Tag: limeryki
wszelkie zło wyczuwała w kościach.
Pan Zdzisław, wójt z pod Mrągowa
Panna Zosia – prawniczka po studiach
Jan Drozd, podlaski leśniczy,
jest potwornie wręcz rozdygotana,
Piotr z Ełku, który żony nie kochał już wcale
Limeryki – dogrywka
Mniszki już puszyste jak chmurki – więc niech będą ilustracją do małej powtórki z Dnia LIMERYKÓW.
PRZYSZEDł, za pośrednictwem wspominanej tu nie raz znajomej Grażyny, kapitalny USTKOLIK , którego autorką jest z kolei jej znajoma z Łodzi – pani IRENA (jest zgoda na upublicznienie)
cytrynka do langustki
U S T K O L I K
Pewna łodzianka na wczasach w Ustce
witaminy nie brała do ust „C”.
Wolę – rzekła – w mych ustkach langustkę,
Piwko, winko, wódeczkę też chlus(t)nę,
choćby troszkę szkodziło to trzustce.
Ktoś chce pociągnąć temat UST (ki)? Zapraszam. Mnie też wciągnęło i stąd taka „limerykowata” kolejna rymowanka:
Żołnierz w Ustce, czując w środku pustkę,
w barze „Orzeł” zamówił kapustkę.
Gdy ktoś krzyknął: – Są tylko buraki! –
żołnierz wpadł w szał straszny, jakiś taki,
że w mak drobny podarł swą przepustkę,
obrus, krawat i do nosa chustkę.
A teraz wiersz samej GRAŻYNY ( ze szczególnym przypisem!):
BALIA* O GOŚCIU
Pewien Bułgar, gość z oddali,
czarną dalię uprał w balii.
Wykrochmalił i wysuszył, 
patrzy – biała! Chciał się wzruszyć,
lecz nie zdążył. Noc zapadła.
Zasnął, chrapie w prześcieradłach,
śni, że tonie, tonie w pianie,
pierze w balii czarną dalię
pewien Bułgar, gość z oddali…
*balia – gatunek poezji międzymorskiej. Badacze upatrują jego genezę na Morzu Czarnym.
Kto jeszcze polimerykuje?
Międzynarodowy Dzień Limeryków – 12 maja.
Lubię limeryki. Rytmiczne, zabawne i zwariowane. Jeśli też lubicie tak bawić się słowami, a piszecie tylko w głowie lub na kartkach – przyślijcie. Chętnie zamieszczę je na tej stronie jako wpisy GOŚCI.
Pewien radny z Łodzi – Bałuty 
całe życie chodził na skróty.
Gdy go ludzie pytali,
czy stopy nie rozwali,
szeptał, że ma NIEMIECKIE buty.
We wsi Grabki – babunia Iwona
pracowała w polu jak szalona.
Zawsze siała marchewki
dla dziadka, co był krewki
i wciąż wrzeszczał, że chce winogrona.
Pewien sędzia – nie wiadomo jaki,
na współbliźnich lubi zbierać haki.
Nie wyjdzie to mu na zdrowie,
jak tylko bliźni się dowie,
sędzia będzie musiał zwiewać w krzaki.
Zbych Kowalski – kelner spod Grudziądza
w ogóle nie znał wartości pieniądza.
Nie wstydził się tego wcale,
odwiedzał różne lokale,
zwłaszcza wtedy, gdy brała go żądza.
Żeglarz z Gdyni, pan Zenon Płatek
permanentnie chodził bez gatek.
Mówił, że tak mu wygodnie
i że przecież nosi spodnie.
Taki to był z niego gagatek.
Ciotka Irka z powiatu puckiego
nie wiedziała co służy do czego.
Gdy wuj chciał jej pokazać,
zaczynała się mazać,
że i tak wszystko jest do niczego.
Międzynarodowy Dzień Limeryków – 12 Maj
Gdybym była nauczycielką języka polskiego i musiała w najbliższych dniach, drogą elektroniczną, zadać jakąś pracę swoim uczniom (mam na myśli licealistów) – byłaby to prośba o napisanie kilku limeryków lub limeryko-podobnych rymowanek. Tak, jak potrafią. Na dowolny temat. Dla zabawy. Dla draki. Dla ćwiczenia. Dla rozrywki. I wszystkim postawiłabym ze cztery plusy, jeśli tylko trzymaliby się zasady : rymy aabba, 5 wersów, w środku dwa krótsze. Przykład: Pewien młody matador z Kordoby(a), nie przeżywał po żonie żałoby(a). Tak się zirytowała(b), że nagle zmartwychwstała (b) i znów wspólnie zjadali podroby (a). Rok temu też świętowałam ten DZIEŃ. Nie jestem nauczycielką, ale chętnie przedstawię tu wasze limeryki…DZIEŃ PO. Kto spróbuje?
Pewna Ziuta z miasteczka Błonie
hodowała grykę na balkonie.
Lecz zeszła na manowce,
bo mąż wolał żarnowce
i wciąż warczał: – Gryka? Co to, to nie!!
Pan prezydent w pewnym dziwnym Kraju
miał się wybrać i to właśnie w Maju.
Nastąpiły niesnaski,
bo ciągle zmieniał maski,
więc go brano za maga z Bombaju.
