Tego wieczoru zebrali się wszyscy przyjaciele Psotka. Po zjedzeniu zapowiedzianej przez Kasię kilka dni wcześniej kolacji pt :”Dla każdego Coś Dobrego,” każdy wybrał najwygodniejsze dla siebie miejsce i spojrzeli na ogromną, wiszącą dziwnie blisko jasną tarczę KSIĘŻYCA, a Kasia zaczęła czytać przygotowaną wcześniej opowieść, tę, o którą prosili.
L I P C O W A N O C
– Wiem, o czym teraz myślisz, Kasiu – powiedział kotek Psotek. Siedzieli sobie z Kasią na ławce przed domem, a to jest jedno z najlepszych do siedzenia miejsc w ciepłą, lipcową noc. Na wprost, wydawało się nawet, że tuż nad nimi jaśniała wspaniała, trochę jak zwykle tajemnicza księżycowa kula.
– No, więc o czym ja myślę? – zaciekawiła się Kasia.
– Myślisz o tym, że chciałabyś mieć kawałek księżyca!
– Nie zgadłeś, kocie Psocie, to TY myślisz właśnie o tym.
– Skąd wiesz ? – zdziwił się Psotek, bo właśnie o tym myślał.
– Często tak bywa, że uważamy, że ktoś myśli o tym, o czym my myślimy w danej chwili, bo myślimy, że….ech, nie jest to łatwo wyjaśnić – Kasia bezradnie spojrzała na Psotka, ale on tylko zamruczał:
– Miałaś rację, myślałem o tym, o czym myślałem, że ty myślałaś – spojrzeli na siebie i jednocześnie się uśmiechnęli, a Psotek spytał:
– To o czym myślałaś ?
– Myślałam o tym, że to wspaniałe móc tak siedzieć w blasku księżyca i że to dobrze, że księżyc jest dla wszystkich, którzy lubią na niego patrzeć. Znam zresztą taką opowieść o jednym niemądrym, skąpym królu…..
.- Opowiedz, opowiedz, świetna noc na bajki i wcale nie chce mi się spać.
I Kasia zaczęła:
– “W pewnym bardzo dalekim kraju żył sobie król, który zbierał najrozmaitsze rzeczy z całego świata. Każdy, kto udawał się w najkrótszą nawet podróż, musiał mu przywozić jakieś pamiątki, a jeśli zapomniał o tym obowiązku, dostawał zakaz wyruszania na wycieczki.
Pięćdziesiąt wielkich jaskiń było wypełnionych skarbami, a i w samych pałacu z trudnością poruszano się po salach. Wszystkie były wręcz zapchane różnym rzeczami. Były tam kolorowe kamienie z całego świata, wspaniałe bransoletki i pierścionki, dwadzieścia tysięcy parasolek, cenne futra, łyżwy z całego świata, zestawy garnków, maszyny do szycia, radia, telewizory, pudełka kredek, około dwustu rowerów i foremki do ciastek, a w każdej szufladzie grzechotały szklane, wielobarwne kulki. Król lubił, kiedy rozrzucone, toczyły się po podłodze.
Kilku podróżników przywiozło też komputery i inne dziwne brzęczące urządzenia, ale nikt niczego nie używał. Były tam też książki, stosy książek, których nikt nie czytał i którymi król nie był w ogóle zainteresowany, chyba że były takie z samymi obrazkami.
Pewnego razu król siedział na tarasie swego wielkiego zamku, zerknął w górę na księżyc w pełni i mruknął: – Tego mi brakuje. On musi być tylko mój!
Wezwał sekretarzy i kazał im ogłosić w całym państwie, że ten, kto zdobędzie dla niego choćby kawałek księżyca dostanie w nagrodę ćwierć królestwa i rękę księżniczki-córki na dokładkę. Powstało wielkie zamieszanie.
Mnóstwo ludzi próbowało wymyślić jakiś sposób na zdobycie kawałka księżyca. Ktoś zaczął budować drabinę, ktoś zaczął myśleć nad wielkim balonem i skupował gumy do żucia, a drobni oszuści przynosili królowi kawałki skał, zwłaszcza w te noce, kiedy nie było już pełni. Wskazując na niebo przysięgali, że zmniejszony księżyc to ich sprawka. Nic z tego.
Król markotniał coraz bardziej, królowa jadła coraz mniej, a księżniczka też chodziła naburmuszona, bo bardzo się bała, że zdobywcą księżyca i jej ręki może zostać ktoś niezbyt miły. Król całymi nocami przesiadywał na tarasie i nawet przestał wydawać rozkazy. Pewnego dnia jeden z sekretarzy zaproponował królowi spotkanie ze starą, mądrą czarodziejką, o której wszyscy już dawno w królestwie zapomnieli, a która mieszkała gdzieś w głębokich lasach w małej, drewnianej chacie.
– Podobno umie rozwiązywać różne problemy – królowa poparła pomysł i król, choć niechętnie, wyraził zgodę na jej przybycie.
Któregoś popołudnia stanęła przed królem wysoka, ubrana w kolorowe szale kobieta, która wysłuchała pragnień króla, rozejrzała się bacznie dookoła i zażądała trzech dni na przemyślenie problemu.
– A co to jest m y ś l e n i e? – zapytał król.
Czarodziejka parsknęła gromkim śmiechem, od którego zatrzęsły się zamkowe ściany:
– No tak, przypuszczałam, że w tym kraju nie dzieje się dobrze, ale żeby aż TAK? To już przekracza ludzkie pojęcie, nic dziwnego, że ci się zachciewa gwiazdki z nieba, skoro nawet nie masz pojęcia co to znaczy MYŚLEĆ!!
