Wiecie, CO TO JEST ? Ci , co wiedza, to wiedzą, ale założę się, że z odpowiedzią na to pytanie miałoby kłopot wielu kandydatów do „Milionerów.” Przebrzmiało, minęło, jeszcze gdzieniegdzie czyjaś mama, babcia, ciotka zafurczy drutami, mignie szydełkiem (a właśnie one są na fotografii) i wyczaruje: a to niedawno wspominane dziwaczne, ale kolorowe swetry, a to kamizelkę w typie „ciocia Ziuta”, a to piękne, zaiste serwety na różne stoliczki, czy etażerki ( no, wszyscy wiecie, co to takiego etażerka?)
Dobre, już nie masowe, niemodne i chyba zapominane zajęcia domowe pomagające:
– w odtruwaniu umysłu zmąconego mediami
– w walce z uzależnieniem dzieci, wnuków itp od pochylania główek nad stronami w sieci w swoich wypasionych „HM-padach”
– w rozwijaniu kreatywności nie tylko seniorów ( jak to kiedyś brzydko opisałam), ale całych rodzin. Zajęcia tego rodzaju są propagowane w wielu różnych terapiach. HA!
-w wykorzystaniu resztek, w recyklingu domowym, w odmładzaniu, w wymyślaniu czegoś z niczego, w zatrzymaniu chociaż na trochę tych różnych zajęć, którymi zajmowano się w ( nie, nie w czasach zarazy, ale na co dzień) dawniej.
Znalazłam ostatnio wciśniętą gdzieś w najbardziej odległe zakamarki szafy ” na wszystko”, taką szydełkową chustę w pięknym , morskim odcieniu. Okutałam się nią i poczułam miłe ciepło, a przecież robiona jest „w dziury”. Wydziergała ją bliska osoba, która dawno już odeszła. Ale JEST. Między innymi w tej chuście właśnie. Co zostanie po nas?
A pewna moja dobra znajoma zajmująca się najczęściej pisaniem bardzo udanych wierszy, przysłała mi niedawno dwie, szydełkowe UTRZYMANKI do chwytania rozgrzanego rondelka z mlekiem. WIEM, kto to taki UTRZYMANKA, to WY możecie nie wiedzieć, że utrzymankami nazywano również takie oto przyrządy do manewrowania menażkami turystycznymi podczas gotowania.
Bo Ona też wie, że: „Zajmiesz czymś ręce – głowa lepiej pracuje” (myśl nieznanego autora)
Wiecie chyba, że było ( i może jeszcze gdzieś tam jest, ale znacznie rzadziej) coś takiego jak HAFT. RĘCZNY – NIE FABRYCZNY. To już wyższa szkoła jazdy. Kiedyś spróbowałam „zatrzymać” haftem kilka rysunków bliskich mi dzieciaków – one rysowały na kawałku płótna, ja to z a h a f t o w y w a ł am i szyłam poduszki, ale pożal się, Boże, jakie to było mizerne. Ale było i leży toto gdzieś u nich na kanapach.
Jedyny dowód, że faktycznie tym się bawiłam – to „makatka” narysowana przez Tatę moich wnuczek, a „zahaftowana” przeze mnie. I lubię ten wytwór domowej pracy zespołowej. Kto spróbuje?
W co się jeszcze bawić? Zajrzyjcie do wpisów np z listopada, maja, czy też lutego 2019 (jeśli tam nie byliście.)