Nie są chyba modne, bo jak obserwuję różne działki, ogródki i domostwa jest ich coraz mniej. Bzów, oczywiście. Wśród gładko wystrzyżonych trawniczków z kilkoma kulkami małych świerczków, okiełznanym klombem tulipanów i wiechami egzotycznych traw, bzy jakoś…chyba…nie pasują? Mylę się? Nie, nie jestem wrogiem ani strzyżonych trawniczków, ani kędzierzawych traw, każdy ma, co lubi, (albo jak ja ma – bo nie chce jej się kosić.) W mojej okolicy trochę krzewów bzowych zostało i otoczyły mnie w tym roku. Kilka młodziaków u mnie, sporo za płotem sąsiedzkim i wzdłuż moich spacerowych traktów. Buchnęły! Armia liczebnie niezbyt bujna, ale jak wiemy i mała potrafi walczyć o swoje. Popatrzcie chociaż na nie, bo, niestety, nie możecie ich powąchać, a ja jestem ich aromatem odurzona!













I te, jeszcze nie wszystkie otwarte i rozwinięte, a już kipiące wprost bzową, pachnącą bielą.
Ile lat będą jeszcze rozkwitać? Kiedy i czy zanikną? Czy ktoś zabezpieczy ich nasiona? Czy ktoś je zniszczy? Czy będą pokazywane pod sztuczną kopułą, okratowane i opisane? Jak długo przetrwają?













