23 Marca 1950r weszła w życie konwencja o utworzeniu Światowej Organizacji Meteorologicznej, której celem jest zapewnienie wszystkim państwom i narodom dostępu do informacji o pogodzie i jej zmianach. I dziś z okazji Światowego Dnia Meteorologii, życzę wszystkim prognostykom trafnych przepowiedni pogodowych.
Większość z nas podskakuje z radości, bo nastał pierwszy dzień wiosny. Ale, różnie, oj, różnie bywało. Bo pierwszych ciepłych i otumaniających nas dniach, przychodził nagle śnieżny wysyp i mroziło przez kilka nocy wystające z ziemi, te pierwsze, odważne rośliny. Pamiętam kwietniowe mrozy i obsypane śniegiem kwiaty kasztanowców w Maju.
Taką podstępną, przeciągającą swoje dni zimę opisałam kiedyś, w ramach wspominanego już nie raz konkursu literackiego Probierczyka. Według instrukcji, mieliśmy napisać bardzo, bardzo długie zdanie jakiejś bardzo, bardzo długiej powieści. Nie wiem, czy ktoś będzie miał cierpliwość przeczytać to do końca, ale potraktujecie to jako ostrzeżenie i nie chowajcie czapek.
Najdłuższe zdanie, meteorologiczne zdanie, jakie kiedykolwiek napisałam:
W wygryzionych przez wozy, a kto wie,czy nie przez sanie raczej, śnieżnych, wąskich tunelach woda, już niby na dnie chlupotała dziamgliwie, granatowo połyskując tylko tam, gdzie w wężowato rozjechanych rowkach mróz ją jeszcze ściętą na szkło trzymał, a chociaż w białych, okrągłych lejkach, między z nagła poczerniałymi sosnami, a nadal mszasto oszronionymi brzozami, przebiśniegi i sasanki zupełnie bez rozumu głowy powystawiały, to nie znać było, że zima ma już czasu niewiele na swoje panowanie, bo i chaty w zaspach rozległych, jak baby wielkanocne rozrośniętych osadzone były, przy okapach ciągle uzbrojone w tęgie sopliska z piką na końcu, i dymy z kominów jak potężne słupy, jak mocarne, szare przęsła pięły się prosto w górę i tężały gdzieś w zimnej, nieskończonej, zielononiebieskiej jaskrawości niebiańskiego mostu, a kiedy człowiek zwykły, albo sarna, albo zając nawet odetchnąć chciał, to chrapy i nozdrza sklejało trzeszcząc przy wdechu, przy wydechu zaś zaraz obłokiem gęstym, wilgotnym i mroźnym głowę czy łeb obtulało, jakby co najmniej pierwszy miesiąc roku światem rządził, a przecież wedle ludzkich obliczeń najwyższa pora już była na pęcznienie kotek wierzbowych, na obnażanie turkusowych dywanów oziminy, na odsłonięcie lśniących tłustawo pod roztopami gliniastych ścieżek, na ujawnienie skib miedzianych jesienią jeszcze zaoranych, na pokazanie srogiej, zimowej pani, że już od dziś, od tej chwili, od zaraz, jej kadencja, chociaż od wieczności powtarzana, nareszcie dobiegła końca.