenia. To święto, to wspaniały pretekst, aby wyrwać się z domu i powłóczyć. Nawet powoli i po najbliższej okolicy. Dziś – bajeczka z cyklu: „Opowiadania z Życia Kotka Psotka”. Jak zwykle, dla chętnych do jej wysłuchania – dzieci. Ale dorosłymi też nie zrobi krzywdy.
Kotek Psotek: „A mój leśny domek ma dziury i szpary, łażą sobie po nim żaby i komary „
NOC W LESIE
– Psia kość!! Jasny gwint! Do zdechłej myszy! – usłyszała Kasia, więc rzuciwszy zakupy na stół, zajrzała do dużego pokoju i zobaczyła Psotka, który szybko krążył wokół kanapy. Ogon miał sztywno wyprostowany, a to nie był dobry znak.
– Czy to ty ? – spytała.
– Co, ja? Czy chodzi ci o to, że chodzę, czy o to, co mówię? Jestem w tym momencie bardzo zdenerwowanym kotem i tyle, przecież wiesz, że znam o wiele gorsze słowa i wiesz, że ich nie używam, ale czasem m u s z ę, tak jak ty, kiedy…
– Oglądałeś “Toma i Jerry’ego”, czy co ? – przerwała mu szybko Kasia widząc kątem oka rozjarzony ekran telewizora – Tak, oglądałem, bo KTOŚ przed wyjściem do sklepu zostawił włączone to głupie urządzenie, a nudziłem się jak mops w samochodzie! – zawarczał Psotek.
– Uff, to poważniejsza sprawa – pomyślała Kasia i przez chwilę zastanawiała się, co powinna zrobić, ale Psotek uprzedził wszystkie jej pomysły:
– Do licha, nie rozumiem dlaczego nie mogę przeżyć czegoś naprawdę ekscytującego?
– Co masz na myśli – zapytała Kasia
– Och, Kasiu, wiesz, że koty lubią czasem pochodzić własnymi ścieżkami, poczuć trochę samotności, niezależności, zaznać nowych wrażeń, rozumiesz? Jesteśmy po prostu takimi...włóczykotami.
– Chyba włóczykijami – poprawiła Kasia, ale Psotek wcale jej nie słuchał i mówił coraz szybciej: – No, czy nie mógłbym chociaż raz zanocować w lesie, zgubić się trochę, potem się znaleźć i…
– Kasia mu przerwała: – Przygotować ci plecak? Psotek spojrzał na nią zaskoczony, ale i trochę przejęty: – Czy to poważne pytanie? Nie żartujesz? Mógłbym? Nawet teraz ?
– Ależ oczywiście – potwierdziła Kasia – zaraz poszukam kilku rzeczy.
– Na przykład? – zainteresował się Psotek.
– No… jakiś sznurek, kocyk, kilka kanapek, latarka….- zaczęła wyliczać Kasia, ale tym razem to on jej przerwał:
– Ej, zapomniałaś, że my, koty nie potrzebujemy żadnych latarek ?
– To ma być nauczycielka przyrody? – zerknął, czy nie poczuła się trochę obrażona, ale ona wydawała się tylko odrobinę zaniepokojona. Popatrzyła wprost na niego i powiedziała poważnym głosem: – Mam nadzieję, że się nie zgubisz tak zupełnie, proszę cię o to, pamiętaj.
– Czy to znaczy, że mnie lubisz ?- zapytał cicho Psotek, chociaż bardzo dobrze znał odpowiedź. Kasia jednak usłyszała i odpowiedziała mu stanowczym, mocnym głosem :- Tak, bardzo ciebie lubię i jestem do ciebie przywiązana.
– A czym, bo nie widzę ??- Psotek zaczął się kręcić wokół własnego ogona udając, że czegoś szuka, a Kasia się głośno roześmiała i zaczęła pakować jego koci plecaczek.
– Psotek podszedł do okna – Robi się ciemno i chyba będzie padał deszcz- powiedział. Kasia też zerknęła na czarną chmurę :- Na to wygląda, ale dzięki temu twoje wrażenia mogą być ciekawsze.
– Co racja, to racja- burknął Psotek i głośniej zamruczał: – Wychodzę. Do zobaczenia. – Hej!
I wyszedł.
