Gdzie chowają się ptaki podczas zabójczych wichur?
Przecież, nawet przytulone do drzew, nawet, gdy wcisną się głęboko pod gęste gałązki, nawet, gdy się wbiją pazurkami w korę – wiatr chyba MOŻE je strącić na ziemię? Czy nie? Kto wie? Kiedy się uspokaja – jeszcze do mnie przylatują, bo chociaż już bezśnieżnie i łatwiej sobie coś tam z ziemi wydziobać, to nadal zimno i bardziej chce się jeść.
Pierwsze jednak są zawsze SIKORY. Płochliwe. Szybkie. BOGATKI, UBOGIE, MODRASZKI i rzadziej CZUBATKI. Na lunch wpada DZIĘCIOŁEK. Powolny, je długo, z przerwami i jest znacznie mniej nerwowy od sikorek. Po długich namysłach przyleciały KOSY. Początkowo biegały wokół szeleszcząco rozrzucając zeszłoroczne resztki liści i próbując wygrzebywać jakieś robale, ale w końcu zdecydowały się na skosztowanie nasion słonecznika. Z furkotem lądują SÓJKI i wydziobują wszystko w mgnieniu oka. W końcu zawitał GRUBODZIÓB. Nie zwracał uwagi na moją sylwetkę tkwiącą nieruchomo za szybą i wcinał, aż mu się piórka ( bo przecież nie USZY!) trzęsły. Cały czas przodem do mnie, więc dziób na fotce nie wygląda imponująco.
SIKORECZKI



DZIĘCIOŁEK. I czekająca SÓJKA


KOSY



SÓJKI





I GRUBODZIÓB



OSTATNIE PRZYLECIAŁY CZYŻYKI


CZEKAŁAM NA WIEWIÓRKI, BO ZAWSZE TEŻ KORZYSTAŁY Z TEJ STOŁÓWKI – NIE PRZYSZŁY W TYM SEZONIE. DLACZEGO? WYPROWADZKA? „WIEWIÓROBÓJSTWO?„ ZNISZCZONE WIEWIÓRCZE OSIEDLE? TE PONIŻEJ – Z ZESZŁEGO ROKU.

