Lato, lato i po lecie… Mija lato i nikt tego nie odwróci, osowiała tkwi przy brzegu pusta łódka. Noc wydłuży się (i po co?)), dzień się skróci, a kolejka na gór szczyty już jest krótka. Ot, gdzieniegdzie pozostanie ślad ogniska, ktoś tam zwija letni domek na polanie. Mam nadzieję, (bo się temu przyjrzę z bliska), że nic po nim paskudnego nie zostanie. Czas zostawić już jezioro, szum fal w trzcinie, krzyk żurawi, białą czaplę w rannej mgle. Rok jest teraz dziwnie krótki, szybko minie, znów wrócimy? Może tak, a może nie? Spójrz, piaszczysta plaża też już całkiem pusta. Asfalt czeka. Czas już schodzić z letnich ścieżyn. Żegnam ciebie, moje lato pocałunkiem – prosto w usta pociemniałe od ostatnich, słodkich, pulchnych jeżyn. Hej! Wracamy już z wakacji. KOREK. Nic to, Polak dzielny znajdzie wyjście z sytuacji, bo jest przecież nieśmiertelny. ( i było ich kilkunastu)