Raper Gucio z przedmieść Warszawy
zwykł wyciskać cytrynę do kawy,
gdy ziom zerknął nań krzywo,
krzyknął – Ty solisz piwo
i nawijasz, że to dla zabawy.
Pewna Krysia, prawniczka z Wieliczki
nie nosiła na co dzień spódniczki.
Gdy ktoś wrzasnął: – O, Boże,
tak dalej być nie może!
Stryj jej przysłał w paczce ogrodniczki.
Doktor Piotr spod olsztyńskiej kliniki
chciał wyjechać stąd do Ameryki.
Wszyscy przekonywali,
żeby jechał na Bali,
a to bardzo popsuło mu szyki.
Pewien Jarek z drugim wiedli spory
jak i kiedy zrobić te wybory.
Biegali w tę i z powrotem,
wybrali wreszcie sobotę,
potem poszli z ciocią na Nieszpory.
Z okazji…Międzynarodowego Dnia Limeryków – 12 Maj
Limeryki – to prześmieszne wierszyki, a ich DZIEŃ ma upamiętniać angielskiego poetę Edwarda Leara, który spopularyzował ten rodzaj „poetyckiego” zapisu. Nie pozostaje mi nic innego, jak „polimerykować” dziś trochę. Fajna zabawa. Spróbujcie ze znajomymi na jakimś przyjęciu – zadanie jest proste – wszyscy goście powinni napisać limeryk na jakiś obrany wcześniej temat np: na temat kotów, o teściowej, o szefie, o polityku, czy o ogrodniku. Autor najlepszego wierszyka ( ocenionego przez tajne głosowanie) otrzyma dodatkowa porcję tortu, pięć całusów od gospodarzy, maskotkę, lub inną nagrodę.
Pewien prezes zarządu lasów
nienawidził ptasiego hałasu.
Gdy ptaszyska śpiewały,
rżnął drzewa, choć drętwiał cały
i dostawał w mięśniach zakwasów.
Pewien sołtys o imieniu Zenek
nie zakładał nigdy spodenek.
Gdy krzyczał, że spódnica,
bardziej jego zachwyca,
zakazano sprzedaży sukienek.
Pewna Irka w samym sercu Łodzi
oznajmiła głośno, że nie słodzi.
Lecz gdy mąż przyniósł pączki,
wzięła wszystkie do rączki
i je zjadła, twierdząc, że nie szkodzi.
Pewna Hanna (z domu: Mazurówna)
wciąż myślała, że ludzi wyrówna.
I chodziła z suwmiarką
mierząc wszystkich swą miarką,
a poza tym, była małomówna.
Pewien Celt, gdzieś w mieście Breście
wsuwał z gracją mule w cieście,
lecz, gdy dostał nius od zięcia:
„Gdańsk. Bretońska jest do wzięcia.”
Celt pojechał i najadł się wreszcie.
Pewna Basia z poznańskiego grodu
nauczyła się ruskiego kodu.
Ale raz, w Leningradzie,
gdy jechała na kładzie,
ktoś ją ostrzegł po polsku: „Baśka, chodu!
Pewien chirurg ze wsi pod Warszawą
zwykł opijać wszystkie smutki kawą.
Wuj miał głupie pomysły,
poradził mu: Pijże whisky!
No i chirurg okrył się złą sławą.
Pewna Krysia z osiedla Kabaty
kupowała wszystko na raty.
Mąż sarkał, że przegina,
wyjmował swój puginał,
Krysiu – mówił – ja jestem bogaty.
Pewien Jacek żyjąc na Bemowie
jogą sobie reperował zdrowie.
Raz, gdy ćwiczył na klocku
żona rzekła: Panocku !
I mu dała tym klockiem po głowie.
Andrzej F – mieszkaniec Ursynowa
przed wszystkimi na ogół się chował.
Gdy się ukrył przed żoną,
dotąd go nie znaleziono,
choć zięć twierdzi, że pojechał do Rostowa.
Zdzisław – muzyk o sylwetce atlety
ubóstwiał schabowe kotlety.
Lecz w piątek, gdy żuł je przy Bachu,
najadł się też dużo strachu,
bo mu spadły na nuty, niestety.
21 maj 2019 r – Muszę tu coś dopisać, bo niby dlaczego nie? Po tych moich limerykach, „rozlimerykował” mi się też mój szwagier, którego wierszyki już tu kiedyś zamieszczałam (tzw. korespondencja rodzinno- „poetycka”) I przesłał trzy swoje. Rozumiem, że jest to : AKCJA budzi REAKCJĘ.
Pewna panna spod miasta Piaseczna
Bywa często frywolnie wszeteczna.
Lubi najpierw się wstawić
Potem idzie się bawić
Mówiąc „dzisiaj znów będę niegrzeczna”.
Pewien pan co z Piaseczna pochodził,
Tę wspomnianą już pannę nachodził,
Kwiaty nosi jej cięte
Lecz to dziewczę zacięte
Chce by szybciej się facet rozwodził.
Z wyrazami szacunku dla utalentowanej blogerki
(poniżej podpis szwagra, tez w formie limeryku)
Pewien jogin, co dostał po głowie
Lecz czym, tego nigdy nie powie.
Pisze czasem wierszyki,
Po czym wzrok ma tak dziki,
Że znów musi se stanąć na głowie.
KTO JESZCZE CHCE TU SOBIE „POLIMERYKOWAĆ”?
Z A P R A S Z A M!