Narodowy Dzień Szefa w Ameryce uznano oficjalnie w 1962r,(wniosek złożono już w 1958r)
U nas Dzień Szefa nie jest chyba jeszcze znany i obchodzony. Nawet nie wiem, czy się przyjmie, chociaż istniejąca Fundacja Dzień Szefa na swoim blogu nawołuje:
„Już czas, by swój DZIEŃ świętowali też polscy szefowie”
Pisywałam rymowanki o szefach i dwie z nich wam zaprezentuję. Jedna, pochodzi z dawnych, dawnych czasów z pewnej poradni i dotyczy szefowej – wybranej po raz pierwszy przez pracownice ( do pewnego momentu szefowe były PRZYSYŁANE).
Pieśń na pięciolecie szefowej
Długa, długa nasza lista
różnych braków oraz strat,
lecz nam nie brak, oczywista
jednej rzeczy, już od lat:
Szefowej!
Szefowej!
Od pięciu lat wciąż zdrowej,
Od pięciu lat gotowej
do walki o nasz byt.
Szefowa!
Szefowa!
Kto Ją tak wciąż od nowa,
Kto Ją – jak MY- wychowa,
ten zawsze będzie syt.
Zmienił się nam znowu rząd,
gdzieś tam dalej pierestrojką straszą.
Dobrze, że te zmiany tak daleko stąd
i że tu, w poradni mamy wreszcie naszą
Szefową!
Szefową!
Od pięciu lat wzorową,
z wadami, lecz morową,
nie chcemy żadnych zmian.
Szefowo!
Szefowo!
Nie okaż się być krową
i rządź bezterminowo,
tak życzy ci nasz klan.
( teraz widzę, jaka to niemrawa rymowanka, ale gdyby ktoś z Was był SZEFEM i dostał nawet taką, chyba by się trochę ucieszył?)
Druga, jak łatwo poznać powstała na bazie „Pan Maluśkiewicz i Wieloryb” – Juliana Tuwima. Nie taka znowu do radosnego podśpiewywania. Załatwiono tego szefa.
O pewnym szefie – dyrektorze szkoły
Był sobie pewien Dyrektor
najgorszy na świecie chyba?
Bo wszystko już poznał i widział
z wyjątkiem…wieloryba.
Przeżył przeróżne ustroje,
a rządów…chyba z trzydzieści.
I przetrwał ( choć przeszedł „swoje”),
i w każdym układzie się mieścił.
I niezależnie od pólek – czy pełne były, czy gołe,
On myślał tylko o jednym:- Muszę rozwinąć tę szkołę.
I nie dla niego balangi, czy różne inne swawole.
Urlopy, ferie i święta po prostu spędzał w swej szkole.
I nie dla niego Kanary, Riviera, czy jakiś tam Piemont.
On myślał tylko o jednym:- Szkole potrzebny jest remont.
Był sobie pewien dyrektor,
nie taki jeszcze stary,
choć integrował się z gronem,
to nigdy nie przebrał miary.
No, owszem, nie był najsłodszy,
lecz mądre stwierdzają ciotki: –
Słodyczy u swoich szefów
szukają tylko idiotki.
Szefował sobie w tej szkole lat szkolnych chyba trzydzieści,
kazał się kształcić, rozwijać i z nikim się nie pieścił.
Lecz pewna grupa orzekła: (niedopieszczona chyba):-
Dosyć! Ma odejść z tej szkoły!
Niech szuka wieloryba!
Więc szef wziął teczkę pod pachę,
puchary, akt różnych beczkę
i umknął. Jakąś łódeczką?
Na jakąś dłuższą wycieczkę?
Bo chociaż ktoś się nie godził,
by puścić szefa na fale.
On sam już szybko odpłynął,
i marzy, by płynąć dalej.