– Mam nadzieję, że to wszystko dobrze się skończy – szepnęła do siebie Kasia – mam nadzieję, że on wie czego i kogo unikać, jak się schować i że znajdzie dla siebie jakieś przytulne, kocie miejsce do spania. No i w miarę suche – dodała widząc gromadzące się nad lasem chmury.
Pierwsze krople deszczu Psotek poczuł na własnym nosie, kiedy już zbliżał się do lasu. Zmrok zgęstniał, bo zawsze jest ciemniej między drzewami. No, nie wybrałem najlepszej pory – mruknął do siebie- ale trzeba było podjąć decyzję, bo kto wie, czy innego dnia nie ogarnęłoby mnie kocie lenistwo.
Las robił się coraz mniej przyjemny, a deszcz z nieśmiałego, siąpiącego kapuśniaczka przemienił się w obfity, silny prysznic. Futro kotka Psotka pozlepiało się w mokre strączki, poczuł, że się robi coraz bardziej p r z y l i z a n y, czego nie znosił, bo zawsze starał się być p u s z y s t y m kotem. Musiał znaleźć jakąś kryjówkę, zwłaszcza, że zimna, deszczowa woda zaczęła przenikać coraz głębiej i ziębiła skórę.
– Sam tego chciałem – pomyślał – i zaczął iść jeszcze wolniej, bo łapy grzęzły mu w wilgotnej ziemi. Nagle zaświtał mu w głowie pomysł: SZAŁAS!
– To jest to, co muszę zrobić i nie ma co zwlekać. Psotek wkroczył w gąszcz szukając odpowiednich gałęzi, uzbierał ich cały stos i sznurkiem znalezionym w plecaku zaczął je przywiązywać wokół młodej brzozy.
Kasia zna się na rzeczy – pomyślał, a potem pomrukiwał do siebie:- taak, tu i tu więcej gałęzi, gęściej wiązać, gęściej, taak, te paprocie na daszek, jeszcze kilka, musi być porządnie, teraz mech do środka, tak, dobrze, wydaje mi się, że jest b a r d z o dobrze – przyjrzał się budowli i zamruczał zadowolony:
– To była prawdziwa kocio-męska robota!
Wszedł do środka, resztą patyków i kawałkami kory zamknął wejście i poczuł, że w środku jest bardzo przytulnie.
Teraz ważniejszą sprawą było zjedzenie czegoś przed snem.
Wsadził głowę do plecaka lekko zaniepokojony, czy Kasia nie zapomniała o kanapkach i już, już jego nosek wywąchał kilka smakowitych rzeczy, kiedy tę miłą czynność przerwały mu nagle jakieś świsty, sapania, pojękiwania, a po chwili rozległo się czyjeś niecierpliwe pukanie. – Kto tam ? – spytał niespokojnie bo w końcu nie wiadomo, na kogo można się natknąć nocą w głębi lasu.
-To ja, wpuść mnie, już prawie się rozpuściłem od tego deszczu – Psotek z ulgą rozpoznał głos Murka, więc otworzył. Z oklapniętych uszu Murka ciurkiem lała się woda, brzuch miał pokryty błotem, do nosa przykleiły mu się liście, a ogon wcale nie był okrągły tylko wyglądał jak pędzel Kasi do malowania płotu.
Wejdź – powiedział Psotek, bo Murek niepewnie stał na zewnątrz, a potem szybko wyciągnął w jego stronę ręcznik – wytrzyj szybko przynajmniej te swoje wielkie uszyska, bo zaleją nam cały szałas. Murek zaczął się wycierać, a Psotek nie zdążył nawet wsadzić nosa do plecaka, kiedy znów coś zaszurało, chrząknęło i do szałasu, bez żadnego pukania, w t a r a b a n i ł a się Betka. Nie można było tego nazwać wejściem.
– Szczęście, że to wy! Ile czasu można się namaczać w tej głupiej zlewie tylko dlatego, że się nie zauważyło chmury! A zbierałam sobie orzechy na zimę.
– To tak, jak ja, tylko chodziło o kapustę z tego pola za lasem- wtrącił Murek.
– No taak… – zaczął Psotek- ale Betka wrzasnęła: – Nie przerywaj! Co taki jak ty, u d o m o w i o n y kot może o tym wiedzieć! MY musimy dbać o siebie SAMI! Rok w rok!
