Śnieg, wiatr, deszcz, deszcz,wiatr, śnieg, mżawka, deszcz, zamieć, mrozek i deszcz od nowa, a między tym wszystkim króciutkie chwile jasnej jasności, a może i jasnej pomroczności. Straciłam już rozeznanie czy to jest prawdziwy, klasyczny LUTY, czy jakaś podróbka.
Bo przed południem niebo jest takie, a po południu już takie:


I przez moment z moich łańcuchów wyprowadzonych z rynienki nad gankiem prawidłowo ścieka woda, za chwilę zamarza w zimowe korale, przez chwilę za oknem robi się mglisto i już coś zaraz pudruje krzaki tawuł i zacina bielą przez podwórko wręcz koszącym lotem.







