ZADAJMY SOBIE BOBU!
Jem bób od wieków. Nigdy nie zrobił mi nic złego, chociaż były dni, kiedy przedawkowałam i kończyło się to brzusznym koncercikiem ( najwyżej kwartet!) Ponieważ ciągle, ciągle, z sezonu na sezon, ktoś mi się pyta jak Ja go gotuję, więc pozwalam sobie powtórzyć moją „instrukcję,” sprzed kilku lat, zwłaszcza, że pora na BÓB teraz jest najlepsza – młody, ale już nie „śliski”, lekko mączny, mniam.
OGŁASZAM DZIEŃ ZADAWANIA I ZAJADANIA BOBU po raz drugi!
BÓB – nie rośnie już dziko. Ta roślina z rodziny, jak sama nazwa wskazuje, BOBOWATYCH, żywiła ludzi w różnych częściach świata od wieków. Jej ślady znaleziono w ruinach Troi, a najstarsze znalezisko bobu pochodzi sprzed 2500 tysięcy lat p.n.e Apetyczne ziarna zawierają błonnik, witaminy A, B i C, a także cenne dla nas minerały: wapń, cynk, żelazo i magnez.
Ci, co tu zaglądają dobrze wiedzą, że to nie jest BLOŻEK ( ot, takie polskie zdrobnienie od BLOGU) – KULINARNY. Fakt, gdzieś tam coś było o podawaniu truskawek, o gotowaniu jajka i zupy na skórkach, ale to tylko takie wstawki. Dziś też – wstawka o bobie. Po prostu kilka lat temu moja bliska znajoma z miasta Poznania poskarżyła się, że jej mąż zmarnował pół kilograma dobrego bobu. Chciał moczyć, potem gotował godzinę (w/g starej książki kucharskiej), a na dokładkę – nie posolił. Nie mogłam się powstrzymać przed wysłaniem do niego rymowanej instrukcji. Wbrew moim cichym obawom – nie obraził się. Skwitował: „- Czy są rymowane książki kucharskie?” Ha! CHYBA JESZCZE NIE!
Do rymowanki dołączyłam mu fotki instruktażowe.

Tylko Wielkopolski Żłób,
nie wie, jak gotować BÓB.
Więc, zacznijmy od początku:
BÓB – umyty wrzuć do wrzątku.
gdy „posyczy” jakiś czas,
nowy wrzątek i na gaz.

Piórko kopru, trochę soli –
i gotować bób powoli.
Cukier wcale mu „nie leży”
a ja, w końcu bądźmy szczerzy,
też nie jadam bobu z miodem!
Spróbuj! Miękki? Odlej wodę,
ułóż pięknie na miseczce
i podaj na stół żoneczce.