Nie o gwiazdę chodzi, a o księżyc – burknął król – masz o tym pamiętać, bo inaczej nici z nagrody. Czarodziejka wzruszyła ramionami i wyszła.
Przez trzy dni i noce czarodziejka zwiedzała jaskinie ze skarbami, rozmawiała z mieszkańcami królewskiej stolicy, obserwowała życie ludzi i cały czas kręcąc głową mruczała pod nosem: Niesamowite, niesamowite! Co za ciemnota! Co za zacofanie! W dzisiejszych czasach!! Nie do wiary!!
Wieczorem trzeciego dnia usiadła na tarasie obok zniecierpliwionego króla, poprosiła o szklankę wody i dwie kanapki z serem, zjadła, spojrzała na niego i zaczęła: – Twoje królestwo i ty, królu, zostaniecie wkrótce zniszczeni!
-Przez kogo? – odważył się szepnąć trochę zaniepokojony król.
-Nie przez KOGOŚ, tylko przez COŚ. Przez głupotę, przez niewiedzę. Cały świat się rozwija, ludzie wymyślili cudowne rzeczy, masz nawet kilka w tych swoich skarbcach. A tu co? NIC! NIC! Wszystko pochowane, ludzie jacyś smutni i leniwi. Królestwa ze smokami i rękami księżniczek w nagrodę dawno wyszły z mody, chociaż muszę przyznać, że różne czarodziejki nadal się cieszą pewnym powodzeniem na całym świecie. W TYM królestwie NIKT o NICZYM NIE WIE i WSZYSTKO SIĘ PSUJE. Czy wiesz, na przykład, co to jest? – czarodziejka odwinęła przyniesiony przez siebie długi, okrągły pakunek i umocowała dziwną , wielką tubę na jeszcze dziwniejszym statywie z wieloma pokrętłami różnej wielkości.
– Było w jaskini numer 5 – powiedziała – podejdź i spójrz!
Król spojrzał i oniemiał. W absolutnym bezruchu patrzył jak jego księżyc jest coraz bliżej i bliżej, a czarodziejka kręcąc różnymi śrubami zbliżyła się do jego ucha i opowiadała mu o planetach, układzie słonecznym, kosmicznych podróżach i o samym księżycu też.
Król słuchał zafascynowany, kilka razy szepnął: No, tak, no, tak – i wreszcie zmęczony pacnął na swoje królewskie, miękkie krzesełko.
– O, nie! – zawołała czarodziejka – teraz popatrz na swoje królestwo, zobacz, zobacz jakie jest piękne w blasku księżyca. Nie zmarnuj go.
– To, co mam robić ? – zapytał bezradnie król.
– Och, najpierw trochę POMYŚL, a potem zrób wielka loterię, rozdaj swojemu ludowi większość skarbów pod warunkiem, że każdy się nauczy jak z nich korzystać. Sprowadź nauczycieli, niech uczą ciebie i poddanych. Księżniczce też się przyda trochę wiedzy zanim wyjdzie za mąż. Nocami możesz się zachwycać księżycem i jego blaskiem, ale nigdy nie zapominaj, że on jest dla wszystkich, którzy żyją na ziemi.
-Tak zrobię – zadecydował pewniejszym już głosem król – co za to wszystko chcesz? Czy wystarczy ci ćwierć królestwa, bo rozumiem, że ręką mojej córeczki nie jesteś zainteresowana?
– A po cóż mi królestwo? Wystarczy mi moja chata na polanie, chociaż szczerze mówiąc chciałabym ją trochę unowocześnić i odnowić. Nie pogardzę też komputerem, chociaż i tak na razie nie wiesz o czym mówię… i jeśli uda ci się założyć tu internet, żebym mogła się wymieniać nowinami z innymi czarodziejkami, to już niczego mi nie będzie brakować, to jak?
– Zgoda – odrzekł król i już następnego dnia zadowolona czarodziejka odeszła do swojej pustelni z zupełnie nowym komputerem, który znaleziono w pralni królewskiej pod haftowaną serwetą.
I wcale nie była taka samotna.
Bardzo często odwiedzali ją zadowoleni ludzie, a czasem i tacy, którzy prosili ją o różne porady, a wokół domu zawsze się kręcił jej ulubiony kot.”
– To piękna i mądra opowieść – szepnął kotek Psotek- nie zrozumiałem kilku zaledwie słów. Była trochę f i z o l o f i c z n a, prawda?
– F i l o z o f i c z n a -poprawiła Kasia i dodała – ale nie za bardzo, bo każdy, kto tylko trochę p o m y ś l i, zrozumie jej sens. Tak, jak ty, prawda ? – spojrzała na swojego kota, ale on już spał w blasku księżyca. Kasia zerknęła raz jeszcze na księżyc i wydało jej się, że on się uśmiecha. Machnęła ręką i też poszła spać.
– No…tak…- cicho szepnęła nieco zaspana Betka – właśnie czegoś takiego się spodziewałam.
– My też – mruknął Patryk – przecież wtedy wszyscy podsłuchiwaliśmy i wiemy, o co w tym chodziło. Bardzo dziękujemy, Kasiu, ale coś mi się wydaje, że o zagarnięciu księżyca dla siebie mogliby pomyśleć tylko ludzie, bo my nie, prawda? – Patryk rozejrzał się wokół, a reszta zwierzaków energicznie kiwała łebkami.
– Czyli wszystko dobrze się skończyło i możemy iść już spać, prawda? – Betka ziewnęła szeroko
– Jasne odpowiedziała Kasia – życzę wam śmiesznych i łagodnych snów. I wszyscy rozeszli się powoli, oświetleni jaskrawym blaskiem wspólnego księżyca.