Byłam ci ja na Śląsku….

….gdzie już jesień zaczęła malować liście…..

” Gdybym to ja miała skrzydełka jak gąska, poleciałabym ja za Jasiem do Śląska” – tak śpiewał znany dawniej zespół ŚLĄSK. Ja też nie mam skrzydełek, więc nie lecę, ale jeżdżę i nie za Jasiem, ale do córki mieszkającej na Śląsku, i nie tam gdzie Jaś pracował w kopalni, tylko na DOLNY ŚLĄSK. Do Krainy Wygasłych Wulkanów, do zalesionych wzgórz i gór, do ludzi, którzy wybrali to miejsce do życia. Po takim wyskoku wracamy zawsze bardziej bogaci niż byliśmy wcześniej, a to za sprawą paczki suszonych grzybków oraz beki kiszącej się kapusty….

Zanim doszło do posiadania takiej beczułki trzeba było:

Gotową do kiszenia, poszatkowaną kapustę w workach można tu znaleźć w wielu sklepach warzywniczych, u nas, na Mazowszu nie trafiłam na takie możliwości, a szkoda. U pana gospodarza można było zakupić też wór ziemniaków, ale mamy na nie i tutaj dobre źródła.

Zakończyliśmy nasz wypad i wracaliśmy dobrze zaopatrzeni drogami przez Lwówek Śląski, Złotoryję, most we Wrocławiu i dalej, dalej na płaskie Mazowsze.

Jeszcze jedno: Podczas pobytu byliśmy na obiedzie w popularnej restauracji”PASJA” w Gryfowie Śląskim. Jeśli tu traficie – nie będziecie żałować. Knajpka nieduża, z miłym wystrojem i atmosferą, a jedzenie pyszne.

Kierunek – Dolny ŚLĄSK

Najkrótsze streszczenie piosenki Wojciecha Młynarskiego „Po prostu wyjedź w Bieszczady” to:

Życie paskudne?

Życie BE?

Posłuchaj dobrej rady:

Zostaw, kochany, wszystko, co złe

i wyjedź po prosu w Bieszczady.

Proponuję nieco inny kierunek (skąd właśnie wróciłam) – Dolny Śląsk, czyli jak w piosence znanego kiedyś zespołu: Gdybym to ja miała skrzydełka jak gąska, poleciałabym ja za Jasiem do Śląska…” Nawet bez JASIA – warto tam wpaść, Niektórzy nie chcą wracać.

A jedzie się tam między innymi przez mój ulubiony most wrocławski

Bywam tam co jakiś czas i zauważyłam, że coraz więcej osób i rodzin poszukuje domów w tamtych okolicach, domów starych, często rozpadających się od upływu czasu i wymagających mnóstwo pracy, ale które  dostają nową duszę i żyją dalej. Ten poniżej, nieduży, z kilkoma bardzo wiekowymi drzewkami w małym ogródku już ma właściciela, który zaczął go właśnie przywracać do życia. Może uda mi się pokazać ten domek za jakiś czas, kiedy zalśni na nowo.

A po kilku latach ciężkiej pracy, kiedy najważniejsze, najcięższe roboty dobiegną końca to jak to często bywa:

I chodzisz na grzyby, i próbujesz chronić sałatę przed ślimakami, i szukasz pięknych kamieni, i zwiedzasz stare zamki, i masz za dużo TOPINAMBURA ( bo taki agresywny, rozrasta się jak szaleniec, a bulwy za małe, żeby cię nakarmiły). I chociaż nie pozbyłeś się wszystkich cierpień, niepokojów i frasunków – to żyje ci się tu pełniej niż w mieście.