
Czekam, (a czas się dłuży nieznośnie),
już nie na zaspy, mróz, śnieg, bałwana,
czekam…po prostu na przed-przedwiośnie,
wciąż niedogrzana i zakichana!
Oświadczam wszystkim: Tej porze roku
dziś oficjalnie zmieniłam imię-
wichry, ulewy, świat cały w mroku?
To żadna ZIMA! Tylko BEZZIMIE.
Zerkam przez szybę zamgloną deszczem,
gną się w podmuchach modrzewie wiotkie.
Wtulić się w koce? Podrzemać jeszcze?
Ej, chyba wstanę, zrobię szarlotkę!

Po namyśle zamieniłam szarlotkę na jajka faszerowane, które bardzo często „za mną chodzą” i to właśnie w takiej chrupiącej, brązowej powłoczce. W środku siekane jajka, koperek, podsmażona na złoto szalotka (lub zwykła cebula) i sól z pieprzem oczywiście. Każdą nadzianą skorupkę zanurzam w roztrzepanym jaju, obtaczam tartą bułka i smażę na maśle klarowanym. Nie podam wam informacji o tym, ile takich połówek jestem w stanie zjeść w ciągu jednego posiłku, bo narobiłabym sobie wstydu. HA!
PS. (Dopisano 15 stycznia 2022r, rano):