Myślę jeszcze przytomnie, więc NIE, nie chodzi o mnie.
Chodzi mi o rzeczy, czytający to człowieku,
które są w podobnym do mojego – wieku,
lub nawet, tralala, starsze niż ja.
Gdzie te dziewczynki, które były szczęśliwe posiadając TAKIE LALKI ? Hej, hej. tu! Jestem tu jeszcze. To MOJA lalka. I myślicie, że nie płakałam, kiedy odbiła sobie kawałek nosa spadając z mego łóżka? Ryczałam. Było, minęło, ale ONA mi przypomina, że i JA byłam kiedyś małą dziewczynką. Bo teraz, choina jasna, jestem, no…młodszą starocią – babcią. A lalki są zupełnie inne. Czy wszystkie starocie mają w sobie COŚ ODBITEGO?
A gdzie te ciocie i wujkowie, którzy siedząc przy okrągłym stole na werandzie obrośniętej winoroślą – obierali rumiane koksy, skrawali skórki z brzoskwini, przepoławiali pomarańcze TYMI DESEROWYMI NOŻYKAMI ? Nie mam pojęcia! Ale przecież musieli być, żyć i kroić, chociaż ja tego nie widziałam. Były od zawsze, ja też je używałam. Teraz ich ostrza stępiały nieodwracalnie. Czy wszystkim starociom OSTRZA zawsze tępieją?
Weźmy taki młynek do mielenia kawy. Też staroć, bo mielić nim twarde ziarenka kawy – można tylko dla zabawy. Stępiało mu coś, co mieliło, to w środku. Czy każdej staroci TO COŚ w środku musi stępieć? Wiem o nim tylko to, że zanim trafił do nas, (prezent) przechodził z kuchni do kuchni. I jest na zasłużonej rencie w Domu Spokojnej Starości. dla Staroci.
A te krzywe buteleczki? Do mleka, do naleweczki? Zmętniały i zmatowiały, dawno płynu nie widziały? Może od wody, którą dostają, żeby przedłużyć życie gałązkom wsadzanym do nich na wiosnę. Kiedyś w takiej zakwitła rózga, którą ktoś z rodziny dostał, niestety, od Św. Mikołaja i to była dobra wróżba. Czy każda staroć musi zmętnieć?
Jeden zbiera muszle, znaczki, drugi się lubuje w złocie,
trzeci szuka młodych blondyn, czwarty czyha na starocie.
Ja nie zbieram niczego, ale wiem, że każdy przedmiot, każdy znaczek, muszla, stary talerz, cukiernica, czy zegar, ma swoją historię. A nawet młoda blondyna. I próby poznania tych historii, to wartość dodana do samego zbieractwa.
ZEGAR – żaden z niego antyk, ot, po prostu kilkudziesięcioletnia staroć. Wymagał nakręcania co 24 godziny, ale jego godzina była taka sama, jak te godziny dzisiejsze, które w odpowiednim czasie, gdzieś się tam wyświetlają. I, poproszony – budził. Teraz, nastawiony od wielu lat na stałą godzinę stoi sobie i rdzewieje na zewnątrz, i od środka. Czy wszystkie starocie muszą rdzewieć i wymagać nakręcania?
ŻELAZKO – I co to, TOTO prasowało? Mankieciki? Falbanki żabotów? (Ile osób, z tych młodszych wie, co to żabot?) A to żelazko, jeśli mu się nie rozgrzało porządnie DUSZY – nie prasowało, nie działało. Dusza gdzieś się zagubiła, a gdyby nawet była, to w jakim żarze i gdzie można byłoby ją rozgrzać? Czy dusze wszystkich staroci wymagają rozgrzewania, żeby działać i tak łatwo się gubią?
To chyba najstarsza STAROĆ w naszym domu. Musze ją przedstawić w ten Dzień Staroci – ma ponad 100 lat! TEŻ wypadła z obiegu.
1903 rok- wydawano „Moje Pisemko” – dwutygodnik dla dzieci, których już dawno nie ma. Moja prababcia czytała to mojej babci, moja babcia odeszła przed moim urodzenie, więc mi czytała to mama, potem ja czytałam to sama, a później już nikt nikomu „Mojego Pisemka” nie czytał.
Okładki i druk zbladły, papier lekko skruszał, bo czyż nie każda staroć kruszeje i blednie?
Moje dwie ulubione bajki Kiplinga, ale jest tam też opowieść o przygodach chłopca – Marchewki (bo włos miał rudy). Też wzbudzała różne emocje.
Mój ulubiony wierszyk Or- Ota, czyli Artura Oppmana (1867-1931) polskiego poety okresu Młodej Polski, który sporo pisał dla dzieci.
Były to też czasy z działającą cenzurą – jak widać. Tylko trochę inną.
Kto ma ochotę, niech rozwiąże ten rebusik zamieszczony w „Moim Pisemku” w 1903 roku.
Jeszcze jedno wspaniałe urządzenie. Wygląda trochę jak jakieś szczypczyki do tortur i jestem pewna, że w razie potrzeby, sama umiałabym je do tego użyć, ale nie, nie – to dawna lokówka, (albo prostownica) do włosów. Wystarczyło ją odpowiednio rozgrzać w płomieniach pieca, kominka, czy nawet na gazie, złapać kosmyk włosów i nakręcić go – w jedną, czy w drugą stronę. Pięknie pachniały lekko podpieczone loki mojej mamy, kiedy się sposobiła do wypadu na kanastę z koleżankami.
Późno się zorientowałam, że jeszcze mam coś, co STAROCIĄ można nazwać, ale nie mam pojęcia z jakich lat pochodzi. Dostałam od córki: – ” Jeśli wysiądzie prąd, a będzie sroga zima, niech tu mama wleje wrzątku i w łóżeczku trzyma.” Więc nie wyrzucam.
I do głowy nagle wpadło mi pytanie,
całkiem ważne i głębokie w swej istocie –
Jaka PO NAS rzecz ciekawa pozostanie,
i czy PO NAS będzie zbierał ktoś STAROCIE?