– Rozumiem- zamruczał Psotek – wiesz przecież, że w zimie rozwozimy różne przysmaki dla zwierząt.
– Wiem, wiem, ta wasza jadłodajnia dla ptaków też jest znana, sama czasem korzystam, bo dokładacie pyszne słonecznikowe ziarna, no, nieważne, zobaczcie moją kitkę, wygląda jak mokre wodorosty, mam już dreszcze i za chwilę umrę z głodu, macie coś?
Kotek Psotek wsadził znów łepek do plecaka i, o dziwo, wyciągnął z niego dorodną marchew i torebkę orzeszków. Milcząc, podał im przysmaki, a dla siebie rozpakował kanapkę z rybną pastą.
– Źle się czujesz, czy co? – Betka popatrzyła na niego uważnie.
Wydawało się, że Psotek coś mruczał pod nosem, ale i tak nikt go nie słuchał, bo wszyscy zajęli się jedzeniem.
Deszcz padał, wielkie kroplę bębniły o liście paproci ułożone na szczycie szałasu, ale tu, wewnątrz futerka całej trójki zaczęły parować i zrobiło się cieplej.
W głowie Psotka kłębiły się różne, poplątane jak włóczka, myśli : miał być SAM, a nie jest, to miała być tylko j e g o włóczęga i przygoda, a nie jest, dlaczego Kasia zapakowała marchewkę i orzechy i różne inne rzeczy nie nadające się dla kotów ? – spojrzał na Betkę i Murka przytulonych do siebie, więc i on przysunął się bliżej, a zapadając w drzemkę westchnął:
– Mam nadzieję, że już nikt…- nie dokończył, bo coś zaczęło się przeciskać przez jedną ze szpar, pofukując głośno:
– Fu, fu, niezłe miejsce, może przetrwam, gdyby jeszcze coś wpadło w ryjek, o, ktoś tu jest, kto?
– To my- zamruczał Psotek, a ty, kim jesteś ?
– Jeża nie poznajesz? – teraz z kolei fuknęła Betka – chociaż, na pierwszy rzut oka wygląda faktycznie mało jeżowato – parsknęła, patrząc na coś, co przypominało obtoczoną w liściach, trawach i igłach sosnowych wilgotną bryłkę, z której wystawał mały, różowy ryjek.
– Wszystko mnie oblepiło – westchnął jeż – czy mogę przeczekać tu tę nawałnicę?
– W porządku, o ile będziesz w kącie i nie nastroszysz swoich szpileczek –sennie odpowiedziała Betka, a Psotek przeszukał plecak, wyturlał jabłko i popchnął je w kierunku jeża.
– Jadasz to ? – spytał.
– No…może być, dziękuję – odpowiedział jeż, a Betka, prawie śpiąc wymamrotała:
– Obejrzyjcie kolce, na pewno nadziały mu się na nie jakieś pyszne robale, bo jeże wcale nie przepadają za owocami.
Nikt już jej nie odpowiedział. W monotonnym szeleście deszczu udało się wszystkim zasnąć. Poranek przywitał ich słońcem połyskującym w kroplach zebranych na liściach i mchach. Cały las lekko parował, robiło się coraz cieplej i przyjemniej. Niebo między czubkami drzew, hen, gdzieś wysoko było błękitne.
Pierwszy z szałasu wyturlał się jeż i rozwinął wszystkie kolce: – Ej, Psocie, ten szałas to był wspaniały pomysł, dzięki tobie przeżyłem tę noc.
– Ma rację – Murek wyskoczył zaraz za nim, wyprostował uszy i spojrzał na Psotka serdecznie – Nie wiedziałem, że nosisz ze sobą marchewki!
– Ja też nie- odpowiedział Psotek i uścisnął wyciągniętą łapę Murka.
Betka przeciągnęła się leniwie i wylizując z torebki orzechowe okruchy oznajmiła: – To będzie świetne, tajemne miejsce na nasze spotkania, poprawimy sterczące patyki i już. A teraz muszę lecieć, cześć.
– Cześć – odpowiedział Psotek. Nagle poczuł się bardzo zadowolony i rozglądając się po ozłoconym słońcem lesie, wolno skierował się w stronę domu.